„Podwórze – pole wyobraźni” – taki będzie temat zaplanowanego na październik Międzynarodowego Biennale Architektury Kraków 2017. Architekci z Polski i zagranicy będą dyskutować i prezentować własne pomysły na tę niedocenianą, a ważną dla komfortu życia przestrzeń. O krakowskich podwórkach i tym, co można w nich zmienić, rozmawiamy z przedstawicielami Stowarzyszenia Architektów Polskich: Bohdanem Lisowskim, Krystyną Łyczakowską i Marcinem Włodarczykiem.
Jakub Drath, LoveKraków.pl: Głównym tematem najbliższej edycji biennale ma być „placemaking”. Co to jest?
Krystyna Łyczakowska: Chcemy skupić się na krakowskich podwórkach i zainteresować mieszkańców stworzeniem w nich sobie miejsca do życia. O ile większość planów i dyskusji dotyczy miejsc publicznych, takich jak ulice czy parki, my chcemy zwrócić uwagę na przestrzeń, która jest publiczno-prywatna. Ona dziś leży odłogiem, mieszkańcy nie mają pomysłów i nawet nie przychodzi im do głowy, że można tam coś zrobić. Nasze biennale ma im zaszczepić taką ideę, żeby spojrzeli na te swoje podwórka i zobaczyli, jak można by je zmienić. Mamy nadzieję, że to będzie inspiracja i że zmiany będą dokonywane przez samych użytkowników.
Doświadczenie pokazuje, że podwórka to miejsca niepodatne na zmiany. Wiele z nich wygląda dokładnie tak samo, jak dziesięć i dwadzieścia lat temu.
KŁ: Kiedyś na Kazimierzu przeprowadzono sondę na temat podwórek. Okazało się, że większość pytanych odpowiedziała, że chciałaby tam parkingu. To między innymi zainspirowało nas do tego, żeby właśnie nie pytać ludzi, czego chcą, tylko wręcz odwrotnie – pokazać im, że można inaczej.
Ale to wymagałoby tego, by wyjść z inicjatywą, pokonać w sobie wiele barier. W jaki sposób można nad tym pracować?
KŁ: To już nie jest zadaniem biennale. W nim uczestniczą architekci i artyści plastycy, fotograficy, którzy pokażą, co można by zrobić. Do działania musieliby się już zabrać sami mieszkańcy. Wybraliśmy trzy przykładowe podwórka, nad którymi będziemy pracować. Moim marzeniem jest, by ich mieszkańcy przyszli – nie ze strachem, że coś im próbujemy wcisnąć, ale z otwartością na nowe pomysły.
Co to za podwórka?
Bohdan Lisowski: Mamy trzy lokalizacje, bardzo różniące się od siebie. Najmniejsze podwórko przy ul. Floriańskiej jest w XV-wiecznej kamienicy. To mała przestrzeń, typowa dla Starego Miasta – obecnie niemal całkowicie zabetonowana. Drugie podwórko to kwartał kamienic z początku XX wieku, pomiędzy ulicami Królewską, Lea, Józefitów i placem Inwalidów. Ma dużą powierzchnię, podzieloną siatkami, na której są parkingi, śmietniki i trochę zieleni w postaci kilku drzew. Dodatkową trudnością jest tutaj zróżnicowany stan własnościowy. Trzecia lokalizacja to teren wokół bloku na osiedlu Podwawelskim, z przełomu lat 70. i 80. Największa powierzchnia, najbardziej otwarta, ale też wymagająca zagospodarowania. Więc mamy trzy przykłady i myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Mieszkańcy dostaną zestaw gotowych propozycji?
BL: Biennale nie jest konkursem realizacyjnym i nigdy nie było. To jest dyskurs, rozpoczęcie trudnego tematu. Te przestrzenie publiczno-prywatne są przeważnie zapomniane. Elewacje są odnawiane, ale gdy wchodzimy na podwórko, świat się zupełnie zmienia. A to jedna z najbardziej integrujących społecznie przestrzeni pomiędzy sąsiadami. Powinna być wizytówką, a najczęściej nie jest – być może dlatego, że mieszkańcy nie mają odwagi, żeby wyjść z własnego mieszkania i zamanifestować chęć zmiany swojego otoczenia.
Czy mamy dobre przykłady miast, które zmierzyły się już z tym tematem?
KŁ: Samo określenie „placemaking” pochodzi z doświadczeń amerykańskich, gdzie oczywiście nie mają podwórek średniowiecznych, ale już dawno dostrzegli, że ludzie muszą sami tworzyć swoją przestrzeń. Mają już w tej dziedzinie duże osiągnięcia. W Europie liderami w kształtowaniu przestrzeni i zainteresowaniu nią mieszkańców są kraje skandynawskie. W Polsce jeszcze wielu ludzi to po prostu nie obchodzi, bo to „nie jest ich”. Ale przykład projektów partycypacyjnych, takich jak „Superścieżka” pokazuje, że to się powoli zmienia.
To dość ryzykowny przykład, bo „Superścieżka” ciągle budzi sprzeczne emocje.
BL: „Superścieżka” nie jest też tak oddolną inicjatywą, o jakie nam chodzi w przypadku podwórek. Mam tu na myśli głównie zaangażowanie mieszkańców w proces projektowania. Początkowo podchodzili do tego bardzo nieufnie, a potem się stopniowo otworzyli i teraz widzą, że projekt zaczął być realizowany. Z tego co wiem, uważają dziś ten projekt za swój, identyfikują się z nim. Liczymy na to, że nasze dyskusje, wykłady i konkursy będą zaczynem do tego, by później zrobić kolejny krok.
Tym razem już bez wsparcia ze strony miasta czy inwestorów.
Marcin Włodarczyk: Trzeba nauczyć ludzi, że niektóre rzeczy trzeba sobie po prostu samemu wziąć. Wchodzimy w te podwórka, które nazywamy przestrzeniami półpublicznymi. One zasadniczo są prywatne, ale czasem nie są zamknięte. Dobrze byłoby nauczyć tych, którzy dysponują tymi przestrzeniami, że fajnie byłoby coś z nimi zrobić, poprawić swój komfort, ale też dać coś innym. I przekonać się, że jeśli ktoś podejmie inicjatywę i zacznie działać, to tylko nas ulepszy, a nie musi to oznaczać, że znikną zaraz kosze na śmieci.
Jak pogodzić estetyczną stronę takiego podwórka z jego użytkową stroną? Kosze na śmieci też muszą gdzieś stać. Gdzie poprowadzić granicę?
KŁ: Po to robimy biennale, czekamy na propozycje i opracowania ze strony architektów. Wnioski będziemy wyciągać później.
Co jeszcze będzie się dziać podczas biennale?
BL: Oprócz samego konkursu architektonicznego na te trzy podwórka, będzie też seminarium i konkurencja multimedialna. W ramach seminarium osoba, która się zakwalifikuje, będzie miała dziesięć minut na wystąpienie i może przedstawić swoje przemyślenia czy propozycje dotyczące podwórka. Przewidujemy trzydzieści takich wypowiedzi i one również będą podlegały ocenie jury. A do konkursu multimedialnego można zgłaszać fotografie, fotokasty i filmy. We wszystkich tych kategoriach chodzi właśnie o to, o czym rozmawiamy: gdzie przebiegają granice i co można na tych podwórkach zrobić. Biennale ma na te pytania odpowiedzieć.
Czy Państwa głos jest w takich sprawach słyszany?
BL: Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że tak. Chcemy, żeby to, co wypracowuje biennale, było głosem, do którego można się odwołać, kiedy zaczynają się prace nad jakimś tematem. Dobrym przykładem jest biennale poświęcone Rynkowi Głównemu, które stanowiło przykład jak mogłaby wyglądać płyta Rynku będąc salonem Europy. Dyskutowaliśmy też już o Błoniach czy o okolicach placu Centralnego w Nowej Hucie. Jako Stowarzyszenie nie mamy możliwości sprawczych, ale zawsze chętnie służymy wiedzą i radą.
Biennale odbędzie się w dniach 12-13 października 2017 w Centrum Kongresowym ICE. Więcej informacji na jego temat jest dostępnych TUTAJ.