Dyrektorka, wiceprezydentka, pełnomocniczka. Urząd miasta wprowadzi feminatywy?

Dyrektorka, wiceprezydentka, inspektorka czy pełnomocniczka. Od 1 lutego Urząd Miasta Sopotu wprowadził możliwość stosowania feminatywów, czyli „żeńskich końcówek” przy nazwach stanowisk. Czy podobne rozwiązanie wprowadzi Urząd Miasta Krakowa?


Nie obowiązek, a zmiana dla chętnych – Urząd Miasta Sopotu od 1 lutego daje możliwość stosowania „żeńskich końcówek” przy nazwach stanowisk. To inicjatywa Magdaleny Czarzyńskiej-Jachim, która używa formy „wiceprezydentka Sopotu".

Czy Urząd Miasta Krakowa sięgnie po podobne rozwiązanie? Jak tłumaczą urzędnicy z krakowskiego magistratu, ustawa o pracownikach samorządowych mocno ogranicza te kwestie, ale taka możliwość istnieje.

Tromtadracja kontra psycholożka

Nina Gabryś, która jest pełnomocniczką prezydenta ds. polityki równościowej, na wizytówkach, na drzwiach czy w stopce mailowej pospisuje się właśnie jako „pełnomocniczka”.

– Nie widzę powodu, dla którego dostrzeżenie na poziomie języka, że kobiety wykonują funkcję dyrektorek, prezesek, senatorek czy rektorek, miałoby mieć negatywny wpływ na cokolwiek. A jeśli pojawia się argument, że pewne słowa brzmią dziwnie, nienaturalnie – cóż, język polski nie należy do najprostszych i czasami niektóre słowa sprawiają trudność: tromtadracja, gżegżółka, Szczebrzeszyn – nie są wcale prostsze do wypowiedzenia niż słowo „psycholożka” – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl Nina Gabryś.

Język ma znaczenie

Pełnomocniczka prezydenta zaznacza, że język ma znaczenie i kształtuje sposób, w jaki postrzegamy pewne kwestie, podmiotowość kobiet w języku, wzmacnia i buduje pozycję kobiet.

– Kiedy słyszymy o sukcesach dyrektora, najczęściej widzimy przed sobą mężczyznę, a przecież te sukcesy to często sukcesy kobiet. To jest oczywiście proces, każdy powinien korzystać z takich określeń, z którymi dobrze się czuje, niech każda kobieta ma wybór w tym zakresie – zaznacza Nina Gabryś.

To dlaczego feminatywy powodują tyle dyskusji?

– Można by powiedzieć, że dlatego, że to nowy temat, ale tak nie jest. O damskich formach mówimy od zawsze, kiedy pojawiły się w parlamencie pierwsze kobiety w międzywojniu uruchomiła się cała debata społeczna, jak je nazwać: „posełki”, „posełkinie”, w końcu powstały znane nam posłanki, które nawet teraz, 100 lat później, niektórych dziwią. Myślę, że jest to wypadkową szerszej zmiany. Kobiet na wysokich stanowiskach, u władzy w różnych sferach jest coraz więcej i to wtedy te feminatywy budzą największe dyskusje. Nikt nie ma problemu z pielęgniarką, nauczycielką czy malarką – podsumowuje Nina Gabryś.