Radni z komisji ekologii i ochrony powietrza chcieli się dowiedzieć, czy Inspekcja Transportu Drogowego jest w stanie zwiększyć kontrole busów i taksówek, poruszających się po centrum miasta. W odpowiedzi od Naczelnika Wydziału Inspekcji Tomasza Fabiańskiego usłyszeli, że ITD brakuje ludzi, sprzętu i miejsca.
Anna Prokop-Staszecka, przewodnicząca komisji, stwierdziła, że mieszkańcy skarżą się na kopcące busy i taksówki. Co mogą z tym problemem zrobić inspektorzy? Okazuje się, że niewiele.
Nie ma ludzi, sprzętu i miejsca
Kontrolami przede wszystkim ciężarówek oraz autobusów na terenie całego województwa zajmuje się 32 ludzi. A kontrole zajmują sporo czasu. Jak twierdzi Tomasz Fabiański, inspektorzy wybierają te pojazdy, co do których mogą mieć podejrzenia, że są niesprawne.
– Sprawdzamy stan techniczny samochodu, trzeźwość i czas pracy kierowcy. Wypełnianie dokumentów i protokołów zajmuje ok. 30 minut, jeśli nie ma żadnych zastrzeżeń. Jak te się pojawiają – wychodzi nawet godzina. Kontrola spalin to dodatkowe 30-40 minut, ale zgodnie z prawem temperatura nie może być niższa niż 5 stopni Celsjusza – opowiada Fabiański.
Inna sprawa to brak miejsca do inspekcji. – Po długich namowach ZIKiT przygotował nam jedno takie miejsce w Krakowie – przy ul. Księcia Józefa. W innych miejscach nie jesteśmy w stanie tego zrobić – dodaje naczelnik. Fabiański sygnalizuje, że ITD brakuje również sprzętu. Na całe województwo mają pięć dymomierzy.
W 2016 roku inspektorom udało się przeprowadzić 177 kontroli spalin, w dziewięciu przypadkach normy były zbyt wysokie. – Generalnie jest tak, że przewoźnikom linii regularnych zależy na jak najlepszej jakości silników, ponieważ im wyższy standard EURO, tym mniejsza opłata VIA-TOLLL. Dlatego tabor ogólnie się poprawia. Problemem jest transport lokalny – podkreśla naczelnik.
Radni z komisji obiecali, że przyjrzą się potrzebom Inspekcji Transportu Drogowego.
Prawo nie działa wstecz
Witold Krupiarz, szef wydziału Ewidencji Pojazdów i Kierowców przechodząc do meritum sprawy, wytłumaczył, że nawet jeśli dany pojazd dymi tak, że „aż strach”, to nikt nic nie jest w stanie z tym zrobić. Dlaczego? – Kłopot polega na tym, że prawo nie działa wstecz. Te samochody, które zostały zarejestrowane kilka lub kilkanaście lat temu, mieściły się w danych normach. Stąd kilkukrotnie różne stężenia dopuszczane dla nowych i starszych samochodów. Na to na razie nie ma lekarstwa – mówi dyrektor.