Bartosz Dybała, LoveKraków.pl: Dlaczego jest pan przeciwny budowie metra w Krakowie?
Dominik Jaśkowiec, wieloletni radny Krakowa, obecnie poseł Koalicji Obywatelskiej: Nie, to jest nieprawda, zdecydowanie popieram budowę metra w Krakowie.
Tak twierdzą posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Chcieli, żeby w budżecie państwa na przyszły rok znalazło się 10 mln zł na budowę metra. Koalicja rządowa, w tym pan, odrzuciła poprawkę w tej sprawie. Dlaczego?
Rządzili przez ostatnich 8 lat i nic w sprawie budowy metra w Krakowie nie zrobili. Ta poprawka była typową wrzutką polityczną. Aktualnie władze Krakowa muszą zdecydować, jak krakowskie metro ma wyglądać, uzyskać decyzję środowiskową oraz niezbędne pozwolenia na jego budowę. Ten proces właśnie trwa. Jak słusznie zauważył wiceprezydent Krakowa Stanisław Mazur, zewnętrzne pieniądze na metro będą miastu potrzebne od 2027 roku. Wówczas planowane jest wbicie pierwszej łopaty pod jego budowę.
„Zabezpieczenie finansów na budowę lekkiego metra w Krakowie też będzie w moim zainteresowaniu” – wie pan, czyje to słowa?
Zapewne moje.
Co pan zrobił, by tę obietnicę zrealizować?
Pomimo że czekamy na ostateczny projekt metra, to rozmowy na szczeblu państwowym trwają. Rozmawiałem m.in. z przedstawicielami Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej i wiem, że w kolejnych latach będzie możliwość aplikowania o duże unijne pieniądze, np. na budowę metra w Krakowie. Mowa nie o 10 mln zł, za które nie dałoby się wydrążyć nawet tunelu dla metra, ale o miliardach złotych, bo przecież tyle będzie kosztować realizacja tej inwestycji.
Optuje pan za budową lekkiego metra. Dlaczego?
Takie metro z powodzeniem funkcjonuje w wielu europejskich miastach. Integruje rozmaite środki transportu szynowego, może jeździć wydzielonymi tunelami, ale może również korzystać z torowisk tramwajowych, a nawet kolejowych. Niezależnie od nomenklatury, chodzi przede wszystkim o to, by zapewnić mieszkańcom szybki i niezawodny środek transportu. Oczywiście, od samego początku po Krakowie powinny jeździć wagony metra, a nie żadne dłuższe tramwaje. Za realizacją lekkiego metra opowiadam się od czasu referendum z 2014 roku, kiedy mieszkańcy Krakowa opowiedzieli się za jego budową. Mam nadzieję, że w obecnej kadencji parlamentu uda się dopiąć wszystkie kwestie finansowe, by jego budowa mogła się rozpocząć w 2027 lub 2028 roku.
Pytanie tylko, czy trzeba było z metra robić sprawę polityczną? Nie uniknął tego również prezydent Miszalski, który powiedział ostatnio w Radiu Kraków, że w odpowiednim momencie będzie „bardziej skuteczny w pozyskaniu pieniędzy na metro niż poprawka polityków PiS”. Nie da się tej inwestycji realizować ponad podziałami?
Niepotrzebnie Prawo i Sprawiedliwość próbuje grać politycznie metrem. Większość rządowa pozytywnie podchodzi do jego budowy. Inwestycję popiera premier Donald Tusk. Jeżeli ktoś tutaj bawi się w politykę, to opozycja. Niemniej ma do tego prawo. Koniec końców będzie się liczyła skuteczność, którą muszą wykazać się władze miasta i wszyscy związani z Krakowem parlamentarzyści koalicji rządowej. Jestem pewien, że uda nam się osiągnąć sukces i metro, dzięki wsparciu rządu, powstanie. Ważne jest, że do jego budowy przekonany jest Aleksander Miszalski. Jak wiemy, jego poprzednik Jacek Majchrowski nie był zwolennikiem krakowskiego metra.
Bez polityki nie obyło się również podczas dyskusji w radzie miasta na temat przyszłorocznego budżetu Krakowa. Zdaniem radnych PiS-u jego projekt, który przygotował prezydent Miszalski, jest najgorszy od lat. Nie boi się pan, że za kadencji polityka Koalicji Obywatelskiej rozwój Krakowa stanie w miejscu?
Nie uważam tak, widziałem gorsze projekty budżetu. Za czasów Jacka Majchrowskiego i Andrzeja Kuliga finanse miasta zostały mocno nadwyrężone. Swoje dołożył również rząd Prawa i Sprawiedliwości, na którego reformie podatkowej Kraków stracił wiele milionów złotych. Prezydent Miszalski musi to wszystko uporządkować. Realizuje to niełatwe zadanie, co widać po projekcie budżetu miasta na przyszły rok. Nie obawiam się, że Kraków stanie inwestycyjnie. W budżecie znalazło się wiele pieniędzy na małe, ale bardzo potrzebne inwestycje lokalne. Cieszę się, że w projekcie budżetu pojawia się również inwestycja, o którą zabiegałem od lat, a mianowicie budowa przystanku kolejowego Kraków Prądnik Czerwony. To ważne zadanie dla mieszkańców północnej części Krakowa. Jestem przekonany, że w budżetach na kolejne lata inwestycji będzie przybywać. Na ten moment po prostu prezydent Miszalski słusznie stwierdził, że najważniejsze jest ustabilizowanie finansów Krakowa.
A to, że nie są stabilne, to wina poprzedników? Wie pan, że tak najprościej powiedzieć?
Nie tylko poprzedników. Było w tym wszystkim za dużo bieżącej polityki, ale najważniejsze jest to, że teraz w Sejmie udało nam się poukładać finanse samorządów. Kraków jest jednym z głównych beneficjentów zmian ustawy o finansach publicznych, którą przygotował minister Andrzej Domański. Miastu przyniesie ona wiele korzyści. Trzeba zrobić wszystko, żeby finansowo Kraków wrócił na właściwe tory.
Ale przyzna pan, że nie wygląda to dobrze: w 2025 r. dług Krakowa wyniesie ponad 7,5 mld zł. Gigantycznie zadłużony jest jeden z gminnych szpitali. Na komunikację miejską brakuje ok. 300 mln zł. Miasto jest naprawdę w trudnej sytuacji finansowej. Na jakie konkretnie wsparcie ze strony rządu może liczyć?
Jeśli chodzi o szpitale, to Ministerstwo Zdrowia skupia się na tym, by pomóc w ich oddłużeniu. W przyszłorocznym budżecie państwa są zapisane rekordowe pieniądze na ochronę zdrowia. Jak wspomniałem, ważna jest też zmiana ustawy o finansach publicznych. Dla Krakowa oznacza to dodatkowe 400 mln złotych. Będę również zabiegał o pieniądze z funduszy unijnych dla naszego miasta. Trzeba przy tym pamiętać, że Unia Europejska odchodzi dziś od wspierania budowy dróg na rzecz rozwoju transportu publicznego. To pokazuje, co powinno być priorytetem dla samorządów, w tym dla Krakowa.
Wspomniał pan o budowie przystanku kolejowego na Prądniku Czerwonym. Dobrze, że powstanie, ale wie pan, co jest jeszcze problemem: zbyt mało pociągów. Bywają sytuacje, że pasażerowie, np. w Zabierzowie, zostają na przystankach, bo składy pękają w szwach.
Marszałek Małopolski Łukasz Smółka prosił mnie o interwencję w tej sprawie. Niestety, mamy do czynienia z dużymi zaniedbaniami zarządu województwa. Na pewnym etapie przerwano proces pozyskiwania pociągów dla Kolei Małopolskich, niepotrzebnie również województwo cały czas inwestuje w drugą spółkę kolejową, tj. Przewozy Regionalne. Jeden wojewódzki przewoźnik kolejowy lepiej zarządzałby posiadanym taborem i byłby bardziej efektywny w działaniu niż dwóch.
Pękają w szwach nie tylko pociągi, ale powoli także lotnisko w Balicach. Konieczna jest jego rozbudowa, w tym budowa nowej drogi startowej, ale inwestycja utknęła na etapie wydawania decyzji środowiskowej. Widzi pan jakieś rozwiązanie tej patowej sytuacji?
Nowe władze lotniska chcą zainwestować w jego rozwój 3 mld zł. Trzeba stworzyć odpowiednie warunki do tego, aby inwestycje te były realizowane skutecznie. Poprzedni zarząd Kraków Airport nie zrobił nic w kwestii nowej drogi startowej, de facto wróciliśmy do momentu z 2015 roku, cały czas nie jest wydana decyzja środowiskowa dla tej inwestycji. Cofano się, zamiast iść do przodu. Teraz są trzy rozwiązania. Najprostsze to dojście do porozumienia z okolicznymi mieszkańcami, którzy z różnych względów protestują przeciwko rozbudowie lotniska. Część z ich postulatów jest racjonalna i możliwa do zrealizowania. Gdy już będzie porozumienie, wówczas trzeba raz jeszcze przygotować całą prognozę oddziaływania na środowisko i złożyć nowy wniosek o wydanie decyzji środowiskowej, który już nie powinien wzbudzać aż tylu kontrowersji społecznych.
Co w sytuacji, gdy nie będzie porozumienia z mieszkańcami?
Wówczas trzeba będzie rozważyć przygotowanie specustawy, która pozwoli na rozbudowę lotniska w Balicach. Chodzi o specjalny tryb inwestycyjny dla portów lotniczych. Rozmawiałem z ministrem Maciejem Laskiem w tej sprawie i jest to możliwe do zrealizowania. Niemniej oboje uważamy, że najlepiej byłoby porozumieć się z mieszkańcami i rozbudowywać podkrakowskie lotnisko na podstawie obowiązujących przepisów i konsensusu społecznego.
A trzecie rozwiązanie?
Skorzystać z tego, że lotnisko jest wykorzystywane przez wojsko. Można niezbędne inwestycje zrealizować w trybie wojskowym, wykorzystując przepisy, dotyczące obronności państwa. Wówczas ominiemy protesty, ale to nie jest moim zdaniem dobre rozwiązanie, nie chodzi o to, by bagatelizować postulaty protestujących. Trzeba dążyć do porozumienia ze stroną społeczną i osiągnięcia kompromisu.
Mieszkańcy domagają się, żeby lotnisko w końcu przestało zanieczyszczać potok Olszanicki chemikaliami, pochodzącymi m.in. z odladzania samolotów. Nie szokuje pana to, że port lotniczy, który inwestuje duże pieniądze w swój rozwój, do dziś nie był w stanie rozwiązać tego problemu? Tam naprawdę nie da się wytrzymać. Smród chemikaliów jest nie do zniesienia.
Mówimy o drugim co do wielkości porcie lotniczym w Polsce, który faktycznie do dziś nie poradził sobie z rozwiązaniem podstawowego problemu, jakim jest zanieczyszczanie środowiska, w tym zanieczyszczanie wód potoku Olszanickiego. Byłem na miejscu i wiem, jak to wygląda. Konieczna jest budowa oczyszczalni, aby ograniczyć negatywne oddziaływanie lotniska na przestrzeń wokół. Potrzeba jest pilnych działań w tej sprawie i wiem, że nowe władze Kraków Airport je podejmą.
Zanieczyszczony jest nie tylko potok Olszanicki, ale również Wisła. To rzeka, do której kopalnie węgla kamiennego odprowadzają ścieki. Wisła jest bardzo zasolona, może nas czekać katastrofa ekologiczna podobna do tej, jaka miała miejsce w ostatnich latach na Odrze. Co w tej sprawie planuje rząd?
Faktycznie tzw. złota alga, która doprowadziła do śnięcia ryb w Odrze, jest również potencjalnym zagrożeniem w przypadku Wisły. Jej masowy zakwit był efektem dużego zasolenia wody w Odrze, w Wiśle jest z tym trochę lepiej, ale zagrożenie istnieje. Niestety, przez osiem ostatnich lat politycy Prawa i Sprawiedliwości bagatelizowali problem zrzucania zasolonych wód z kopalń. Nikt nie myślał o tym, by stworzyć systemy odsalania, żeby odciążyć rzeki. Teraz musimy się z tym problemem zmierzyć. Konieczne jest również to, byśmy w końcu zaczęli realizować tzw. dyrektywę wodną, przyjętą przez Unię Europejską. Zobowiązuje ona Polskę do podjęcia działań, które nie tylko zatrzymają degradację rzek, ale również poprawią ich stan.
Tylko wie pan, że odsalanie wody z kopalń to bardzo duży koszt.
Dlatego musimy pomyśleć, jak wesprzeć finansowo firmy w realizacji tego procesu. Wiem, że są chętni na montaż systemów do odsalania wody, wśród nich m.in. KGHM.
Jako poseł chciał pan też walczyć o wprowadzenie tzw. opłaty turystycznej, na której Kraków mógłby zyskać nawet 50 mln zł rocznie. Ale pojawiły się komplikacje. Jakie?
Przede wszystkim jest opór gmin, które pobierają opłatę uzdrowiskową. Z opłaty turystycznej miałyby mniejsze wpływy do budżetów, a dwóch opłat razem nie będą mogły pobierać. Ponadto brakuje jak na razie porozumienia pomiędzy przedsiębiorcami z branży turystycznej a samorządowcami. Ci pierwsi chcieliby pieniądze z opłaty przekazywać na dalszy rozwój turystyki. Z kolei samorządy wolałyby wykorzystać je na walkę z negatywnymi skutkami nadmiernej turystyfikacji. Na szczeblu państwowym staramy się wypracować kompromis w tej sprawie. Opłata turystyczna powinna być wprowadzona, bo to dodatkowy zastrzyk pieniędzy dla samorządów, które zmagają się z problemami turystyfikacji.
– Niepotrzebnie Prawo i Sprawiedliwość próbuje grać politycznie metrem. Większość rządowa pozytywnie podchodzi do jego budowy. Inwestycję popiera premier Donald Tusk – mówi dla LoveKraków.pl Dominik Jaśkowiec, były radny, teraz poseł Koalicji Obywatelskiej.