Największy producent stali w Polsce składuje odpady w Nowej Hucie. Zgodnie z prawem, ale czy składowiska są bezpieczne dla ludzi i środowiska? Sprawdzamy, czy w rejonie ulicy Dymarek tyka bomba ekologiczna. I pytamy, kiedy rdzawe jeziorka znikną z nowohuckiego krajobrazu?
Artykuł powstał przy indywidualnej współpracy Bartosza Dybały ze Stowarzyszeniem Demagog.Jest lipiec 2018 roku. „Gazeta Krakowska” publikuje efekty dziennikarskiego śledztwa, przeprowadzonego wspólnie z RMF Maxxx. Dziennikarze informują, że w nowohuckim Pleszowie, na wschodzie Krakowa, tyka bomba ekologiczna. I to tuż obok miejsca, gdzie ludzie uprawiają marchewkę i rzepak.
„Gazeta Krakowska” podaje, że do znajdujących się tam stawów osadowych trafiają ścieki z huty ArcelorMittal Poland (firma przedstawia się jako największy producent stali w Polsce), a wraz z nimi cynk, rtęć, ołów i inne metale ciężkie. Mieszkańcy, z którymi rozmawiali dziennikarze, twierdzili, że po deszczu „cały ten szlam, zgromadzony w północno-wschodniej części Nowej Huty, na terenie około 180 hektarów, spływa do Wisły”.
„Urzędnicy odpowiedzialni za ochronę środowiska problemu za bardzo nie widzieli. Ale my, wspólnie z dziennikarzami RMF MAXXX, oddaliśmy zanieczyszczenia do badań. Naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej i Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie potwierdzili, że znajdują się w nich wysokie stężenia metali ciężkich” – czytamy w artykule „Gazety Krakowskiej”. Dziś, kilka lat od tej głośnej publikacji, wracamy do tematu i sprawdzamy, czy w rejonie ulicy Dymarek faktycznie znajduje się bomba ekologiczna? A jeśli tak, to czy wciąż tyka?
Odpady i popioły
Próżno szukać naukowej definicji bomby ekologicznej. Redakcja portalu „Teraz Środowisko” w swoim słowniku opisuje ją jako „[…] niezabezpieczone nagromadzenie dużej ilości substancji szkodliwych dla środowiska naturalnego, których przedostanie się do wód lub gleb może powodować szkody w środowisku”.
W rejonie ulicy Dymarek zlokalizowane jest główne składowisko odpadów z krakowskiej huty. „Na osadnikach składujemy odpady żelazonośne i popioły” – informował w 2018 roku ArcelorMittal Poland, w ślad za publikacją krakowskich dziennikarzy. Jak w odpowiedzi na nasze pytania przypomina dziś dr inż. Maciej Gliniak, prof. Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, składowisko uruchomiono w 1952 roku na potrzeby ówczesnej huty im. Lenina. „Później obiekt należał do huty im. T. Sendzimira, a obecnie jest własnością spółki ArcelorMittal Poland” – czytamy w e-mailu od naukowca, który na uczelni kieruje Laboratorium Fizyko-Chemicznych i Mikrobiologicznych Analiz Odpadów. Wskazuje, że na składowisku unieszkodliwiane są odpady hutnicze.
„Początkowo służyło hucie im. Lenina do deponowania odpadów z produkcji stali, które miały być obojętne dla środowiska. Z upływem lat i zmianami, zachodzącymi w procesie hutniczym, odpady prawdopodobnie przestawały takie być. Obecnie, według doniesień naukowych, na składowisku stwierdzono ponadnormatywne stężenia różnych metali ciężkich. Co do ich ilości i szkodliwości należałoby wykonać szczegółowe badania (...)” – przekonuje nas dr inż. Gliniak.
Zagrożenie dla ludzi
Pytamy go, czy znajdujące się przy ulicy Dymarek zanieczyszczenia zagrażają okolicznej przyrodzie, uprawom rolnym, ludziom? Jego zdaniem, jeżeli dane, które były publikowane przez naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i z Uniwersytetu Jagiellońskiego odzwierciedlają przekrój zanieczyszczeń w całej kubaturze składowiska, to można stwierdzić, że obiekt zagraża środowisku. „Powstało w czasach, kiedy ochrona środowiska praktycznie nie istniała. Stwierdzona obecność metali ciężkich może powodować różne choroby wśród ludzi (...). Ponadto w przypadku braku uszczelnienia podłoża, substancje te mogą przenikać do rzeki Wisły i powodować skażenie wód powierzchniowych oraz gruntowych” – twierdzi naukowiec.
I dodaje: „Mając na uwadze obecny stan środowiska i dostępną wiedzę w tym zakresie można stwierdzić, że składowisko może stanowić bombę ekologiczną”.
Kompleks składowisk
Naukowcem z krakowskiej AGH, który przeprowadził niezależne badania zgromadzonych w rejonie ulicy Dymarek odpadów, jest dr hab inż. Mariusz Czop, profesor tej uczelni, hydrogeolog. W wyborach samorządowych w 2024 r. bez sukcesu kandydował do Rady Miasta Krakowa z komitetu Łukasza Gibały.
Badacz precyzuje, że w Nowej Hucie znajduje się de facto kompleks składowisk. Badania zostały przez niego wykonane między majem a czerwcem 2018 roku, a sporządzona z nich prezentacja przedstawiona Radzie Miasta Krakowa. W odpowiedzi na nasze pytania naukowiec przekonuje, że skupił się na zbadaniu północnej części kompleksu, gdzie znajdują się jego zdaniem najbardziej toksyczne odpady metalurgiczne. Próbki do badań zostały pobrane z ich wierzchniej warstwy. Obrazowo: do laboratorium krakowskiej AGH trafił m.in. czarny i ceglasto-szaro-czerwony osad ze składowiska. Z podsumowania badań wynika, że odpady metalurgiczne, które znajdują się w rejonie ulicy Dymarek, zawierają bardzo wysokie stężenia cynku oraz wysokie zawartości ołowiu i manganu, a ponadto szkodliwe dla środowiska i ludzi pierwiastki chemiczne.
Niebezpieczne zanieczyszczenia
„Metale ciężkie, w tym ołów, są bardzo szkodliwe dla człowieka. Nie uśmiercają w sposób natychmiastowy, ale działając w dłuższej perspektywie czasu, powodują ogromne szkody w organizmie i są odpowiedzialne za szeroki wachlarz chorób, takich jak: choroby układu sercowo-naczyniowego, wątroby, nerek, krwi, układu nerwowego, kostno-stawowego, a także za nowotwory. Najbardziej groźna dla ludzi jest sytuacja, gdy metale ciężkie występują w spożywanej żywności lub wodzie pitnej” – podkreśla dr hab. inż. Czop.
W raporcie z badań naukowiec zwrócił uwagę, że „w związku z drobnoziarnistą postacią odpadów i brakiem odpowiednich zabezpieczeń przed pyleniem”, może dochodzić do roznoszenia toksycznych zanieczyszczeń w otoczeniu kompleksu składowisk. „To istotny czynnik narażenia zdrowia okolicznych mieszkańców” – wskazuje ekspert. I dodaje, że w rejonie ulicy Dymarek są pola uprawne, na które przez lata mogły przedostawać się zanieczyszczenia. Wskazuje, że „cały teren wokół krakowskiego kombinatu metalurgicznego przez lata znajdował się w strefie opadu metalicznego pyłu z instalacji huty i jej składowisk”.
Ścieki w rzece?
Dr inż. Gliniak pisał, że substancje ze składowiska mogą przenikać do rzeki Wisły. Naukowiec z Akademii Górniczo-Hutniczej wskazuje wprost: „wody technologiczne z kompleksu składowisk trafiały do tzw. akwenu portowego, połączonego z Wisłą, i bezpośrednio do tej rzeki. Stwierdzono w nich bardzo wysokie zawartości związków azotowych oraz chlorków, bromków, a także istotne zawartości rtęci”. I dodaje: „Nie można w XXI wieku dłużej pozwalać na to, aby ścieki, w tym zawierające silnie toksyczne substancje, bez żadnego oczyszczania trafiały do rzek. Trzeba to zmienić, zaczynając od dużych podmiotów, bogatych firm światowych, schodząc do poziomu oczyszczalni komunalnych i małych trucicieli”. Czy to prawda, że wody technologiczne z kompleksu składowisk trafiały do Wisły? – pytamy przedstawicieli krakowskiej huty. W odpowiedzi słyszymy, że ArcelorMittal Poland działa zgodnie z prawem oraz pozwoleniami, które posiada.
Wpływ odcieków ze składowisk na wody powierzchniowe (zaliczane są do nich również rzeki) sprawdzali pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Krakowie. Badania wykazały, że poza jedną próbką (przekroczenie zawartości potasu), normy nie są przekroczone.
Problem ogólnopolski
Naukowiec z Akademii Górniczo-Hutniczej zwraca uwagę, że problemem nie jest tylko kompleks składowisk przy ulicy Dymarek w Krakowie. Wskazuje, że w całej Polsce tereny zanieczyszczone w wyniku długoletniej działalności przemysłowej mogą, „według bardzo ostrożnych szacunków, zajmować nawet ok. 8 000 km2”. Dodajmy, że taki szacunek jest już nieco stary – można go znaleźć w źródłach już z 2012 roku. Jego zdaniem wszystkie składowiska i tereny potencjalnie zanieczyszczone trzeba po pierwsze rzetelnie zbadać, a następnie zabezpieczyć, tak aby przestały stwarzać zagrożenie dla ludzi i środowiska. „Niestety, w tym zakresie praktycznie nic się nie dzieje. Nie ma informacji o planach ArcelorMittal Poland na wykonanie odpowiedniej rekultywacji i remediacji” – dodaje dr hab. inż. Mariusz Czop.
W przesłanym nam oświadczeniu ArcelorMittal zapewnia, że składowiska nie wykazują „negatywnego oddziaływania [...] na środowisko”. Tak wynika z kontroli, które przeprowadzał m.in. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie. Przedstawiciele krakowskiej huty zapewniają również, że od momentu powstania składowisk, były one wielokrotnie modernizowane i remontowane. „Modernizacjom podlegały obwałowania, komory przelewowe, kładki, rurociągi, system drenażu i inne elementy instalacji” – czytamy w oświadczeniu.
Brak naruszeń
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie potwierdza, że kontrolował składowiska w rejonie ulicy Dymarek. „WIOŚ nie jest właściwy do tego, aby stwierdzić, czy zagrażają one przyrodzie, uprawom i mieszkańcom” – twierdzą jego przedstawiciele. Ostatnią kontrolę wszystkich składowisk ArcelorMittal Poland w Nowej Hucie WIOŚ przeprowadził w listopadzie i grudniu 2024 roku. Nie pobierano wówczas próbek do badań. Na podstawie m.in. oględzin inspektorzy nie stwierdzili „naruszeń przepisów ochrony środowiska”. Sprawdzamy, co wykazały poprzednie kontrole. W 2018 roku WIOŚ stwierdził, że jakość wód podziemnych jest zła: „w związku z zawartością [...] chlorków i siarczanów”. Kompleksową kontrolę inspektorzy prowadzili w 2019 roku. Wówczas pobrali próbki do badań. Wykazały, że odpady zawierają metale ciężkie, ale w ilościach nieprzekraczających dopuszczalnych norm. Przypomnijmy: w 2018 roku na łamach „Gazety Krakowskiej” ówczesny zastępca małopolskiego wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska mówił, że na składowiskach nie ma metali ciężkich.
Badania na zlecenie urzędu miasta
W 2019 roku w pobliżu ulic Dymarek i Karowej, w rejonie składowiska pohutniczych odpadów, badania na trzech działkach przeprowadził też krakowski magistrat. Stwierdzono przekroczenia dopuszczalnych zawartości pestycydów i substancji ropopochodnych. Nieruchomości Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Krakowie wpisała do rejestru historycznych zanieczyszczeń.
Trwa zamykanie składowisk odpadów
W ArcelorMittal Poland przekonują, że na składowiskach w rejonie ulicy Dymarek nie ma „odpadów niebezpiecznych zdefiniowanych w ustawie o odpadach” (art. 3 ust. 4). „Osadniki są zakwalifikowane jako składowiska odpadów innych niż niebezpieczne i obojętne” – czytamy w oświadczeniu krakowskiej huty. Jej przedstawiciele podkreślają, że składowiska prowadzą zgodnie z pozwoleniem zintegrowanym oraz zgodnie z zatwierdzonymi przez urząd marszałkowski instrukcjami prowadzenia składowisk.
I zapewniają, że rozpoczęli proces ich zamykania. Wskazują, że składowisko popiołów i żużli już zostało zamknięte: na dziewięć miesięcy przed upływem terminu, wyznaczonego w harmonogramie przez marszałka województwa małopolskiego. „Prace rekultywacyjne zakończyły się na tym składowisku 30 września 2024 roku” – przekonują nas w krakowskiej hucie. ArcelorMittal Poland deklaruje, że nie korzystał z niego od 2019 roku. „Obsiany trawą teren o powierzchni 68 ha, jaki pozostał po tym składowisku, będzie mógł zostać wykorzystany np. pod budowę farmy fotowoltaicznej – zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego” – czytamy w oświadczeniu, które przesłała krakowska huta.
ArcelorMittal planuje również zamknąć składowisko odpadów żelazonośnych, które także nie jest używane od 2019 roku. Na razie krakowska huta wystąpiła w tej sprawie do Głównego Instytutu Górnictwa – Państwowego Instytutu Badawczego. Chodzi o przygotowanie koncepcji zamknięcia składowiska.
Współpraca z naukowcami
W 2021 r. ArcelorMittal Poland podpisał z AGH w Krakowie porozumienie, dotyczące współpracy na rzecz zagospodarowania odpadów żelazonośnych na potrzeby gospodarki. „Eksperci z uczelni starają się pozyskać fundusze na pilotażowe badania rozwiązań technologicznych, umożliwiających zagospodarowanie odpadów [...] w sposób ekonomicznie uzasadniony i bezpieczny dla środowiska naturalnego” – twierdzą w krakowskiej hucie.
Z kolei na składowisku (głównie żużla) w Pleszowie firma, zgodnie z deklaracją, nie składuje odpadów już od 2016 roku. Dotychczas usunięto z niego ponad 30 mln ton odpadów. Główny Instytut Górnictwa opracował koncepcję zamknięcia tego składowiska „poprzez jego rekultywację”. Składowiska odpadów, z których krakowski oddział ArcelorMittal Poland już nie korzysta, po zakończonej rekultywacji i formalnym zamknięciu mają przejść w tzw. fazę poeksploatacyjną. W tym czasie, przez kolejnych 30 lat, mają być objęte nadzorem i monitoringiem.
Podsumowanie: Jeśli jest to bomba, to od lat trwa jej rozbrajanie
Podsumowując, z przygotowanego w 2018 roku raportu dr hab. inż. Mariusza Czopa wynikało, że odpady zgromadzone na terenie składowisk ArcelorMittal Poland zawierają wysoką zawartość szkodliwych pierwiastków. Z kolei w wodach odprowadzanych ze składowisk w kierunku Wisły stwierdzono bardzo wysokie zawartości niebezpiecznych związków. Także z przeprowadzonych rok później wstępnych badań na terenie trzech nieruchomości w rejonie składowiska wynikało, że na powierzchni tamtejszej ziemi znajdują się substancje stwarzające ryzyko dla gleby.
Wnioski z badań Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Krakowie wydają się jednak uspokajające. Kontrola z 2018 roku rzeczywiście potwierdziła zły stan wód podziemnych. Jednak kolejne kompleksowe badania nie wykazały, że zawartość metali ciężkich w odpadach przekracza dopuszczalne normy. Przekroczenia norm, poza jedną próbą, nie wykazano także w wodach i ściekach wypływających ze składowiska. Z analizy wynikało, że za stan wód podziemnych nie musi odpowiadać koniecznie składowisko. ArcelorMittal Poland deklaruje, że od kilku lat nie przekazuje odpadów żelazonośnych i popiołów na składowiska. Ponadto rozpoczął proces zamykania składowisk odpadów. Po jego ukończeniu, przez kolejne lata, teren będą monitorowały niezależne jednostki badawcze.
Artykuł powstał przy indywidualnej współpracy Bartosza Dybały ze Stowarzyszeniem Demagog.