Nie będzie dzielnicy wysokościowców na Rybitwach? Plan to „wielki gniot”

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przedsiębiorcy posiadający swoje firmy na terenie Rybitw mówią, że po uchwaleniu planu będą musieli zwolnić dziesięć tysięcy osób. Wiceprezydent Krakowa odpowiada, że 95 procent przedsiębiorstw dalej będzie mogło prowadzić działalność.

Ponad 130 osób uczestniczyło we wtorek w konsultacjach dotyczących planu zagospodarowania przestrzennego dla Rybitw. Miasto na prawie 700-hektarowym obszarze chciałoby stworzyć nową dzielnicę mieszkaniową. Deweloperzy na niektórych terenach mogliby budować 150-metrowe wieżowce.

10 tys. osób i 8 mld złotych

Remigiusz Tytuła z inicjatywy Klaster Rybitwy mówił, że nie mamy do czynienia z obszarem niszczejącym, a wręcz przeciwnie – rozwijającym się. Stwierdził, że potrzebne są nowe rozwiązania dotyczące rozwoju komunikacji miejskiej, wybudowania chodników oraz stworzenia
kanalizacji. Podkreślił, że przedsiębiorcy z terenów Rybitw cały czas inwestują w nowe rozwiązania technologiczne i budynki, a miasto – mimo deklaracji z 2013 roku – nie wywiązuje się z zobowiązań.

– Teraz w tych obiektach pracuje dziesięć tysięcy osób i są wytwarzane produkty za ponad osiem miliardów złotych rocznie. To potencjał, który może zniszczyć ten plan – mówił. – Zamiast pracowników pojawią się roszczenia względem budżetu miasta i wieloletnie spory, które będą dotykać przedsiębiorców i nowych mieszkańców – dodał.

Zastępca prezydenta Krakowa Jerzy Muzyk mówił, że „ten plan, jeśli wejdzie w życie, pozwoli praktycznie na kontynuowanie działalności 95 procent państwa firm”. – Nie będzie żadnych ograniczeń czasowych. Nie dotyczy to tylko przedsiębiorstw koncesjonowanych, zajmujących się na przykład gospodarowaniem odpadami – stwierdził.

Droga przez halę

Adam Zegiel, współwłaściciel Ateneum, dystrybutora książek, gier planszowych i zabawek mówił, że jego firma na terenie Rybitw działa już od 12 lat, budowa nowoczesnej hali kosztowała 40 mln złotych, a w planach ma rozpoczęcie inwestycji wartej blisko 50 mln złotych. – Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości. W planie nasza inwestycja przecięta byłaby 50-metrową drogą – zaznaczył.

Powiedział, że miasto nie inwestuje w obszar, z którego do budżetu Krakowa wpływa bardzo dużo podatków. – W ostatnich latach mieliśmy do czynienia jedynie z częściową budową ulicy Domagały i wylaniem nowej warstwy asfaltowej na ulicy Półłanki, jednak bez stworzenia tam odwodnienia – zaznaczył Zegiel.

„To wielki gniot”

Piotr Legerski, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań, przygotowany przez urzędników plan nazwał „wielkim gniotem”. – Nikt tam nie zamieszka, bo to są peryferia miasta. Żaden deweloper nie zainwestuje swoich pieniędzy, bo nie ma tam dróg czy szybkiego tramwaju – mówił. Zwrócił uwagę, że przedsiębiorcy nie będą chcieli budować 150-metrowych budynków, jak chciałyby władze stolicy Małopolski. – To byłyby najdroższe mieszkania w Krakowie, ale z widokiem na Barycz oraz rozjazdy kolejowe – dodał.

Na inną sprawę zwrócił uwagę Jaromir Jamróz ze Stowarzyszenia Bieżanów Prokocim „Stop powodzi”. Obawia się, że woda opadowa z nowych osiedli mieszkaniowych będzie zalewać sąsiednie tereny. – Przeprowadziliśmy analizy i po przeprowadzeniu odpowiednich prac nie ma takiego zagrożenia – odpowiedziała dyrektorka magistrackiego wydziału planowania przestrzennego Elżbieta Szczepińska.

Radni nie wierzą w dobre intencje

O planie nie chciała słuchać radna Platformy Obywatelskiej Grażyna Fijałkowska. – Jeśli plan zostanie uchwalony to niekorzystne skutki dotkną przedsiębiorców, którzy nie będą mogli rozwijać swoich firm. To nie koniec problemów: ten teren nie jest samotną wyspą i musi być połączony z innymi obszarami Krakowa. Teraz można się tam dostać ulicą Półłanki, która na pewno nie będzie mogła przejąć całego ruchu – zaznaczyła.

Wiceprzewodniczący rady miasta z Prawa i Sprawiedliwości przypomniał, że dziesięć lat temu prezydent Krakowa wskazał, że Rybitwy mają być obszarem przemysłowym, a dziś planiści chcą się pozbyć firm. Michał Drewnicki podkreślił, że w dłuższej perspektywie czasu na takiej operacji straci gospodarka miasta, bo przemysł generuje 20 procent krakowskiego PKB. Zadeklarował, że będzie głosował przeciwko planowi.

Andrzej Hawranek, przewodniczący klubu PO mówił, że plan spowoduje roszczenia odszkodowawcze. – Otrzymywaliśmy informację, że trzeba byłoby wypłacić nawet 100 mln złotych odszkodowań, a tutaj słyszymy o kwocie nawet miliarda złotych – powiedział.

Jerzy Muzyk odpowiedział, że odszkodowanie może być wypłacone tylko jeśli powstanie realna, a nie hipotetyczna szkoda. – Nie jest tak, że z chwilą uchwalenia planu musimy mieć dokładną świadomość wypłacanych odszkodowań – podkreślił. – Nie ma odpowiedzi, jakie będą koszty, bo nich ich nie zna. Jeśli popatrzymy na ten plan jako element strategii rozwoju Krakowa to te koszty trzeba ponieść – podkreślił.

Małgorzata Jantos z klubu Nowoczesny Kraków: – Ten projekt prawdopodobnie nie przejdzie, bo jako rada musielibyśmy w trudnym budżecie znaleźć pieniądze na odszkodowania. W tych czasach jest to działanie mało odpowiedzialne. Będę głosować przeciwko planowi.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Bieżanów-Prokocim Podgórze