Policjant leżał i strzelał. Trafił w drzewo, latarnię i wątrobę Patryka

Zdjęcie przykładowe fot. pixabay.com

Toczy się proces policjanta oskarżonego o postrzelenie Patryka M. Prokuratura uznała, że było to niczym nieuzasadnione użycie broni palnej. Funkcjonariusz nie przyznaje się do zarzutów.

Łukasz B. i Hubert P. to policjanci krakowskiej drogówki. 22 stycznia 2019 roku na ul. Włodarczyka zauważyli BMW bez tablicy rejestracyjnej i z niesprawnym oświetleniem. Ta interwencja mogła zakończyć się gorzej niż finalnie.

Łukasz B. ma 38-lat. Został oskarżony o przekroczenie uprawnień i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, zagrażającemu życiu. Wystrzelony z jego pistoletu pocisk przebił ciało Patryka P. na wylot, uszkadzając wątrobę i łamiąc żebro.

– W świetlne przepisów nie było podstawy do użycia broni – zauważył prokuratur w akcie oskarżenia.

Odwrócił się i został trafiony

O 15:15 BMW, którym jechał Patryk M. z żoną, zostało zatrzymane. Kierowca nie miał odpowiednich dokumentów, dlatego został zaproszony do nieoznakowanego radiowozu.

To, co się działo w środku, znane jest z nagrania. Jak zauważył prokuratur, policjanci podejrzewali, że zatrzymany do kontroli może być pod wpływem jakichś zakazanych środków. Zresztą, przyznał się do tego. Poprosił jednak o niekaranie go mandatem i odstąpienie od przeprowadzanie testu na obecność narkotyków w ślinie.

Gdy doszło do pobrania próbki, na nagraniu słychać otworzenie drzwi radiowozu, a po chwili huk wystrzału. Strzelał, pierwszy z 10 razy, Łukasz B., który stwierdził, że został uderzony w twarz (nie potwierdził tego jego partner, widnieje w akcie oskarżenia).

Patryk M. pobiegł w stronę os. Dywizjonu 303, najpierw w kierunku sklepów, a następnie parku. Biegnący za nim funkcjonariusz cztery razy strzelił w powietrze, miał też wydawać komendę, aby uciekający się zatrzymał.

W pewnym momencie policjant się przewrócił. Tak zeznało kilku świadków, którzy widzieli, co zaszło tego dnia. Leżąc, oddał sześć kolejnych strzałów: trafił w ławkę, latarnię uliczną i drzewo. Jeden pocisk dosięgnął Patryka M., akurat w chwili, gdy ten się obrócił w stronę policjanta.

Partner Łukasza B. dobiegł do nich, oddał strzał w powietrze, ale widząc, że kierowca leży, podszedł do niego i wezwał pomoc. Później zeznał, że widział, jak Patryk M. stał ok. 2-3 metrów od policjanta. Nie wierzy w to prokurator. A potwierdził biegły z zakresu balistyki, który określił, że między strzelającym a poszkodowanym musiało być ok. 65-70 metrów odległości.

To nie pierwszy raz?

Nie ma więc mowy o szarpaninie czy zarzucie próby odebrania broni funkcjonariuszowi, jak to było przekazywane zaraz po incydencie.

Łukasz B. na etapie postępowania przygotowawczego nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień.

Prokurator, podsumowując uzasadnienie aktu oskarżenia stwierdził jasno, że policjant nie miał prawa użyć w tym przypadku broni. Nie był on zagrożony, nie musiał odpierać „bezprawnego zamachu”, bo jednorazowe uderzenie takim nie jest. A ucieczka? Dane Patryka M. już były w systemie, dodatkowo nie był poszukiwany.

Prokurator uznał, że zamiar o użyciu broni przez policjanta narodził się już w radiowozie.

Co ciekawe, nie był to pierwszy problem związany z użyciem broni przez Łukasza B. Komenda miejska w 2017 roku prowadziła postępowanie wyjaśniające związane z tą kwestią.

News will be here

Aktualności

Pokaż więcej