News LoveKraków.pl

Nastolatki, śmierć i narkotyki. Historia jak z książki „My, dzieci z dworca Zoo”

Zdjęcie ilustracyjne fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Historia rodem z książki „My, dzieci z dworca Zoo” wydarzyła się w Krakowie. W efekcie dwie młode dziewczyny straciły życie. Sprawą zajęła się prokuratura, a postępowanie toczy się obecnie w krakowskim sądzie.
Lata 1975-1977. W Berlinie Zachodnim narasta fala narkomanii.

Christiane ma zaledwie 12 lat, kiedy pierwszy raz zapala haszysz. „Chłopaki z paczki przynieśli wielkie nargile. Najpierw w ogóle nie wiedziałam, co to jest. Kessi wyjaśniła, że oni palą haszysz i że mogę się przyłączyć. Nie bardzo wiedziałam, co to jest haszysz. Pamiętałam tylko, że to narkotyk i strasznie zabroniony” – opowiada w książce „My, dzieci z dworca Zoo”. To historia jej nałogu, jak również wielokrotnych prób wychodzenia z narkomanii. Po haszyszu Christiane bierze LSD. Później sięga po heroinę. „W toku składania wyjaśnień obwiniona podała, że jest jej konsumentką od lutego 1976 roku. Ponadto zimą 1976 roku zaczęła uprawiać nierząd, aby w ten sposób zdobyć pieniądze na zakup heroiny” – napisano w akcie oskarżenia przeciwko dziewczynie. Zarzucono jej, że „nabywała w Berlinie środki oraz preparaty, podlegające rozporządzeniom, nie posiadając koniecznego zezwolenia”.

Początkowo Christiane czuje lęk przed heroiną. Z drugiej strony imponują jej grupki narkomanów, „gdzie się ćpa”. Ostatecznie nastolatka dołącza do grona osób, które na Dworcu Zoo trudnią się prostytucją, żeby zarobić na narkotyki.

Mogłoby się wydawać, że tego typu historie to już przeszłość, której smutnym wspomnieniem jest słynna książka, napisana przez dziennikarzy niemieckiego „Sterna”. Okazuje się jednak, że problem dożylnego zażywania narkotyków nie minął wraz z latami 80. i 90. ubiegłego wieku. Młodzi ludzie nadal „dają w kanał”. Wstrzykują sobie morfinę czy wyekstrahowane z leków na katar substancje psychoaktywne. W ten sposób w Krakowie, w przeciągu zaledwie tygodnia, życie straciły dwie młode kobiety. Ta historia wydarzyła się w 2021 roku. Tuż obok nas.

Występują:

Michał J. –  łodzianin, obecnie 35-letni kawaler, utrzymujący się oficjalnie z renty. W tej historii jeden z większych zaopatrzeniowców w leki psychotropowe i substancje odurzające. Oferował m.in. Xanax, Relanium, metadon, morfinę czy klonozepam. W chwili zatrzymania miał też grzybki halucynogenne. Oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci Elżbiety.

Jan K.pochodzący z Tychów bezrobotny 27-latek, partner zmarłej Aleksandry. On również załatwiał i udzielał różnego rodzaju substancje: morfinę czy efedron. Tworzył mieszanki, oferował swoje mieszkanie do brania narkotyków, robił swoim znajomym iniekcje.

Michał P.urodzony w Niemczech w 1980 roku. Oskarżony o udzielanie i nakłanianie do używania różnego rodzaju środków odurzających oraz psychotropowych.

Wojciech Z.dziś 25-letni myśleniczanin. Rozprowadzał, zwłaszcza wśród nieletnich, m.in. mefedron, morfinę czy efedron. Zdaniem prokuratury guru nastolatków spod jednej z krakowskich galerii handlowych. Odpowiada karnie za kontakty seksualne z 14-latką i więzienie innej nastolatki.

Wszyscy byli w mieszkaniu, gdzie w ciągu tygodnia zmarły dwie młode kobiety.

Czarna skrzynka

19 września 2021 roku. Na pogotowie dzwonią uczestnicy libacji narkotykowej w jednym z krakowskich mieszkań. Elżbieta, lat 30, po wstrzyknięciu w żyłę podwójnej dawki narkotyków, pada nieprzytomna na podłogę. To ostatnie chwile jej życia. Obecni w mieszkaniu – jak będą później przekonywać krakowskich śledczych – próbują reanimować dziewczynę. Jednak bez skutku. Tydzień później kolejna młoda kobieta, zaledwie 18-letnia Aleksandra, zostaje wyniesiona z tego samego lokalu w czarnym worku.

Każdy z oskarżonych w tej sprawie mężczyzn przedstawia nieco inną wersję wydarzeń. Śledczy konkludują, że wszyscy chcą umniejszyć swoją rolę w tragicznych zdarzeniach, a także zdjąć z siebie jak największą odpowiedzialność. Nie tylko za śmierć kobiet, ale także za inne przestępstwa.

Co ostatecznie ustalili śledczy? Jan K. i Elżbieta wspólnie wynajmowali mieszkanie w Krakowie. Wprowadził się do nich Michał J., który przyniósł ze sobą zamykaną na kluczyk czarną skrzynkę z lekami. W środku była też karteczka opisana jako „menu” – z nazwami medykamentów, ich wagą oraz cenami. Według śledczych Elżbieta zajmowała się sprzedażą psychotropów, a w zamian mogła korzystać z lekarstw. Krakowska prokuratura opisuje, że kobieta była osobą głęboko uzależnioną i chorowała na schizofrenię. – Utraciła kontrolę nad ilością, czasem oraz intensywnością odurzania się, czego pełną świadomość miał Michał J. – można przeczytać w akcie oskarżenia.

Wróćmy jeszcze do dnia śmierci Elżbiety. Uczestnicy narkotykowej libacji zażywali wtedy morfinę, wstrzykując ją sobie do żył. Elżbieta przyjęła dodatkową porcję, a następnie upadła na podłogę. Zgon stwierdzili ratownicy medyczni. Według oskarżonego Jana K., dziewczyna przyjęła mieszankę Relanium, Medikinetu (lek na ADHD) i morfiny. Badania post mortem potwierdziły ostre zatrucie, spowodowane zażyciem różnych substancji.

27 września 2021 r. doszło do kolejnego zgonu w tym samym lokalu. Jan K. w swoich wyjaśnieniach stwierdzi, że wieczorem wypił po piwie z kolegą i zażył leki nasenne, bo miał problemy z zasypianiem po śmierci Elżbiety. Obudził się następnego dnia, koło godziny 16 i zauważył, żeOla się nie rusza i wygląda na martwą”. Zadzwonił najpierw do Michała J. Później na pogotowie.

10-metrowa lina

Obok tych tragedii rozgrywają się inne, niemniejsze, bo dotyczące osób bardzo młodych – najmłodsze z nich miały wtedy po 12-13 lat. Prokuratura twierdzi, że część z nich cierpiała na zaburzenia psychiczne. Dzieciaki, dziewczęta i chłopcy, zbierały się przy Galerii Krakowskiej.  

Pewnego dnia przyłączył się do nich Wojciech Z. Wtedy młody, nieco ponad 20-letni mężczyzna. – Od tego czasu w grupie pojawiły się narkotyki. Z. był dla jej członków swego rodzaju guru, zabiegano o jego względy. Wielokrotnie proponował małoletnim odbycie stosunków seksualnych oraz narkotyki – widnieje w akcie oskarżenia, sporządzonym przez krakowską prokurator Ewę Sachę. Śledczy twierdzą, że Z. wytwarzał efedron („kota”) z popularnego leku na katar. Klientom podawał go dożylnie, proszek można było też wciągnąć nosem. Nastolatkowie oddawali mu kieszonkowe, żebrali. – Wykorzystał ich uzależnienie, niedojrzałość emocjonalną i problemy psychiczne – stwierdza Ewa Sacha.

Wiele o Wojciechu Z. mówi fakt, że w domu jednej z „koleżanek”, pod nieobecność jej rodziców, zorganizował swoje urodziny, które trwały kilka dni. Z inną dziewczynką, która wtedy nie miała skończonych 15 lat, dopuścił się czynności seksualnych. Oprócz tego usłyszał zarzut wielokrotnego pozbawienia wolności innej dziewczyny. Krępował ją paskami lub sznurami. Z postępowania wynika, że nosił ze sobą 10-metrową linę.

Kto się przyznał, a kto nie

Wojciech Z. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Tłumaczył, że narkotyki zaczął brać, gdy poznał Jana K. To on miał być jego „nauczycielem” – najpierw robił mu zastrzyki, później pokazał, jak je wykonać samemu. W dniu śmierci Elżbiety miał tylko kupić od niej narkotyki. Co do czynności seksualnych, to tłumaczył, że to nie on był ich inicjatorem. Opowiadał, że często się z nią widywał w gronie znajomych. Ona miała pić dużo alkoholu i zażywać mefedron. Nie brała za to przepisanych jej leków. Przyznał, że w sytuacji, gdy dziewczyny nie miały pieniędzy na środki odurzające, proponował im seks. Skrępowanie innej nastolatki miało być tylko jednorazowym żartem.

Michał J. przyznał się częściowo do zarzutów, jednak w czasie składania wyjaśnień zmieniał swoje wersje. Twierdził, że wykupywał recepty, bo był zmuszany do tego przez dwie inne osoby. Przekonywał, że nie było go przy śmierci Elżbiety, a w kwestii Aleksandry wskazywał, że mógł jej coś dać Jan K. Przyznał również, że Wojciech Z. wykorzystywał nieletnie dziewczyny. Później odwołał jednak część swoich zeznań.

Jan K. nie przyznał się do zarzutów. Zarzekał się, że nigdy nie dawał Aleksandrze narkotyków i że był zły, gdy dziewczyna coś brała. Opowiadał, że widział, że Elżbieta handlowała różnymi środkami. Michał P. również nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Elżbieta miała być jego przyjaciółką. Nie było go w mieszkaniu w chwili zdarzenia. Chciał pomóc, gdy zobaczył ją leżącą na podłodze, ale „wiedział, że Ela nie żyje od godziny albo dłużej, bo cała była sina”. Stwierdził też, że musieli wziąć jakąś mieszankę. „Michał J., jako cięższy i zaprawiony w braniu narkotyków przeżył, natomiast Ela dostała zapadki – niewydolności krążeniowo-oddechowej” – wynika z jego tłumaczeń. Michał P. wskazał, że to nie pierwszy przypadek, kiedy J. jest przy czyjejś śmierci z powodu przedawkowania.

Inteligentni i zdolni

Prokurator Oliwia Bożek-Michalec, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Krakowie komentuje dla LoveKraków.pl, że ofiarami tego typu przestępstw są najczęściej młodzi ludzie: wrażliwi, inteligentni, zdolni, którzy z różnych powodów czują się zagubieni w otaczającym ich świecie. To osoby poszukujące akceptacji, przyjaźni i zrozumienia. Czyli tego, czego brakuje w ich życiu. – Zamiast na ludzi dobrych i życzliwych, trafiają na osoby takie jak oskarżeni, którzy wydają się być antidotum na wszelkie ich problemy, a w rzeczywistości uzależniają ich od siebie oraz od środków odurzających – dodaje.

Małoletni często nie są świadomi zagrożenia, jakie niesie ze sobą przyjmowanie takich substancji. – Przykład tej sprawy winien uwrażliwić rodziców nastolatków. Powinni rozmawiać ze swoimi dziećmi. Nie mogą się bać, nawet tych trudnych rozmów. W razie czego należy skorzystać z pomocy specjalistów. Akceptujmy i wspierajmy nasze dzieci. Akceptujmy ich odmienności – kwituje.

Proces oskarżonych jest w toku. 6 lutego słuchani mieli być biegli. Jak się dowiedzieliśmy, Jan K. oraz Wojciech Z. dobrowolnie poddali się karze. K. ma wyrok roku i 10 miesięcy więzienia, a Z. 3 lat i 10 miesięcy.