Robert Korzeniowski: Wioska zawodnicza podobna do tej w Atlancie [Rozmowa]

fot. PIOTR GILARSKI/korzeniowski.pl

– Igrzyska Europejskie 2023 to wyraźne przypomnienie, czego powinniśmy oczekiwać w kulturze organizacji imprez sportowych i jak powinna wyglądać infrastruktura sportowa – mówi Robert Korzeniowski, legenda polskiego sportu, obecnie zaangażowany w organizację IE.

Dawid Kuciński, LoveKraków.pl: Jak wygląda sytuacja na kilkanaście dni przed otwarciem igrzysk europejskich i co pan aktualnie robi w Krakowie?

Robert Korzeniowski: Wygląda tak, jak powinno: robota wre, terminy są trzymane. W okolicach wioski zawodniczej, przy stadionie znanym jako stadion Wisły, wiele się dzieje i mimo wcześniejszych wątpliwości, będziemy gotowi.

Oglądałem pokoje i miejsca wspólne na miasteczku studenckim, gdzie będą mieszkać zawodnicy. Sam byłem w kilkunastu takich miejscach jako zawodnik czy przedstawiciel mediów i widzę podobieństwo do igrzysk olimpijskich w Atlancie. Wtedy zawodnicy byli ulokowani w budynkach Georgia Tech.

Mogę powiedzieć, że to dobre standardy i na pewno jesteśmy lepiej przygotowani pod tym względem niż choćby Grecy w 2004 roku, gdzie wioska olimpijska w Atenach powstała na miejscu wysypiska i jeszcze dzień przed inauguracją sadzono tam drzewa.

Pana zdaniem uda się nam zwiększyć rangę igrzysk europejskich?

Z całą pewnością. Byłem na pierwszej edycji w Azerbejdżanie. Przyjęcie i organizacja była na monumentalnym poziomie, ale trzeba przyznać, że poziom sportowy był drugoligowy. W tym momencie IE nabierają istotnego formatu z uwagi na możliwość uzyskania tytułu mistrza Europy czy kwalifikacji do IO w Paryżu. Na te zmagania sportowe uwagę będzie zwracał cały świat.

Ciąży nad nami również presja, ponieważ za cztery lata igrzyska przejmują Grecy, którzy będą patrzyć na to, jaką drogę wyznaczyliśmy.

Ta impreza ma szansę wpłynąć na przyszłość polskiego sportu? Zwiększyć zainteresowanie lekkoatletyką i innymi dyscyplinami młodzież?

W sporcie cały czas zmagamy się z wyzwaniami. Lekkoatletyka też ma swoje wyzwania. Memoriał im. J. Kusocińskiego w Chorzowie jest jedną z prób generalnych. Później, podczas igrzysk, na tym samym stadionie znajdą się gwiazdy europejskiego sportu. Będzie to wydarzenie niespotykane w skali świata, ponieważ obecne tam będą wszystkie dywizje. Polacy będą bronić tytułu mistrzów Europy trzeci raz z rzędu. Mam nadzieję, że wywalczą też kwalifikację na mistrzostwa świata w Budapeszcie oraz igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Wiadomo też, że nie samą lekkoatletyką igrzyska stoją, ale jest ona pewnego rodzaju esencją i dobrze, że od niej startujemy. Będzie też parę nowinek, które rzadko goszczą wśród szerokiej publiczności.

„Egzotyczne” dyscypliny to był jeden z argumentów przeciwko organizacji IE, ale może dzięki temu kibice wyjdą poza znane spoty i poznają coś nowego.

Z zainteresowaniem przyglądam się reakcjom moich dzieci czy tych, które trenuję. Oni naprawdę interesują się czymś innym niż my. Możemy im mówić o wartościach, jakie płyną z antycznych zmagań zapaśników, ale oni będą szukać nowinek, choćby po to, by odróżnić się od rodziców. Takie małe bunty należy wspierać!

Minęło prawie 20 lat odkąd skończył pan profesjonalną karierę. Lubi pan sobie przejść rekreacyjnie ze 20-30 kilometrów?

Rekreacyjnie to 30 kilometrów się nie chodzi… Ostatnio przeszedłem w półmaratonie 21,1 km i rzeczywiście była to dla mnie fajna aktywność. Regularnie chodzę, dziś można było mnie spotkać w okolicy Błoń na mojej standardowej „ósemce”. Cały czas też promuje chodzenie, jako takie, prowadzimy wraz z żoną projekt „Walking Lovers”. Za kilka dni w Bieszczadach przy okazji Biegu Rzeźnika organizujemy 16-kilometrowa trasę, ale nie będzie ona szczególnie wymagająca – jest kierowana raczej dla osób towarzyszącym zawodnikom.

Podczas naszej rozmowy też idę, bo chodzę tam, gdzie nie muszą dojeżdżać. Ma też misję wychowania swoich sportowych następców.

I tym sposobem przechodzimy do akademii sportowej, którą założył pan w 2015 roku. Młodzi ludzie garną się szczególnie do którejś z konkurencji?

Do 14. roku życia młodzi zawodnicy muszą poznać całe abecadło lekkoatletyki i dopiero później mogą się ukierunkować. Co z tego wynika? Mamy bardzo dobrych sprinterów, płotkarzy na dystansie 400 metrów. Ładnie rozwinięta jest sekcja biegów średnich, której zawodnicy przywożą medale z zawodów wojewódzkich i krajowych.

A co z infrastrukturą? Jest lepiej niż wtedy, gdy pan startował z akademią?

Potrzeby są ogromne. W gruncie rzeczy niewiele się zmieniło od 2015 roku. W Warszawie mamy taki kłopot, że 400-metrowy stadion, z którego korzystaliśmy, idzie do remontu, bo nie spełniał żadnych kategorii wynikowych. Dobrze, że w ogóle będzie remontowany. O problemie stadionu Skry Warszawa już cała Polska słyszała. Obiekt ten również wymaga ogromnej restrukturyzacji.

Co jednak jest ważne: w my w Polsce nie mamy dzielnicowych stadionów. W dużych miastach dzielnice również są duże, a brakuje w nich choćby 400-metrowego stadionu. Nieco lepiej jest w Polsce powiatowej, bo jest łatwiej inwestować z uwagi na ceny gruntów. Jednak brakuje narodowego programu, który sprzyjałby rozwojowi, jeśli nie stadionów, to chociażby lekkoatletycznych boisk.

Wyraziłbym chyba zbyt duże nadzieje, mówiąc, że taka impreza jak IE, coś zmienią. Zwykle politycy mówią, że coś ruszy, a kończy się na jednym nowym obiekcie, jakiejś modernizacji.

A ja się z panem nie zgodzę. Impreza sama w sobie zmieni trochę, ale ludzie, którzy ją tworzą, którzy będą w niej uczestniczyć, wolontariusze – oni wszyscy stworzą potrzebę i wymagania wobec swoich samorządów. Uważam, że po Euro2012 nie zostały nam trzy nowe stadiony, ale zapotrzebowanie na innego typu obiekty.

Igrzyska Europejskie 2023 to wyraźne przypomnienie, czego powinniśmy oczekiwać w kulturze organizacji imprez sportowych i jak powinna wyglądać infrastruktura sportowa.

News will be here