Z każdym rokiem rośnie liczba samochodowych wraków, które udaje się usunąć z ulic Krakowa. Niestety, wciąż pojawiają się kolejne, a mieszkańcy narzekają na to, że nieużytkowane auta zajmują cenne miejsca parkingowe.
W 2016 roku straż miejska doprowadziła do usunięcia z ulic 729 nieużytkowanych pojazdów. W roku 2020 było to już 1019 wraków, w kolejnym – 1154, a w ubiegłym roku 1310. Obecnie straż miejska na swojej liście ma prawie 800 kolejnych, a to z pewnością nie jest pełna lista.
– Nie zdawałem sobie sprawy, jak gigantycznym problemem są wraki, dopóki sąsiadka z bloku obok nie napisała do mnie w sprawie jednego samochodu. Wrzuciłem post mediach społecznościowych i urwały się telefony – mówił podczas środowej sesji radny miejski Łukasz Wantuch. – Tylko na moim małym osiedlu w tym momencie mam już zgłoszenia ośmiu samochodów – mówił.
Stosy papierów
Nie każdy z usuniętych samochodów został fizycznie odholowany przez firmę wynajętą przez miasto. Część przypadków to też usunięcie lub doprowadzenie do stanu używalności przez właściciela. Każda taka sprawa wiąże się jednak z czasochłonnymi formalnościami. Po pierwsze, żeby w ogóle straż miejska mogła zająć się sprawą, samochodów musi spełniać określone warunki. Warstwa kurzu i urwane lusterka nie wystarczą – pojazd albo musi być ewidentnie zdezelowany, albo nie posiadać tablic rejestracyjnych czy aktualnego ubezpieczenia, albo stwarzać zagrożenie dla otoczenia. Można za to uznać wybite szyby, wystające ostre elementy czy wyciekające płyny.
Strażnicy miejscy muszą rozpocząć od skontaktowania się właścicielem pojazdu, by sam w ustalonym terminie uprzątnął stary samochód. Jeśli mieszka w Krakowie, przyjeżdżają do niego osobiście, a jeśli poza miastem, wysyłają pismo. Brzmi prosto, ale w takich przypadkach często właściciel jest trudny do ustalenia, nieuchwytny, mieszka za granicą, nie żyje, albo nie ma ochoty współpracować. Mijają kolejne tygodnie, a samochód nadal zajmuje miejsce. Dopiero kiedy wszystkie standardowe kroki nie przyniosą skutku, można podjąć decyzję o odholowaniu. Właściciel ma potem jeszcze sześć miesięcy na odebranie pojazdu.
Pat na drogach wewnętrznych
Opisana wyżej wersja, choć czasochłonna, to i tak lepszy scenariusz, obowiązujący na drogach publicznych. W przypadku dróg wewnętrznych straż miejska może podjąć działania tylko wówczas, gdy wrak stwarza zagrożenie.
Spółdzielnie i wspólnoty mają kilka wyjść, ale wszystkie z nich mają swoje minusy. Straż miejska proponuje w takich momentach zarządcom terenu wprowadzenie strefy ruchu lub strefy zamieszkania, co umożliwiłoby jej podejmowanie działań. W praktyce jednak oznaczałoby to obowiązywanie na terenie spółdzielni takich przepisów jak na drogach publicznych. Kierowcy musieliby np. zachowywać odpowiednią przestrzeń na chodniku, a w przypadku strefy zamieszkania – parkować tylko w miejscach wyznaczonych. Spółdzielnie i wspólnoty, w obliczu deficytu dostępnych miejsc, często wolą więc podtrzymywać parkingową samowolkę, niż zmieniać organizację ruchu. Mogą też próbować sądownie wymusić na właścicielu usunięcie samochodu z ich terenu, ale na taką procedurę tym bardziej nie ma chętnych.