Nie zapłacę podatków w Krakowie [Rozmowa]

Prądnik Czerwony fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

„Mój podatek pójdzie do jednej z gmin bieszczadzkich” – zapowiada radny dzielnicy Prądnik Czerwony Rafał Miś. Czy to dobry sposób okazania niezadowolenia z działań miasta? Co przede wszystkim należy w nich poprawić? Radny odpowiada na pytania LoveKraków.pl.

Jakub Drath, LoveKraków.pl: Zapowiedział Pan, że przestanie płacić podatki w Krakowie. To dość zaskakująca deklaracja jak na radnego dzielnicowego.

Rafał Miś, radny Rady Dzielnicy III Prądnik Czerwony: Mieszkam w Krakowie krótko – dopiero od 46 lat – i obserwuję, że coraz trudniej się mieszka w naszym mieście. Polityka w kwestii zabudowy jest dla mnie absolutnie niezrozumiała. I w pewnym momencie pomyślałem „dość”. Od samego początku płacę podatki w moim mieście, wcześniej nawet zachęcałem znajomych, żeby zaczęli się tutaj rozliczać. Ale teraz oni mnie pytają: „płacę tu podatki i co ja z tego mam?”. Coraz trudniej jest mi to uzasadnić i sam jestem do tego zniechęcony. Oczywiście mam świadomość tego, że moja decyzja nie załamie budżetu, ale może komuś da do myślenia. Trzeba tupnąć nogą, bez względu na to, jak by to dziecinnie nie zabrzmiało.

Jako radny ma Pan jednak wpływ na to, na co są wydawane publiczne pieniądze, przynajmniej na poziomie dzielnicy. Im więcej osób tak tupnie nogą, tym mniej zostaje pieniędzy na inwestycje.

Ten wpływ jest bardzo mały. A zanim taki spadek wpływów nastąpi, potrzebna jest dyskusja, dokąd zmierzamy jako miasto. Nie chodzi o liczbę inwestycji, tylko o ich jakość, o sposób pracy jednostek miejskich, o ich indolencję, o brak kompetencji. Wprowadzamy regulacje ruchu drogowego, potem ZIKiT się z tego rakiem wycofuje. Szukamy rozwiązań na szybko. Ja się nie mogę doprosić o załatanie dziury w ulicy, bo mieszka przy niej raptem 500 osób, po czym remontujemy chodniki już wyremontowane. Przestaje to być planową polityką miasta, a staje się polityką gaszenia pożarów. Zabudowa jest absolutnie bezładna, deweloperzy robią co chcą. U nas w radzie dzielnicy ostatnio zawrzało, kiedy wydział architektury napisał nam – w okrągłych słowach, ale wprost – że możemy sobie opiniować inwestycje, a oni i tak wydadzą taką decyzję, jaką chcą.

Czy w takim razie są jakieś dziedziny, w których coś się zmienia na plus?

Owszem, coraz większą uwagę się zwraca na zieleń. Ale czy to zasługa miasta, czy mieszkańców, którzy wywierali naciski w tej sprawie? Miasto dobrze zawalczyło o Zakrzówek – ale czy to była inicjatywa miasta, czy reakcja na inicjatywę społeczną? Jeżeli chodzi o samo działanie miasta, trudno jest mi wskazać taką dziedzinę.

Zachęca Pan do dyskusji o mieście. Co należałoby poprawić w pierwszej kolejności?

Przede wszystkim trzeba szybko usiąść do rzeczowej rozmowy, co my chcemy z tym miastem zrobić, jak ono ma wyglądać. W tym momencie mamy ścieranie się różnych nurtów – kto w danym momencie głośniej krzyknie, to wywołuje jakieś akcyjne działanie „ku chwale”. Chcielibyśmy ograniczyć ruch w ścisłym centrum, ale też zadbać o mieszkańców, wyrzucić działalność rozrywkową, ale też niech będą turyści. Chcieliśmy mieć ciasto i zjeść ciastko. Nie ma planu, a do wieloletnich prognoz finansowych wprowadzamy korektę za korektą, w zależności od tego, co się w danym momencie wydarzy. Jak to mówią młodzi, słabo to wygląda.

Deklaruje Pan, że teraz będzie przekazywał swoje pieniądze jednej z bieszczadzkich gmin. Ona zagospodaruje je lepiej?

To mój najbardziej ukochany region Polski i stąd pomysł. Bywam tam regularnie i wiem, że gminy bieszczadzkie mają czasami problem z rzeczami, które dla mieszkańca Krakowa są trywialne. U nas problemem jest dziura w drodze, a tam czasem po prostu jej brak. Z każdego podatnika Kraków ma ok. półtora tysiąca złotych. Od tysiąca mieszkańców – półtora miliona. Dla takiej gminy to ogromne środki, potrzebne na konkretne cele – utwardzenie drogi, przystanki, ocieplenie szkoły. U nas te pieniądze się rozmyją.

Kraków przygotowuje się do wprowadzenia karty mieszkańca, która właśnie ma zachęcić do płacenia podatków w naszym mieście. Jak Pan ocenia te propozycje?

Karta mieszkańca jest pomysłem niedopracowanym. A z mojego prywatnego punktu widzenia taka karta mi nic nie da. Już się spotkałem z oskarżeniami, że moja postawa jest egoistyczna. Ale po raz kolejny grupa ludzi takich jak ja, czyli stałych mieszkańców, którzy z różnych przyczyn nie są w stanie posługiwać się komunikacją miejską, nic nie otrzymuje.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Prądnik Czerwony