Jarosław K. oszukał nawet proboszcza?

fot. Dawid Kuciński

Duchowni, emeryci, przedsiębiorcy –  ponad 50 osób dało się wciągnąć w piramidę finansową Jarosława K. Jedni oddawali mu oszczędności życia, drudzy pieniądze przeznaczone na studia swoich dzieci, wypłacali też pieniądze z polis ubezpieczeniowych i brali kredyty, bo rata odsetek była większa niż ta do spłaty. Obiecywał złote góry i wiele osób mu uwierzyło.

Stefan I. wpadł w sidła Jarosława K. późną jesienią 2016 roku za namową znajomego. Poręczała za niego jeszcze jedna osoba, Maria A., z zawodu bankowiec. Zdaniem świadka, podziwiała to, co robił oskarżony. Jarosław K. stwierdził, że inwestuje pieniądze w platformę Forex w Izraelu.

Świadek i zarazem oskarżyciel posiłkowy wpłacił w sumie 150 tys. złotych. Z „odsetek” otrzymał blisko 18 tys. złotych. Reszty kapitału do tej pory nie zobaczył. Nie chce już nawet sądzić się o zagwarantowane w umowie odsetki, chodzi mu tylko o pieniądze, które zainwestował. Zdaniem I., wszystkie działania oskarżonego były przemyślane, a pomagała mu (obecnie) jest była żona.

Oszukana rodzina

Kolejny świadek zeznał, że Jarosława K. spotkał po raz pierwszy w 2012 roku. K. obiecał mu zarobek w wysokości 7% w skali miesiąca. Twierdził, że u niego pieniądze są bezpieczne, a kapitał można w każdym momencie wycofać.

Poszkodowany regularnie inwestował w złoty biznes. Wypłacił nawet pieniądze z polisy ubezpieczeniowej. Więcej środków z nadzieją na zysk przekazała oskarżonemu jego żona oraz córka i zięć – w sumie ponad 400 tys. złotych.

W pewnym momencie mężczyzna wraz z żoną wzięli kredyt na 40 tys. złotych, bo przecież opłacało się spłacać raty na legalnym oprocentowaniu, a zarabiać na mitycznym Foreksie z Izraela. Małżeństwo zdecydowało, że również pieniądze przeznaczone na zagraniczne studia córki powinny zarobić. Nie zarobiły.

– Odsetki były płacone co miesiąc od 2013 do maja 2016 roku. Żądam zwrotu 140 tys. złotych – podsumował pokrzywdzony.

5, 6, 8 procent

Poważnym klientem był również Aleksander M., który zarabiał za granicą. O pieniężnym cudzie dokonywanym przez Jarosława K. również dowiedział się od Marii A. – Miała coś za to mieć. Przyprowadziła kilka takich osób jak ja – stwierdził poszkodowany.

Świadek zadzwonił do brata, duchownego – proboszcza jednej z świętokrzyskich parafii. Wpłacił daną sumę i otrzymał umówione odsetki. Okazało się, że wszystko działa. Postanowił się więc osobiście umówić z oskarżonym.

– K. był elegancki, kulturalny, biuro miał co prawda małe, ale bardzo schludne. Mówił, że jest po studiach,  ma skończone fakultety itd. Podpisaliśmy umowę na 100 tys. zł. Zaproponował 5% miesięcznie, ja chciałem 6%, na co się zgodził, ale zaznaczył, aby choć raz w roku coś było do inwestycji dokładane. Wtedy minimalna kwota dla niego to było 30 tys. zł – zeznał Aleksander M.

Przez cztery miesiące M. „zarobił” 24 tys. złotych. Następnie podpisał umowę na rok, z oprocentowaniem 8%. Pokrzywdzony nie wiedział, że wkrótce „pieniądze z Izraela” przestaną przychodzić.

– K. podkreślił, w maju 2016 roku, że podstawą tego przedsięwzięcia jest wzajemne zaufanie. W czerwcu pojawiły się pierwsze problemy z kontaktem z nim – stwierdził świadek. W lipcu otrzymał jeszcze 16 tys. złotych i na tym koniec. Aleksander M. domaga się zwrotu pieniędzy.

*

Jarosławowi K. grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Prokuratura oskarża go o działalność parabankową, podrobienie dokumentu bankowego oraz oszustwo 53 osób. K. przyznaje się jedynie do działalności parabankowej i sfałszowania potwierdzenia wypłaty z konta. Proces w tej sprawie trwa. Przesłuchiwani w roli świadków są pokrzywdzeni. Wyjaśnienia Jarosława K. można przeczytać tutaj: "To, co robiłem było chore".