Grzechy "brata Joachima"

Oskarżony Artur M. fot. DK

Były zakonnik Artur M. został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i zwrot 161 tys. złotych Stowarzyszeniu „Chleb i światło”. „Brat Joachim” nie zgodził się z orzeczeniem sądu i wniósł o uniewinnienie.

Na początku roku sąd okręgowy skazał byłego zakonnika i prezesa fundacji za to, iż okradł swoje stowarzyszenie, a dodatkowo posłużył się fałszywą fakturą. Prokuratura w akcie oskarżenia domagała się ukarania mężczyzny za przywłaszczenie 282 tys. złotych, ale ostatecznie kwota stanęła na 167 tysiącach.

Od czego się zaczęło?

W drugiej połowie lat 90. Artur M., po tym jak skończył 18 lat, założył habit braci albertynów. Mniej więcej w tym samym czasie postanowił, iż zajmie się, zgodnie z misją zakonników, pomocą bezdomnym. W tym celu utworzył Stowarzyszenie Brat Alberta „Chleb i światło”. Osoby bez mieszkania mogły znaleźć swój kąt przy ul. Estery czy później w Osieczanach, niedaleko Myślenic. Kolejny ośrodek został otworzony w Kłodzku, w domu po krewnym Artura M. I tu zaczynają się problemy.

Stowarzyszenie otrzymywało pieniądze z różnych źródeł: od prywatnych sponsorów czy samorządów. Dlatego dom udało się siłami bezdomnych oraz fachowców odremontować. Jednak około roku 2006 stowarzyszenie popadło w problemy finansowe. Księgowa zwróciła się do zarządu o to, by udokumentowali wydatki organizacji pożytku publicznego. Artur M. jednak nie potrafił wytłumaczyć się z kupowanych przez siebie rzeczy, m.in. zestawu drogich garnków czy profesjonalnej maszyny stolarskiej.

Ostatecznie to biegła sądowa z zakresu księgowości, wyliczyła, iż oskarżony w ciągu trzech lat wydał i nie rozliczył ponad 280 tys. złotych z konta stowarzyszenia.

„Do głowy by mi nie przyszło!”

W działalność „Chleba i światła” zaangażowana była również matka byłego zakonnika. Wspierała jego podopiecznych finansowo. Chciała też ochronić syna przed konsekwencjami jego swawoli finansowej. W tym celu znajomy kobiety sporządził fakturę opiewającą na 317 tys. złotych. W toku postępowania okazało się, że mężczyzna ten nie prowadził wówczas działalności gospodarczej. Faktura okazała się fałszywa. Maria M. została skazana na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata za utrudnianie śledztwa.

Przed sądem apelacyjnym Artur M. przedstawił swoją wersję zdarzeń, opowiadając co mniej więcej stało się z większością z kwoty 167 tys. złotych. Prawie 90 tys. złotych miało zostać wydane na lokal we Wrocławiu. To tam miała zacząć działać kolejna inicjatywa oskarżonego – Fundacja Józef.– Prawda jest taka, że te pieniądze, które przekazaliśmy Damianowi N. pochodziły z banku, miały nawet jego banderole – powiedział.

Ok. 120 tys. złotych w ciągu czterech lat miało też zostać wydane na bieżące utrzymanie domu w Kłodzku oraz nieustalona kwota na różnego rodzaju materiały potrzebne do wykonania remontu.

– Pracuję z bezdomnymi od 1996 roku. Zawsze dostrzegałem wartości w ubóstwie i poświęceniu się. Do głowy mi nie przyszło, aby jakiekolwiek pieniądze przywłaszczyć – przekonywał Artur M.

Oskarżony odniósł się również do obciążających go zeznań świadków. Jego zdaniem, ludzi ci zostali wmieszani w rozgrywki zarządu fundacji i wykorzystani. Artur M. stwierdził, że bezdomni to ludzie zaburzeni, z chorobami. Mówili to, co nowy zarząd chciał, aby powiedzieli.

Artur M. zawnioskował o uniewinnienie lub uchylenie wyroku i odesłanie sprawy do ponownego rozpatrzenia (w I instancji proces trwał sześć lat).

Społecznik z fobią społeczną

Prokurator Michał Żurek zawnioskował o oddalenie apelacji obrońcy. Jak dodał, skoro M. twierdzi, że dane rzeczy kupował, to dlaczego nie ma na to żadnego dowodu w postaci faktur czy choćby paragonów?

Artur M. odpowiedział, że nie brał żadnych dokumentów, ponieważ… ma fobię społeczną i bał się. Poza tym nie chciał ujawniać, że prowadzi placówkę dla bezdomnych, bo jego zdaniem, spotkałoby się to z negatywną oceną społeczności lokalnej.

Wyrok w tej sprawie zapadnie 17 maja.