Nóż, narkotyki i podpalenie auta pod Krakowem. Magda G. już z wyrokiem

Magda G. czeka na wyrok fot. Artur Drożdżak

Półtora roku więzienia to prawomocny wyrok dla Magdy G. za posiadanie partii narkotyków i podpalenia auta znajomego Tomasza S. Potwierdziła również, że ugodziła go cztery razy nożem, ale zaprzeczała, by chciała uśmiercić mężczyznę.

Szczupła, uśmiechnięta 30-letnia brunetka z tatuażem na ręce na rozprawy była doprowadzana w konwoju policyjnym. To dlatego, że dźgnęła nożem znajomego Tomasza S. Do zajścia doszło w domu w Czarnochowicach koło Wieliczki, w którym mieszkała wtedy ona i mężczyzna. Parą jednak nie byli.

Twierdziła, że przygotowywała wtedy dla nich placki ziemniaczane, dwoma nożami obierała i kroiła ziemniaki. Doszło do kłótni z 41-latkiem i zadania ciosów w plecy.

– Nie umiem wytłumaczyć dlaczego to zrobiłam, to się nie powinno zdarzyć – twierdziła.

Mówiła, że oboje byli pijani, a ona dodatkowo pod wpływem amfetaminy. Nie chciała przyznać, czy Tomasz S. też był po zażyciu narkotyków.

Unikała ponadto jasnej odpowiedzi, co się właściwie wtedy stało i czy mężczyzna  nie próbował jej wykorzystać seksualnie.

Narzeczony jest, ale w więzieniu

Zapewniała, że ma narzeczonego, który aktualnie przebywa w zakładzie karnym w Nowym Wiśniczu i planowała przeprowadzić się do jego matki do Krakowa. Tu miała też zapewnioną pracę w warzywniaku na Prądniku Białym.

Po wyjściu z więzienia za kradzieże w 2013 r., jak mówiła, nie popełniała więcej przestępstw i pracowała.

Nie chciałam zabić Tomasza S. – nie kryła oskarżona. Co prawda on wyznał jej miłość, ale potem wulgarnie wyzywał. Potwierdziła, że dwa dni wcześniej oblała benzyną i spaliła mu samochód. Od ognia zajęło się też ogrodzenie sąsiedniej posesji, straty sięgnęły 1500 złotych.

Magdalena G. mówiła, że po tym incydencie pogodziła się z Tomaszem S., a później doszło do incydentu z nożami. Zadzwoniła po pomoc z telefonu kuzynki, która mieszkała w sąsiednim budynku. Noże wyrzuciła do pobliskiego rowu przy ulicy.

Potwierdziła, że słoik z marihuaną był jej własnością i narkotyk miała na swój użytek. Kilka pakuneczków z marihuaną wydała też policjantom, którzy przyjechali na interwencję. Prokurator chciał dla oskarżonej kary ośmiu lat i trzech miesięcy więzienia, ale sąd nie był taki surowy i skazał ją na półtora roku odsiadki. Ten wyrok jest prawomocny.