Świadek o mordercy: Widziałem rogi na jego głowie

Archiwum fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

W procesie Pawła K. oskarżonego o zabójstwo Anny K. i próbę zabójstwa Macieja B. zeznają pierwsi świadkowie. Jeden z nich –  lokator mordercy – stwierdził, że to był dobry i spokojny człowiek. Zupełnie inne zdanie o mężczyźnie miał drugi ze świadków, który przeczuwał, że może dojść do czegoś złego i opuścił miejsce, gdzie wcześniej wszyscy pili alkohol.

Paweł K. podczas libacji alkoholowej zaatakował swoją byłą kobietę i jej aktualnego partnera. Pobił oboje do nieprzytomności, a następnie rozebrał i związał Annę K. Później postanowił podpalić altankę, w której pomieszkiwała. Kobieta nie przeżyła, Maciej B. w porę oprzytomniał i wydostał się z pożaru. Oskarżony sam powiadomił służby, a później przyznał się do winy. Nie wie, co nim kierowało. W złość wpadł po tym, gdy kobieta odmówiła dalszego współżycia z nim.

Nieco więcej światła na sprawę rzuciło dwóch świadków. Jeden z nich, lokator Pawła K., zeznał, że był to spokojny i dobry człowiek, nie zauważył u niego agresywnych zachowań. Po zdarzeniu to właśnie od Pawła F. wziął telefon i powiadomił policję o tym, co zrobił. – Do końca mu nie wierzyłem. Mówił o tym bez emocji – stwierdził świadek.

„Może miałem halucynacje, ale widziałem…”

Leszek B. to 67-letni postawny mężczyzna. Feralnego dnia przebywał w altance i spożywał z innymi alkohol, choć wcześniej zeznał, nie pił blisko 3,5 roku. Swoje w życiu widział i też odsiedział. W sumie spędził 4,5 roku w zakładach karnych za różne przestępstwa.

– Chodziło o pobicia. Po alkoholu jestem agresywny. Musi być tak, jak ja chce – twierdzi. Ostatni raz w więzieniu był 10 lat temu. W dzień, gdy zginęła Anna K., pił razem z innymi. Twierdzi jednak, że nie był pijany. Alkomat na izbie wytrzeźwień tego samego dnia pokazał 0,5 promila alkoholu we krwi mężczyzny.

Leszek B. tak relacjonuje pierwsze spotkanie z Pawłem K.: – Dziś jak na niego patrzę, widzę normalnego człowieka – zaczął swoje zeznania, obracając się w stronę oskarżonego, który ze spuszczoną głową słuchał świadków. – Wtedy miał w oczach szaleństwo połączone z desperacją.

– Patrzyłem na pana Pawła… Może to zabrzmi dziwnie albo miałem halucynacje, panował tam półmrok, zauważyłem, że z głowy wystają mu rogi. Miał dziwny wyraz twarzy. Pomyślałem sobie, że mam do czynienia z człowiekiem, z czymś... Doszedłem do wniosku, że trzeba opuścić to miejsce. I wyszedłem stamtąd. Tego człowieka należy leczyć, to człowiek chory – zeznał Leszek B.

Sąd postanowił dopytać o kwestię wspomnianych przez świadka rogów. Zwłaszcza że podczas postępowania przygotowawczego, Leszek B. o tym nie mówił. – Jakbym o tym powiedział, to odwieźliby mnie do Kobierzyna. Dziś mówię, bo uważam, że tak należało postąpić. Wtedy wpadł w jakiś szał, coś nim kierowało – kontynuował opowieść.

Leszek B. stwierdził, że w innym przypadku zostałby w altance, ale wówczas uznał, że jeśli doszłoby do takiej sytuacji, że musiałby stanąć do walki, nie miałby żadnych szans. – Dziwnie się zachowywał, kręcił głową, stękał, wykrzywiał twarz. Dla mnie taka była rzeczywistość – podkreślił.

Dopytywany przez sąd stwierdził, że nie ma zdiagnozowanej żadnej choroby psychicznej ani nie pije alkoholu często. Sprawa jest w toku. Pawłowi K. grozi od 8 do 25 lat pozbawienia wolności lub dożywotnie więzienie.