Po ciemnej stronie miasta: gdy kat wymierzał sprawiedliwość

fot. LoveKraków.pl

Chociaż w innych miastach swoim wyglądem zazwyczaj nie odstawał od reszty, to w Krakowie jego obowiązkiem było noszenie specjalnego ubrania z trzema naszywkami: białą zieloną i czerwoną. Chociaż wśród społeczności budził raczej niechęć, zajmował się leczeniem najuboższych i nadzorował dom publiczny. Powróćmy na chwilę do czasów, kiedy ulice naszego miasta przemierzał kat.

Wizerunek kata w dawnych wiekach znacząco odbiegał od tego, z którym kojarzymy go dzisiaj. Raczej nie nosił kaptura i maski z otworami na oczy. Nie miał też specjalnego stroju, dzięki któremu znacząco wyróżniałby się z tłumu. Kraków pod tym względem stanowił jednak wyjątek. Co prawda nie musiał nosić żółtych szat jak Żydzi, jednak wyróżniał się oznakowanym ubraniem. Na rękawie musiał nosić naszyte trzy kawałki sukna – biały, zielony i czerwony, co było cechą charakterystyczną określonego mistrza.

Droga do zawodu nie była jednak wcale taka łatwa, jak mogłoby się wydawać. Na podlegającego wójtowi kata, czekało szkolenie u doświadczonych w tym fachu oraz tzw. wędrówka czeladnicza. Czeladnik mógł przystąpić do mistrzowskiego egzaminu, jeżeli wybrał się w podróż po świecie, aby zobaczyć, jak ludzie w innych miejscach pracują i żyją.

Jak to się zaczęło

Chociaż wspomniana profesja nie kojarzy się z niczym dobrym, chętnych  do jej wykonywania nie brakowało. Co więcej, kandydaci mówili o sobie nawzajem niepochlebne rzeczy przed pracodawcą – jak widać, rywalizacja o stanowisko była naprawdę zacięta.

W społeczeństwie,  wszelkiego rodzaju kontakty z katem nie stawiały nikogo w korzystnym świetle i co gorsza, dotknięcie go podczas egzekucji było jednoznaczne z utratą szacunku wśród innych. Warto zaznaczyć, że niższą funkcją była funkcja oprawcy, który oprócz ćwiartowania, wieszania czy wypalania piętna, zajmował się na przykład zabijaniem błąkających się kotów.

Kat-uzdrowiciel

Może się to wydawać co najmniej dziwne, ale do obowiązków kata należało również … leczenie ubogich czy nadzorowanie domu publicznego. Ludzie, którzy wierzyli w zabobony, nabywali u niego „niezwykłe” ziele wyrastające pod szubienicą, włosy wisielców czy nawet sznurki szubienicze. Jak widać, na brak środków materialnych kat nie mógł narzekać.

Pomimo tego, nie mieszkał w centralnej części Krakowa, ale nieopodal murów miejskich. Jego siedzibą była baszta przy klasztorze Reformatów. Miał swoich pomocników, którzy mieszkali w innej, znajdującej się tuż obok. Była to baszta Ceklarzy. Siedziby znajdowały się przy ul. Psiej, ale w XIX wieku zostały zburzone.

Z historii skazańców

Oczekiwanie na wyrok w kaplicy kościoła Mariackiego?  Tak zazwyczaj ostatnią noc życia spędzali zmaltretowani skazańcy. Kaplica Captivorum w wyższej wieży kościoła była miejscem, w którym można było pojednać się z Bogiem i prosić o wybaczenie za popełnione grzechy. Do XVIII wieku istniała również funkcja kapelana Captivorum, czyli duchownego dającego złoczyńcom pocieszenie.

Skazańcy mieli również specjalnie wyznaczony cmentarz. Miejsce to znajdowało się wokół kościoła św. Gertrudy. W latach 1429-1432 powstał niewielki kościół, który ufundował Michał Wierzynek. Znajdował się dokładnie nieopodal ul. Siennej, z tyłu klasztoru Dominikanów. Z powstaniem kościoła św. Gertrudy wiąże się smutna historia. Miejski rajca, Andrzej Wierzynek został oskarżony o kradzież pieniędzy z miejskiej szkatuły. Został skazany na śmierć poprzez ścięcie. Nie pozwolono mu nawet na spowiedź, co nie zdarzało się często w tamtych czasach. Ciało rajcy pochowano za bramą Nową. I to zadecydowało o powstaniu kościoła. Wokół niego powstał cmentarz, który od tej pory był miejscem pochówku skazańców.