W XXI w. zwierzęta wciąż cierpią: w turystyce, ale również w ciasnych klatkach. – Czy zysk legitymizuje cierpienie? To pytanie retoryczne. Musimy pytać: co trzeba zrobić, by zwierzęta nie były okrutnie wykorzystywane? – mówi dr hab. Aneta Kaźmierczyk, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Dr hab. Aneta Kaźmierczyk, prof. UEK i dyrektor Instytutu Prawa tej uczelni przypomniała, że istotny z punktu widzenia praw zwierząt był przełom XIX i XX wieku. – Zaczęto bowiem dostrzegać, że zwierzęta mają uczucia – podkreślała Kaźmierczyk.
Mimo to w XXI wieku wciąż cierpią, choćby na fermach futrzarskich, o czym opowiadała Bogna Wiltowska, wiceprezeska i dyrektorka ds. śledztw i interwencji w stowarzyszeniu Otwarte Klatki. Wyliczyła, że w Polsce na futra hoduje się ok. 3,5 mln zwierząt, głównie norek amerykańskich. – Poza norkami hoduje się też lisy polarne, które są gatunkiem całkowicie obcym dla naszego ekosystemu. Fakt, że lisy polarne hodowane są na futra w naszym klimacie, ma reperkusje dla ich dobrostanu – podkreślała Wiltowska. Wspomniała, że zwierzęta na fermach rodzą się w klatkach w kwietniu oraz w maju. Są zabijane późną jesienią, po upływie 6-7 miesięcy. W tym czasie jedyne momenty opuszczenia klatki to odseparowanie od matki i czynności techniczne, np. ważenie. Norki są uśmiercane przez zagazowanie, a lisy i jenoty przez rażenie prądem.
Zwierzęta hodowane na futra spędzają całe życie w ciasnych klatkach na drucianym podłożu, przez co cierpią m.in. z powodu wysokiego poziomu stresu, agresji w stosunku do innych osobników lub autoagresji, pogryzień, kanibalizmu, apatii czy uszkodzeń ciała. Często ignorowanym skutkiem uwięzienia w klatce, a być może najbardziej dotkliwym dla zwierząt, jest stereotypia, czyli zaburzenie psychiczne objawiające się powtarzaniem czynności, które nie służą zaspokojeniu potrzeb fizjologicznych (np. kręcenie się w kółko, odbijanie się od ścian klatki). Jest to spowodowane brakiem bodźców zewnętrznych i nudą.
Walka o zakaz hodowli zwierząt na futra toczy się w Polsce od kilkunastu lat: i nadal trwa.
Instagramowe oczy
Robert Kuchar jest pilotem wycieczek oraz podróżnikiem. Na Uniwersytecie Ekonomicznym opowiadał o cierpieniu zwierząt, wykorzystywanych w turystyce. Podawał przykład kukanga małego, bardziej znanego pod nazwą lori. To małpiatka, z którą turyści w Azji mogą robić sobie zdjęcia. – Piękne oczka tego zwierzęcia idealnie nadają się na Instagrama. Tyle że w naturalnym środowisku lori unika jakiegokolwiek kontaktu z człowiekiem, a ponadto jest przystosowane do życia w nocy. Takie sesje fotograficzne to dla niego ogromny stres – wskazywał Kuchar. I dodawał: – Później małpiatki są wypuszczane na wolność, ale już w środowisku naturalnym się nie odnajdują.
Robert Kuchar mówił też o cierpieniu delfinów oraz słoni, jak również podpowiadał, czego powinniśmy unikać w podróży, by do tego cierpienia nie przykładać ręki. – Fotografujmy zwierzęta tylko w ich naturalnym środowisku. Nie dokarmiajmy ich. Czy potrzebujemy tych wszystkich pseudoatrakcji? Nie wystarczy nam piękny widok sawanny, słonia, Kilimandżaro? – dopytywał.
Maria Januszczyk, wiceprezeska stowarzyszenia Prawnicy na Rzecz Zwierząt przypomniała, że na tle całej Europy Polska ma jedną z najbardziej progresywnych ustaw o ochronie zwierząt. – Ustawa, która weszła w życie w 1997 roku, była wyczekiwana od lat. Dzięki niej pierwszy raz w historii polskiego prawodawstwa inne niż ludzie żyjące istoty zostały wyodrębnione z kategorii rzeczy – podkreślała Januszczyk. Szkopuł w tym, że jej zdaniem do dziś sądy, policja oraz prokuratura nie do końca wiedzą, jak tę ustawę należy stosować.
Stowarzyszenie, którego jest wiceprezeską, pro bono organizuje i wspiera różne inicjatywy na rzecz poprawy stanowienia i stosowania prawa ochrony zwierząt. – W tym celu m.in. opiniujemy akty prawne, prowadzimy szkolenia i wykłady, udzielamy porad prawnych, wspieramy organizacje oraz osoby fizyczne w postępowaniach karnych, cywilnych oraz administracyjnych, które dotyczą ochrony zwierząt – mówiła Maria Januszczyk.
Opaska Temidy
Dr hab. Kaźmierczyk podkreślała, że potrzeba dalszego działania na rzecz zwierząt. – Temida ma zawiązane oczy. Dzięki temu, że nie widzi, ma czynić sprawiedliwość. Temida trzyma też dwuszalową wagę. Gdy na jednej szali położymy sztabki złota, a na drugiej duszę zwierząt, której ponoć zwierzęta nie mają, co przeważy? – zastanawiała się Kaźmierczyk. I pytała: – Co musimy zrobić? Musimy zerwać tę przepaskę. Musimy widzieć. Osoby, które tutaj zaprosiliśmy, nie zadają sobie pytania: czy zysk legitymizuje cierpienie? Te osoby pytają, co trzeba zrobić, by zwierzęta nie były okrutnie wykorzystywane?