Wracają echa kampanii prezydenckiej. Pokonany kandydat Łukasz Gibała zarzucił jednemu z deweloperów sfinansowanie czarnej kampanii, a policji dostało się za brak skutecznych działań w tej sprawie. – Polska jest niestety państwem z dykty – stwierdził radny.
Podczas wiosennych wyborów samorządowych, zwłaszcza w drugiej turze przed wybraniem nowego prezydenta Krakowa, kampania była wyjątkowo ostra. Zarówno z jednej, jak i z drugiej strony.
Przegrany w tym starciu Łukasz Gibała jeszcze w kwietniu wskazał jednego z winnych organizacji „czarnej kampanii” przeciwko niemu. Miał to być jeden z warszawskich deweloperów. Sprawa trafiła na policję, jednak niedawno prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie naruszenia art. 496 Kodeksu wyborczego (brak oznaczenia komitetu wyborczego na materiałach).
– Sposób w jaki do tego doszło jest tak kuriozalny, że trudno o lepszy przykład fasadowości polskich instytucji państwowych – napisał Łukasz Gibała na swoim Facebooku na początku października.
Dalej opisał to, jakie kroki podjęła policja w tej sprawie, czyli zabezpieczenie materiału dowodowego (zrobienie zdjęć) oraz ustalenie zleceniodawcy kampanii. W tym celu mundurowi zwrócili się do spółki AMS, która w zamian za utrzymanie i wymianę wiat, ma na wyłączność sprzedaż reklam w gablotach.
Śledczy ustalili, która firma zleciła akcję i okazało się, że to spółka z Warszawy. Następnie skontaktowali się z prezesem, który miał powiedzieć, że złoży w tej sprawie dyspozycje. Do tego nie doszło, a próby kontaktu policji z prezesem spełzły na niczym – tak relacjonuje radny.
– Policjanci postanowili umorzyć więc sprawę, ze względu na brak możliwości znalezienia sprawcy – stwierdził radny.
– Powiedzieć, że ręce opadają, to nic nie powiedzieć. Wiadomo, że jeśli pozwolimy na to, żeby deweloperzy nielegalnie wpływali na wybory prezydentów miast, to demokracja będzie miała charakter całkowicie fasadowy – uważa Łukasz Gibała.
Dalej przekonuje, że dla deweloperów opłacenie kampanii za kilkadziesiąt tysięcy złotych to nic, ponieważ zarabiają na jednej inwestycji „50 albo 100 mln złotych”. Dalej padała sugestia, że tego typu działania miały wesprzeć kandydata – Aleksandra Miszalskiego – który to sprzyja inwestorom.
– Oczywiście nie zostawimy tak tej sprawy – złożymy prywatny akt oskarżenia – zakończył radny.
Policja: To nie koniec sprawy
Zwróciliśmy się do policji z prośbą o ustosunkowanie się do zarzutów. Piotr Szpiech rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Krakowie potwierdził opisane przez radnego kroki w śledztwie, uzupełniając je o kwestie zaciągnięcia pomocy prawnej z Warszawy.
– Z uwagi na to, że zleceniodawcą była warszawska firma ponownie w ramach pomocy prawnej zwrócono się do jednostki policji w Warszawie o przesłuchanie przedstawiciela tej firmy, na okoliczność zlecenia rozmieszczenia materiałów wyborczych. Jak się okazało pod adresem, gdzie miała być siedziba firmy znajdowało się prywatne mieszkanie – mówi Piotr Szpiech.
Następnie policjanci próbowali ustalić i przesłuchać w charakterze świadka przedstawiciela firmy. W tym celu zwrócili się do jednostek policji w m.in. w Warszawie, Poznaniu i Koszalinie.
– Uzyskano numer telefonu do przedstawiciela firmy i nawiązano z nim rozmowę, w której zapewniał on o chęci współpracy w prowadzonym postępowaniu i chęci złożenia wyjaśnień. Mimo tych zapewnień, nie stawił się w jednostce policji, a jego telefon przestał być aktywny w związku z czym nie było możliwości przesłuchania go w charakterze świadka – mówi Piotr Szpiech.
Telefon przestał być aktywny
– Po wyczerpaniu wszystkich możliwości dostępnych w postępowaniu o wykroczenie, 22 sierpnia w Komisariacie Policji I w Krakowie sporządzony został wniosek do sądu o odstąpienie od ukarania w związku z niewykryciem sprawcy wykroczenia o czym powiadomiony został pokrzywdzony – tłumaczy dalej przedstawiciel krakowskiej policji.
Jak dodaje Piotr Szpiech, nie jest to tożsame z zakończeniem postępowania. – Policjanci nadal będą podejmować próby nawiązania kontaktu z właścicielem firmy zlecającej umieszczenie plakatów i w przypadku pojawienia się nowych okoliczności postępowanie zostanie wznowione – zapewnia.
Krakowscy deweloperzy się odcięli
Jeszcze w kwietniu krakowski oddział Polskiego Związku Firm Deweloperskich odciął się od znajomości z prezesem, który miał rzekomo zlecić kampanię. – Taka osoba nie figuruje w żadnej z ponad 300 firm zrzeszonych w Polskim Związku Firm Deweloperskich. Jest nam też zupełnie nieznany w Krakowie z jakiejkolwiek działalności deweloperskiej – stwierdzili w oświadczeniu.
– Jednocześnie nie zgadzamy się z narracją, że wybory samorządowe to starcie jakiegoś kandydata z branżą deweloperską. Jako oddział krakowski Polskiego Związku Firm Deweloperskich występujemy zawsze z otwartą przyłbicą – stawiamy na transparentność, współpracę i merytoryczną dyskusję. Wypowiadamy się pod naszym szyldem, pod nazwiskami członków Zarządu PZFD Kraków, nawet, jak są to wypowiedzi krytyczne w stosunku do władz miasta – wynika z fragmentu pisma.