Operator żurawia, który runął w środę, opowiedział o tym, co działo się tego dnia na budowie. Rozmowa pojawił się na kanale Youtube Einara Thorwaldsena, gdzie poruszana jest tematyka pracy na żurawiach.
Na filmie słychać, że gospodarz programu – sam jest operatorem żurawia – rozmawia z operatorem żurawia, który zawalił się w wyniku silnego podmuchu wiatru i zabił dwie osoby. Pracownik przedstawił się jako Wojciech i odpowiedział, co tego dnia zdarzyło się na budowie przy ul. Domagały.
Pracownicy na pewno wiedzieli, że zapowiadany jest silny wiatr – nie tylko z alertów RCB, ale również swoich aplikacji pogodowych. Operator stwierdził, że nie będzie pracował w ten dzień, nawet nie wyjdzie na maszynę, bo zaczną się naciski, żeby jednak podał materiał, choć kilka razy. Na budowie jednak się pojawił o 7 rano.
Po rozmowie z kierownikiem budowy, udał się do swojego samochodu, bo o godzinie 10 miał usłyszeć decyzję dotyczącą tego, czy będzie mógł jechać do domu. Około godziny 9, podczas, gdy siedział w swoim samochodzie, doszło do tragedii.
– Widziałem, jak żuraw się przewraca, zadzwoniłem do swojej koordynatorki. Myślałem, że coś mi się przewidziało, ale zauważyłem, że maszyna nie stoi na swoim miejscu – opowiadał pracownik.
Pan Wojciech dodał, że służby zareagowały błyskawicznie, a on razem z innymi pracownikami zaczęli sprzątać dojazd, ponieważ był zagracony różnymi elementami, które z budowy zwiał wiatr.
Dlaczego żuraw się nie obracał?
Operator stwierdził, że czytając różne komentarze w mediach społecznościowych, gdzie domorośli eksperci pisali o przyczynach wypadku, poczuł się tak, jakby ktoś go spoliczkował. A to przez zarzuty, że żuraw nie został odpowiednio zabezpieczony.
Pracownik wytłumaczył, że żuraw został „zwiatrowany” poprzedniego dnia, a balast na dole ważył 80 ton. Dodał też, że już został przesłuchany i opowiedział wszystko, jak na „świętej spowiedzi”. Stwierdził też, że w taką pogodę nie powinno się pracować.
Cała rozmowa: