„Kto nam będzie zrazy robił?”. Jak kobiety torowały sobie drogę do nauki na UJ

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

„Męża nie znajdziesz, mężczyźni uczonych kobiet nie lubią”, „zatracimy najistotniejsze cechy narodowe”. Gdy 130 lat temu kobiety zyskały prawo do studiowania na UJ, obiekcji wśród profesorów nie brakowało. Najbardziej opierał się wydział prawa, w końcu kobiecy temperament z pracą prawnika miał się zupełnie nie łączyć. Pierwsze studentki i pracowniczki UJ szybko jednak udowodniły, że znalazły się we własciwym miejscu.

A może mężczyźni nie chcą dopuszczać kobiet do wyższej edukacji z zazdrości? Może po prostu boją się o swoją pozycję? W końcu dziewczynki w dzieciństwie szybciej uczą się mówić, może więc kobiety są nawet bardziej uzdolnione do tego, by się kształcić? – tak sparafrazować można przemyślenia prof. Andrzeja Glabera z Kobylina, który już w 1535 roku bronił prawa kobiet do edukacji wyższej.

Prof. Glaber był jednak w swych rozważaniach osamotniony. W tamtych czasach kobiety o studiach nie miały co marzyć, a pojedyncze światełko nadziei w postaci myśli ówczesnego profesora Akademii Krakowskiej na niewiele się zdało. I to na kilka wieków. Prawo do nauki na Uniwersytecie Jagiellońskim kobiety zyskały bowiem dużo, dużo później, bo dopiero w 1894 roku, a i to nie na wszystkich wydziałach. Pierwsze studentki nie przez wszystkich też zostały przyjęte z otwartymi ramionami.

Na co paniom to wszystko?

„Moja żona w naukę się nie bawi”; „Kto nam będzie zrazy robił i bardziej przygotował te tradycyjne polskie potrawy. Zatracimy nasze najistotniejsze cechy narodowe i religijne”; „Męża nie dostaniesz, bo mężczyźni nie lubią uczonych kobiet” – to ledwie wycinek cytatów kierowanych w stronę chłonących wiedzę młodych kobiet. Przeciwnikami ich walkę o wyższą edukację były nawet postaci wciąż dziś znane i szanowane, takie jak Henryk Jordan (choć jego akurat później do sprawy udało się przekonać) czy Ludwik Rydygier, który swego czasu powiedział tak:

„Dopóki w Mydlnikach słowik śpiewa i żer do gniazdka przynosi samiczce, dopóty kobieta jako samodzielna istota pracować nie będzie”.

A to kolejny cytat, tym razem prof. Antoniego Wierzejskiego, które przytoczyła w swoich wspomnieniach jedna z pierwszych studentek UJ, Jadwiga Sikorska-Klemensiewiczowa: „I na co paniom to wszystko? Powinnyście teraz wejść na wysoką górę, aby wam wichry całą tę naukę z głowy wywiały".

Akuszerki i pierwsze absolwentki

To właśnie ten ostatni cytat stał się hasłem towarzyszącym wystawy otwartej jesienią w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, poświęconej właśnie historii kobiet na najstarszej polskiej uczelni. Nie tylko zresztą pierwszym studentkom. W końcu, choć mówi się o tym niewiele, kobiety z Uniwersytetem Jagiellońskim związane były znacznie wcześniej, począwszy od królowej Jadwigi, której rola w kreowaniu Uniwersytetu była niepodważalna, przez praczki, kucharki, posługaczki, sekretarki, magazynierki, instrumentariuszki i pracowniczki drukarni, po akuszerki, czyli dzisiejsze położne. Te ostatnie nazwać można nawet pierwszymi nieformalnymi studentkami, by przygotować się do uprawiania zawodu, odbywały bowiem na UJ specjalne kursy już pod koniec XVIII wieku.

– Oczywiście ukończenie takiego kursu nie wiązało się z uzyskaniem tytułu magistra, kobiety jednak uczyły się pod okiem kadry profesorskiej Uniwersytetu. Zdrowie i bezpieczeństwo rodzących się dzieci oraz ich matek było na tyle ważne, że umożliwiono im pobieranie nauk, które kończyły się uzyskaniem uprawnień do uprawiania swojego zawodu – tłumaczą kuratorzy wystawy na UJ, Karolina Wawok i Marcin Bojda. 

Karolina Wawok, Joanna Ślaga i Marcin Bojda
Karolina Wawok, Joanna Ślaga i Marcin Bojda

Za pierwsze absolwentki UJ uważa się jednak siostry Konstancję i Filipinę Studzińskie. Kobiety (siostry tak zakonne, jak i z urodzenia), zdobyły tytuły magistra farmacji już w 1824 roku, a wszystko zaczęło się od konfliktu pomiędzy nimi a krakowskimi profesorami, którym nie podobało się, że Studzińskie prowadzą aptekę przy szpitalu św. Łazarza bez odpowiednich uprawnień. – Profesorowie twierdzili, że siostry nie mają wystarczającego wykształcenia, by sporządzać i wydawać pacjentom różne aptekarskie receptury i lekarstwa, w związku z tym wysłano je na studia z zakresu farmacji. Nauka wyglądała dla nich jednak nieco inaczej niż w przypadku studiujących na UJ mężczyzn, siostry Studzińskie nie mogły bowiem uczęszczać na zajęcia na uczelni, odbywały za to prywatne lekcje z uniwersyteckimi profesorami. Nawet egzamin magisterski odbywał się nie w murach UJ, a w przyszpitalnej aptece – opowiada Karolina Wawok.

Wywrotowe małżeństwo

Sporo zamętu w sprawie prawa kobiet do studiowania wywołało też słynne małżeństwo, Odo i Kazimiera Bujwidowie. – To była wyjątkowa para. Oboje przybyli do Krakowa z zaboru rosyjskiego, a swoją bezkompromisowością i nieustępliwością wywoływali sporo kontrowersji, niejednokrotnie wiercąc dziurę w brzuchu zasiedziałym krakowskim konserwatystom – mówi Marcin Bojda. – On, profesor Uniwersytetu, bakteriolog, później założył swoją wytwórnię surowic i szczepionek. Ona, kobieta o wielkich zainteresowaniach naukowych i intelektualnych, nie mogła ich jednak rozwijać. Stała się więc wielką bojowniczką o prawa kobiet, dziś nazwalibyśmy ją aktywistką.

To właśnie do mieszkania Bujwidów skierowała swe kroki Maria Curie-Skłodowska, kiedy dowiedziała się, że mimo wysokich kwalifikacji pracy na UJ jednak nie dostanie. Tylko dlatego, że jest kobietą. – To zdarzenie w swoich pamiętnikach opisał Odo Bujwid, wspominając, jak Skłodowska razem z Kazimierą płakały nad kobiecym losem i zastanawiały się, co zrobić, by kobiety mimo wszystko mogły swoje ambicje i marzenia zawodowe jednak realizować – opowiada Bojda.

I dodaje, że Kazimiera Bujwidowa w końcu znalazła pewien sposób, by kobiety marzące o wyższej edukacji mogły swoich sił na UJ spróbować. Wyszukała w prawie austriackim przepis, zgodnie z którym w specjalnych okolicznościach, w uzasadnionych przypadkach, kobietom wolno było uczestniczyć w zajęciach na uniwersytetach jako hospitantkom. I choć nie dawało to pełni praw studenckich ani możliwości zdobycia dyplomu, była to już jakaś możliwość zdobycia wyższej edukacji. Kazimiera Bujwidowa namówiła więc 54 kobiety, by złożyły na UJ specjalne wnioski.

- Profesorowie nad każdym z nich musieli się pochylić, mieli więc sporo dodatkowej, papierkowej pracy. To miało im dać do myślenia, że problem może jednak dałoby się rozwiązać bardziej systemowo, by w przyszłości z każdym takim podaniem już się tak nie męczyć – opowiadają kuratorzy wystawy na UJ. 

Ostatecznie z 54 podań zaakceptowane zostały trzy. Na studia poszły więc pierwsze trzy kobiety: Jadwiga Sikorska-Klemensiewiczowa, Janina Kosmowska i Stanisława Dowgiałło. Wszystkie miały już za sobą praktykę farmaceutyczną, wyposażone więc już były w sporą dawkę wiedzy. Poza tym miały pełną świadomość ciężaru odpowiedzialności, jaki na nich spoczywa. W końcu to one miały świadczyć właściwie za całą swoją płeć, udowadniając, że miejsce dla kobiet na Uniwersytecie znaleźć się zdecydowanie powinno.

– I to im się udało – uśmiechają się Karolina Wawok i Marcin Bojda.

Ta słynna kobieca natura

Trzy pierwsze hospitantki otworzyły drzwi swoim następczyniom, od 1897 r. pełnoprawnym już studentkom. Nie wszędzie były jednak one mile widziane, a wśród profesorów bynajmniej nie panowała zgoda co do tego, czy kobiety na Uniwersytecie powinny się uczyć, czy nie. Obiekcje bywały różne, począwszy od całkiem racjonalnych, związanych z brakiem odpowiedniego szkolnictwa dla dziewcząt na poziomie przygotowującym do matury, przez te zdecydowanie mniej racjonalne, związane z przypisanymi tradycyjnie do kobiet rolami, po obiekcje powodowane poglądami o tak zwanej kobiecej naturze.

Te najbardziej widoczne były prawdopodobnie na ówczesnym Wydziale Prawa, który to dopuścił kobiety do nauki w swej jednostce dopiero w roku 1919. Dlaczego? Po prostu, zdaniem lwiej części tamtejszej kadry kobiety ze swym temperamentem nie powinny pełnić takich funkcji jak prokuratorki, obrończynie, czy sędziny. Po prostu się do tego nie nadają.

Oczywiście kobietom chcącym kształcić się w kierunku prawnicznym nie było to w smak. I są na to dowody. Choćby list jednej ze studentek z 1918 r., w którym opisywała swojej matce spotkanie z rektorem i dziekanem wydziału. „Obaj zrobili takie miny, że pewnie nic z tego nie będzie. Rektor się nawet bardzo zdziwił, kiedy mu powiedziałam, że w Warszawie kobiety są zwyczajnymi słuchaczkami na prawie. No ale jeśli do końca czerwca nie rozpatrzą tej sprawy albo jeśli dadzą odmowną odpowiedź, to zrobimy awantury na uniwersytecie, więc tym zmamuciałym stańczykom nagada się takich rzeczy, jakich dawno nie słyszeli” – możemy przeczytać we fragmencie listu.

– Jak widzimy, studentki w słowach nie przebierały, zwłaszcza jak przychodziło im się mierzyć z niechętnymi kształceniu kobiet profesorami. Potrafiły bardzo stanowczo o swoje prawa walczyć – uśmiechają się kuratorzy wystawy, zaznaczając jednak, że ostatecznie wielu akademików po jakimś czasie zmieniało zdanie i kobiety na swoje zajęcia zaczynało przyjmować. 

Pierwsze doktorki i profesorki

Same studia to oczywiście jednak nie wszystko. Bo wiele kobiet na uczelni chciało zostać i robić naukową karierę, tak jak ich koledzy. I tu droga była wyboista, ale z czasem się udało. Pierwszą asystentką na UJ została w 1904 r. Wanda Herzog-Radwańska, dwa lata później Uniwersytet dorobił się pierwszych kobiet z tytułami doktora – były to Stefania Tatarówna i Helena Donhaiser-Sikorska. Co ciekawe, promotorem pracy tej drugiej był wspomniany już Henryk Jordan, początkowo przeciwnik studiów kobiecych.

Pierwszą docentką UJ została z kolei Helena Gajewska, na kobiety z tytułem profesorek trzeba było z kolei poczekać aż do dwudziestolecia międzywojennego. Wtedy to pierwszymi profesorkami zostały Helena Willman-Grabowska oraz Jadwiga Wołoszyńska, pierwsza – iranistka i indolożka, druga – specjalistka z zakresu fykologii, a więc nauki o glonach. Obie kobiety znalazły się w gronie profesorów aresztowanych w trakcie Sonderaktion Krakau, ostatecznie jednak nie podzieliły tragicznego losu swoich kolegów. Po tym, jak zostały przez Niemców wypuszczone na wolność, natychmiast poinformowały środowisko o tym, co się stało i rozpoczęły pracę nad ocaleniem przed hitlerowcami wszystkiego co się da na Uniwersytecie.

O tych i wielu innych kobietach opowiada wystawa w Collegium Maius. Są więc i postaci takie jak Maria Estreicher, Klementyna Zubrzycka-Bączkowska, Simona Kossak, czy Halina Nelken, a nawet Wisława Szymborska, która choć musiała porzucić studia socjologiczne z powodów osobistych, z UJ wciąż czuła się mocno związana. Na tyle, że przekazała uczelni swój medal Nagrody Nobla, który również znajduje się na wystawie. 

Nie brakuje tu również ciemniejszych kart historii, a więc opowieści o latach wojen światowych i kobietach, które mimo trudności dbały o ciągłość misji na UJ, choćby prowadząc tajne komplety. Takich jak Maria Malkiewicz-Strzałkowa, która studentki na zajęcia do swojego mieszkania zapraszała z robótkami ręcznymi dla niepoznaki. Lub takich jak Krystyna Pieracka, historyczka działająca w szeregach AK, której mieszkanie służyło jako punkt dla kurierów, a ona sama skrupulatnie zbierała informacje na temat hitlerowskiego terroru w Krakowie, za co groziły najsurowsze kary.

Ostatnia szansa na obejrzenie wystawy

- Ważnych kobiet w historii Uniwersytetu było wiele, gdyby nie ograniczająca nas przestrzeń, wystawa byłaby z pewnością o wiele większa – uśmiecha się wicedyrektor Muzeum UJ Joanna Ślaga.

I tłumaczy, skąd wziął się pomysł na taką, a nie inną wystawę: - Historia kobiet w życiu społeczności akademickiej UJ zawsze nas intrygowała. Intrygowała naszych zwiedzających, intryguje też naszych studentów. Do tej pory jednak w popularnej narracji przedstawiana była punktowo, jako element większej całości, a chcieliśmy pokazać, że jest to temat wart szerszej ekspozycji i dyskusji. W dodatku temat wciąż ważny, problematyka wykluczenia i równego uczestnictwa jest nadal żywa, otwieramy się więc na nowe dyskusje, nowe refleksje, starając się połączyć piękne historie życia kobiet z przeszłości z współczesnością. Jestem niezmiernie dumna z tej wystawy i mam nadzieję, że dzięki niej dołożymy cegiełkę do budowania świadomości, zrozumienia i pewnej wrażliwości.

Wystawę „I na co Paniom to wszystko? O kobietach na Uniwersytecie Jagiellońskim" oglądać można w Muzeum UJ Collegium Maius przy ul. Jagiellońskiej 15 tylko do 31 stycznia.

Finisaż wystawy połączony z podsumowaniem roku jubileuszowego odbędzie się 21 stycznia w auli Muzeum o godzinie 12. Wstęp wolny.