W związku z rozbudową drogi, miasto musiało wypłacić odszkodowanie spółdzielni mieszkaniowej. Kwota została ustalona na niecałe 5 mln złotych, ale władze spółdzielni uznały, że kwota jest zaniżona o blisko 670 tys. złotych.
Miasto zdecydowało o budowie drogi lokalnej. W związku z tym musiało wywłaszczyć ponad hektar terenu należący do dwóch podmiotów. Większość odszkodowania należała się jednej z krakowskich spółdzielni i została ustalona na blisko 4,96 mln złotych. Kwota ta była podzielona na poszczególne części i opisane zostało, za co konkretnie jest przyznana.
Spółdzielnia uznała, że w jednym punkcie powinna dostać więcej. Chodziło o wartość składników budowlanych (m.in. nawierzchnia asfaltowa) i roślinnych. Zdaniem spółdzielni proponowana kwota była o 670 tys. zł za mała. Wojewoda uchylił decyzję prezydenta i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. Tyle że w całości.
To już spółdzielni nie było na rękę, więc złożyła sprzeciw do sądu administracyjnego na ruch wojewody, który uchylił decyzję prezydenta i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy, podczas gdy spółdzielni zależało tylko na jednym punkcie.
Wojewódzki Sąd Administracyjny oddalił sprzeciw, tłumacząc, że została stwierdzona wada operatu szacunkowego (jak wskazali sami jego autorzy, z uwagi na zmiany cen, stał się on nieaktualny – ceny gruntów wzrosły). Operat zaś stanowił podstawę do ustalenia odszkodowania. Skoro więc został unieważniony, należało wykonać go ponownie.
Spółdzielnia sporządziła skargę kasacyjną, ale Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że sąd pierwszej instancji wydał wyrok zgodny z prawem. NSA tłumaczył, że WSA nie jest w stanie samodzielnie wykonać operatu szacunkowego, dlatego sprawa musiała wrócić do prezydenta, który zleci jego ponowne wykonanie i na jego podstawie wypłaci odszkodowanie.