Postrzelony i skazany. Obrońca: To było polowanie

Zdjęcie przykładowe fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

26-letni Patryk M., który nie zatrzymał się do kontroli drogowej, użył przemocy wobec funkcjonariusza, później uciekał, a ostatecznie został postrzelony przez policjanta, został skazany na 16 miesięcy pozbawienia wolności. Gotowa jest już apelacja w tej sprawie.

Patryk M. to mieszkaniec powiatu olkuskiego. Nieraz przewijał się w kartotekach policyjnych, chodziło głównie o przestępstwa przeciwko mieniu.

Od czerwca 2018 roku odpowiada przed sądem rejonowym dla Nowej Huty za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu. Okazuje się, że nie zatrzymał się też na wezwanie policjantów. Natomiast we wrześniu tego samego roku został skazany prawomocnym wyrokiem na karę grzywny. Postępowania przeciwko Patrykowi M. były prowadzone też w Miechowie, Olkuszu czy w Krakowie Śródmieściu.

Najpoważniejsza sprawa zakończyła się m.in. pięcioma latami odsiadki, dożywotnim zakazem prowadzenia pojazdów. Wszystko dlatego, że jadący z nim pasażer nie przeżył wypadku, jaki spowodował Patryk M., uciekając przed policją w 2011 roku.

Na początku 2019 roku znów wsiadł do samochodu. Tym razem złamanie prawa mogło się dla niego skończyć tragicznie, gdyż ścigający go policjanci użyli broni palnej. Zdaniem prokuratury mężczyzna przemocą próbował zaniechać podejmowania działań przez policjantów – uderzył go w głowę i rzucił na ziemię.

Sąd pierwszej instancji skazał oskarżonego w styczniu 2020 roku na 16 miesięcy: za kierowanie wobec policjantów gróźb karalnych, odepchnięcie policjanta, ucieczkę i złamanie zakazu prowadzenia samochodu.

W uzasadnieniu wyroku widnieje, iż Patryk M. groził - używając wulgarnych słów. Oni natomiast, zważywszy na to, że go postrzelili, bali się, że te groźby zrealizuje, uznał sąd.

„Urządzili polowanie”

Śledczy i sąd są zgodni co do tego, jak powinien zachować się oskarżony. Jednak zdaniem jego obrońcy, policjanci nie mieli prawa poczuć się zagrożeni z powodu słów, które wypowiedział Patryk M.

Według obrony sąd nie powinien uwierzyć policjantom, którzy usłyszeli groźby od oskarżonego „transportowanego na noszach do karetki, z kulą tkwiącą w wątrobie, oczywiście kulą z pistoletu jednego z policjantów”.

– Chwilę wcześniej świadkowie [policjanci – przyp. red.] urządzili na oskarżonego coś w rodzaju polowania. Biegnąc przez osiedlowy park, oddali w jego kierunku kilkanaście strzałów, pomimo że był nieuzbrojony i jakkolwiek zachował się nagannie (…), to jednak nie stworzył żadnego zagrożenia dla świadków – przekonuje obrońca w apelacji.

Dalej zarzutów wobec policjantów jest więcej. Padają słowa, że jeśli mieli odwagę strzelać w ciągu dnia w miejskim parku z błahego powodu, to „należy ich uznać za ludzi przywykłych do nieprzeciętnego ryzyka”. Zdaniem sądu, strzały zostały oddane w bezpiecznym kierunku.

Adwokat idzie dalej i wnioskuje, że policjanci nie mogli zlęknąć się słów „dopiero co upolowanego oskarżonego”.

„Zwłaszcza w sytuacji, gdy osoba wypowiadająca groźby znajduje się w stanie realnego zagrożenia życia, płynie z niej krew, a w okolicznych drzewach tkwią kule wystrzelone przez rzekomo przestraszonych świadków”.