Miasto dziedziczy po zmarłych nie tylko kamienice, mieszkania (z wyposażeniem), samochody czy pieniądze, ale również długi – czy tego chce, czy nie.
„W braku małżonka spadkodawcy, jego krewnych i dzieci małżonka spadkodawcy, powołanych do dziedziczenia z ustawy, spadek przypada gminie ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy jako spadkobiercy ustawowemu. Jeżeli ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy w Rzeczypospolitej Polskiej nie da się ustalić albo ostatnie miejsce zamieszkania spadkodawcy znajdowało się za granicą, spadek przypada Skarbowi Państwa jako spadkobiercy ustawowemu”.
Na podstawie tego artykułu kodeksu cywilnego miasto musi brać udział w postępowaniach spadkowych. Te spektakularne, zapewniające spore środki finansowe zdarzają się rzadko, ale jak mówi Justyna Habrajska, dyrektor biura Przejmowania Mienia i Rewindykacji, ceny kamienic, lokali czy gruntów są na tyle wysokie, że pozwalają w ogólnym bilansie wyjść na plus. – Na szczęście jesteśmy w Krakowie – stwierdza.
Obecnie przed sądami cywilnymi toczy się kilka postępowań o nabycie wartościowego spadku. Chodzi tu o mieszkania przy ul. Prażmowskiego, Chmieleniec, Białej, na os. Uroczym. Działki (lub udział w działkach) przy ul. Piasta Kołodzieja, Rolnej czy Pułaskiego. W postępowaniu sądowym zapadnie również decyzja, czy do gminy należeć będzie kamienica przy ul. Stromej.
– W 99% takie sprawy kończą się nabyciem spadku na rzecz gminy – mówi dyrektor Habrajska.
Pod lupą NIK
Najwyższa Izba Kontroli w 2018 roku postanowiła sprawdzić, jak gminy radzą sobie z powinnością wykonywania praw i obowiązków spadkobiercy. Ogólna ocena nie jest zbyt pochlebna. Według NIK-u gminy niechętnie zajmowały się tymi sprawami.
Jednak sam Kraków został dobrze oceniony, mimo kilku nieprawidłowości. Chodzi m.in. o opóźnienie w składaniu wniosków o ujawnienie w księgach wieczystych prawa własności gminy dla 13 nieruchomości.
Wśród zastrzeżeń pojawiły się również takie dotyczące zadłużeń. Urzędnicy nie ujęli w ewidencji m.in. długów sięgających kilku milionów złotych. – A nawet kilkudziesięciu, ale to nie są realne długi – zaznacza Justyna Habrajska.
Skąd to się bierze? Odziedziczone nieruchomości mogą być po prostu zadłużone. Wtedy sprawa jest jasna – miasto (hipotetyczny przykład) dostaje w spadku mieszkanie warte 350 tys. złotych, ale obciążone długiem na 100 tys. Nie pomaga również czas, który ubiega od momentu rozpoczęcia postępowania do jego zakończenia. Miasto musi uregulować wszystkie opłaty, jakimi była obciążona nieruchomość przez wszystkie lata toczącego się postępowania.
NIK ocenił, że „wartość odziedziczonego majątku po osobach fizycznych według spisów inwentarza (stan czynny spadku) stanowiła kwotę 3,5 mln zł, natomiast długów spadkowych (stan bierny spadku) 1,8 mln złotych”.
Rzeczy są moje, długi wasze
Ciekawą sprawą jest również dziedzicznie samochodów. Tyle że, jak tłumaczyła Habrajska inspektorom z NIK, od momentu otwarcia spadku do momentu faktycznego przejęcia ruchomości przez gminę upływa tyle czasu, że wartość auta mocno maleje, a dodatkowo przez to, że nie był długo używany, staje się on bezużyteczny.
Jaskrawym przykładem tego, jak mijają się liczby zapisane na papierze z rzeczywistością, jest sprawa z 2010 roku, która jeszcze się nie zakończyła. Zmarły mężczyzna miał na swojej posesji różnego rodzaju maszyny, warte wtedy pokaźną kwotę.
– Zanim jednak otrzymaliśmy spadek, majątek został rozgrabiony, a reszta, która została, nadaje się wyłącznie na złom – taką informację otrzymaliśmy od ekspertów, którzy ocenili ich stan – mówi Habrajska. I tak miasto dostało ok. 10% wartości tych maszyn. Został za to dług warty dwa lub trzy razy tyle, co początkowy majątek.
Możliwość zrzeknięcia się długu przez spadkobierców również nie pomaga. W przypadku, gdy zmarły miał jakąś bliską rodzinę, z którą mieszkał, a przy tym się zadłużył, to często jest tak, że bliscy rezygnują z takiego „spadku”. Jednocześnie wszystkie rzeczy, które zmarły zgromadził, są zabierane. Gminie pozostaje np. mieszkanie i dług do zapłaty.
A gdy inwentarz zostaje, to w zależności do jego przydatności lub wartości (w tym historycznej) trafi do muzeum lub miejskich jednostek organizacyjnych.
Miasto dziedziczy również środki finansowe gromadzone na kontach bankowych i kasach oszczędnościowych. Jeśli przez 10 lat konto było nieaktywne lub instytucja finansowa dowiedziała się, że jego właściciel nie żyje, to wysyłała wniosek do gminy. NIK wycenił takie „spadki” z lat 2015-2018 na ponad 7 mln złotych.
To znów jednak nie jest takie proste, jak wynika z zapisu w tabelkach. – NIK stwierdził, że zanim zaczniemy badać, czy jest możliwość dziedziczenia tych środków, powinniśmy to ująć w księgach rachunkowych pozabilansowych. A bywa też tak, że ktoś żyje, ale z jakichś powodów nie korzystał z konta lub zapomniał, że je ma… – tłumaczy dyrektor.
– Ilość pracy jest ogromna i wiąże się przede wszystkim z dziedziczeniem długów. Kilka dużych spraw rocznie, które wygrywamy, ratuje nam budżet przeznaczony na cele związane z tym zadaniem – stwierdza Justyna Habrajska.
Według danych z Zespołu Radców Prawnych UMK, radcowie prawni występują w charakterze pełnomocników procesowych w 252 sprawach spadkowych.
Natomiast Zarząd Budynków Komunalnych UMK informuje, że inicjuje postępowania spadkowe po zmarłych dłużnikach korzystających z komunalnych lokali mieszkalnych lub użytkowych, w celu sprawdzenia możliwości dochodzenia wierzytelności przypadających Gminie Miejskiej Kraków. Takich postępowań sądowych „na biegu” jest aktualnie 942.