Czy grożą nam zimne kaloryfery? MPEC: Walczymy o przetrwanie

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Za kilka miesięcy znów rozpocznie się jesienno-zimowy sezon grzewczy, a kryzys energetyczny w Europie nie ustaje. Kraków jest zabezpieczony na kilka miesięcy. Co potem? Podwyżki za ogrzewanie też są nieuniknione.

Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej redystrybuuje ciepło do najbardziej zurbanizowanej części miasta, tj. ok. 65 proc. powierzchni Krakowa, czyli znaczącej większości mieszkańców. Dostawy ciepła do MPEC-u pochodzą z trzech źródeł: elektrociepłowni PGE w Łęgu, elektrowni w Skawinie i ekospalarni w Nowej Hucie. Czy ci dostawcy zagwarantują nam ciepło w najbliższym sezonie?

– Sytuacja naszych kontrahentów, od których kupujemy ciepło, jest niezła. Jednakże w przyszłości możemy się spodziewać perturbacji, jeśli chodzi o dostawy odpowiedniej ilości węgla – mówił na konferencji prasowej Marian Łyko, prezes MPEC w Krakowie. – Obecnie jesteśmy w dobrej sytuacji zarówno po stronie sieciowej, jak i pod względem przygotowań ze strony wytwórców. W sytuacji, w jakiej się dzisiaj znajdujemy, bardzo trudno jest kontynuować prace związane z transformacją energetyczną. Wszyscy na to czekaliśmy, a dzisiaj prowadzimy taką walkę o przetrwanie. Miejmy nadzieję, że rynek węgla ustabilizuje się na wiosnę – dodał.

"Do końca stycznia jesteśmy bezpieczni"

Prezes krakowskiego MPEC-u tłumaczył, że trwają intensywne negocjacje nad podłączeniem do miejskiego systemu czwartego źródła ciepła. – Od półtora roku prowadzimy rozmowy z firmą Tameh, która ma elektrociepłownię w krakowskiej hucie ArcelorMittal. Przygotowaliśmy taki wariant, że od nich również możemy mieć bardzo istotne zasilanie, gdyby zaszła taka potrzeba. Jednakże to źródło jest na gaz, a cena tego surowca jest dziś bardzo wysoka. W każdym razie lepiej mieć coś, niż nie mieć nic, bo będziemy musieli chyba takie wybory podejmować – mówił.

Marian Łyko wyjaśnił, że dostawcy krakowskiego MPEC-u mają zapasy węgla na trzy, cztery miesiące, dlatego do końca stycznia powinniśmy być bezpieczni. Jeśli chodzi o wzrost cen, to wytwórcy składają wnioski o zmiany taryf na poziomie ok. 30 proc., co przełoży się na wzrost cen rzędu 10-11 proc. dla konsumenta.