News LoveKraków.pl

Kandydat na prezydenta Krakowa: To mnie jakoś nakręciło

Jerzy Muzyk fot. Facebook/JerzyMuzyk

Jerzy Muzyk jako ostatni zgłosił się wyścigu o fotel prezydenta Krakowa. Mówi, że zwlekał z decyzją, bo liczył, że dojdzie do porozumienia pomiędzy innymi kandydatami.

– Nie jestem dogadany z Łukaszem Gibałą – deklaruje na początku naszej rozmowy Jerzy Muzyk, zastępca prezydenta Krakowa. To odpowiedź na pytanie, dlaczego zdecydował się kandydować. Urzędnik do ostatniej chwili wahał się czy wystartować w wyborach na prezydenta Krakowa. Zdecydował się na taki ruch, mimo że musi konkurować ze swoim kolegą z magistratu. O stanowisko po Jacku Majchrowskim walczy również wiceprezydent Andrzej Kulig. Drzwi do gabinetów obu polityków znajdują się naprzeciwko siebie.

Jerzy Muzyk: To moja decyzja

– Zachowujmy się jak dorośli ludzie. Prezydent Kulig decydując się na kandydowanie nie przyszedł do mnie i nie spytał się mnie czy akceptuję jego decyzję. Jestem również człowiekiem dorosłym i nie pytałem pana prezydenta Jacka Majchrowskiego ani prezydenta Kuliga co mam zrobić. Byłem i jestem przekonany, że moje ubieganie się o tę zaszczytną funkcję jest optymalnym i dobrym rozwiązaniem – mówi Jerzy Muzyk.

Urzędnik jeszcze w pierwszych dniach stycznia deklarował otwarcie, że zaangażuje się nawet w kampanię Andrzeja Kuliga. W rozmowach z wieloma dziennikarzami powtarzał, że nie włączy się do wyborczego wyścigu, jeśli miałby konkurować ze Andrzejem Kuligiem. Panowie znają się ze sobą od czasów liceum, później kończyli studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. To Andrzej Kulig jako dyrektor magistratu na początku rządów Jacka Majchrowskiego, zaproponował, aby Jerzy Muzyk został dyrektorem wydziału architektury. W 2018 roku został drugim wiceprezydentem Krakowa. Jak sam przyznaje – jego kandydaturę Jackowi Majchrowskiemu podsunął Andrzej Kulig.

„Nie warto odpuszczać”

Jerzy Muzyk próbuje nas przekonać, że do kandydowania skłoniły go „docierające od roku z różnych środowisk gospodarczych, akademickich, urzędniczych sugestie”. – Nie ukrywam, że to mnie jakoś nakręciło. Wiedziałem, że do kandydowania przygotowuje się Andrzej, jednak pojawiło się we mnie przekonanie, że nie warto odpuszczać – tak dziś tłumaczy swoją decyzję.

Czy tym środowiskiem była również branża deweloperska? – Branża deweloperska niestety nie miała dobrego czasu podczas mojej prezydentury. Pod moim adresem są zastrzeżenia, na które nie miałem zbyt dużego wpływu. Jeśli chodzi o tę branżę, to ją znam w części, bo niektórych obsługiwałem jako radca prawny. Wiem jakie są względem mnie oczekiwania i jaki jest poziom rozczarowania – odpowiada.

Rozdrabnianie głosów

– Bardzo długo zwlekałem z decyzją. Obserwowałem czy nie zaistnieje jakaś sytuacja, czy nie dojdzie do scalenia po stronie niepolitycznej albo czy któraś z partii politycznych odpuści wystawienie swojego kandydata. To zmieniłoby rzeczywistość, ale poszło po staremu. Wydaję mi się, że skoro prawie 20 proc. wyborców nie wie na kogo chce zagłosować to zaproponuję im swoją osobę – zaznacza.

Jerzy Muzyk jest świadomy, że jego start pogłębia jeszcze bardziej rozdrobnienie po stronie wywodzącej się lub związanej z obecnym prezydentem Krakowa. – To może jest sygnał do tego, że powinniśmy zastanowić się nad tym co się dzieje. Jeśli się nie zastanowimy, to druga tura może być dla dwóch Łukaszów: Gibały oraz Kmity. Jednak taki będzie wybór mieszkańców: nie ma co na nich psioczyć, nie ma co narzekać. Nie ukrywam, że bardziej należałoby się zastanowić nad jakimś kandydatem, który jest w pełni niezależny od samego początku do końca i nie chwali się namaszczeniem jakiejkolwiek partii politycznej – twierdzi.

– Nie startowałbym, gdybym widział, że dochodzi do konsolidacji pomiędzy Stanisławem Mazurem, Andrzejem Kuligiem, Rafałem Komarewiczem, Aleksandrem Miszalskim, bo to podobne środowiska. Gdyby doszło do scalenia choćby dwóch czy trzech to nie zgłosiłbym swojej kandydatury. Musiałem wystartować, aby móc nawet zaczynać prowadzić takie inicjatywy. To wszystko jest przede mną – podkreśla.

Odradzał prezydent Majchrowski

Jak na jego decyzję o kandydowaniu zareagował prezydent Jacek Majchrowski? – Kilka dni wcześniej miałem rozmowę z panem prezydentem, ale usłyszałem wówczas, że nie jest to dobre rozwiązanie. Zapytałem prezydenta czy zależy mu na tym, abym nie kandydował? Prezydent wprost przyznał, że tak. Trudno z tej mojej rozmowy było wywnioskować, że nie będę kandydował. Bardzo przepraszam, ale później słusznie zareagował prezydent, który stwierdził, że jestem dorosłym człowiekiem, świadomy konsekwencji tej decyzji. Po zgłoszeniu wniosku do komisji wyborczej poprosiłem pana prezydenta o spotkanie i powiedziałem, że zarejestrowałem swoją osobę. Prezydent rzekł, że w jego ocenie nie jest to dobrym rozwiązaniem, bo będzie skutkowało pogorszeniem wyniku kandydata prezydenckiego. Ja się z tym zdaniem nie zgadzam z bardzo prostej przyczyny: kto jest przekonany do osoby pana prezydenta Kuliga to niewątpliwie będzie na pana prezydenta głosował, bez względu na to ilu kandydatów jeszcze nowych by się zgłosiło. Chciałbym iść w kierunku tych, którzy do tej pory nie wiedzą na kogo chcą głosować – przyznaje Jerzy Muzyk.

Nowy kandydat próbuje przekonywać, że „będzie gwarantem spokojnego przejścia przez trudny okres, w jakim znajduje się miasto”. Wymienia, że tymi trudnościami jest nie tylko odejście Jacka Majchrowskiego, stan finansów czy gospodarki, ale również sytuacja zza wschodnią granicą Polski.

– Każdy mówi, że Polska musi absorbować, jeśli się to nie zmieni, to do sierpnia 2026 roku stracimy wiele miliardów złotych. Czasu jest mało. Wiem co trzeba zrobić, aby te pieniądze wziąć i je wykorzystać. Nie będę opowiadał, że po otrzymaniu środków z Unii Europejskiej oraz z Krajowego Programu Odbudowy będziemy w stanie żyć jak w najbogatszej dzielnicy Nowego Jorku. Moją przewagą w wyborach, podobnie jak pana prezydenta Andrzeja Kuliga, jest wiedza na temat sytuacji miasta. Każdy nowy, który tutaj przyjdzie, straci 1,5 roku. My tego czasu nie mamy – podkreśla.

Bezpieczeństwo i zieleń

Jerzy Muzyk w swoim programie wyborczym na pierwszym miejscu umieścił sprawy mieszkaniowe. Chciałby, aby deweloperzy sprzedawali miastu mieszkania po cenie budowy. Jego zdaniem to jedyny sposób na to, aby w szybkim czasie powiększyć liczbę lokali komunalnych, które można byłoby na przykład wynajmować osobom kończącym studia w naszym mieście.

– Kluczowa jest dla mnie też sprawa bezpieczeństwa, choć nie mamy czego się wstydzić, jeśli chodzi o naszą milionową metropolię. Bardzo poważnych przestępstw mamy znikomą liczbę – podkreśla. Obiecuje, że dwukrotnie zwiększy liczbę strażników miejskich. Nie chce jednak konkretnie odpowiedzieć jak do tego doprowadzi: wymienia jedynie, że trzeba „szukać źródeł w budżecie Krakowa”.

Zamierza również zrealizować co najmniej 40 zespołów parkowych, czy zwiększyć powierzchnię terenów leśnych z blisko 1,6 tys. do 1,8 tys. hektarów. Na pytanie, dlaczego nie zrobił tego przez sześć lat, mimo że to jemu bezpośrednio podlegały wydziały zajmujące się kształtowaniem środowiska oraz Zarząd Zieleni Miejskiej, odpowiada: – A mało zrobiliśmy? W ciągu pięciu lat nie da się wszystkiego zrobić, bo trzeba byłoby mieć worek pieniędzy. Nie mieliśmy go.