Osiedle Europejskie na Ruczaju to jeden z symboli krakowskiej betonozy. Jednak sami mieszkańcy dobrze o nim mówią. Na brak zieleni nie narzekają. Gorzej z relacjami sąsiedzkimi. Na osiedlu aż kipi od konfliktów.
Chaos, nieprzemyślana zabudowa, brak terenów zielonych, betonoza, ogromne problemy z parkowaniem. Gdy spojrzeć w Internet, to jedne z najczęstszych komentarzy na temat osiedla Europejskiego. Znajduje się w południowej części Ruczaju, który jest nazywany sypialnią Krakowa. Pojechaliśmy na Europejskie, żeby skonfrontować negatywne komentarze z opiniami samych mieszkańców. Poniżej publikujemy kolejny artykuł w ramach naszego cyklu, w którym sprawdzamy, jak żyje się na najbardziej krytykowanych oraz owianych złą sławą krakowskich osiedlach.Szybko do centrum
Od ruchliwej ulicy Michała Bobrzyńskiego osiedle Europejskie oddziela rząd ekranów akustycznych, które powoli znikają pod zarastającym je bluszczem. Kiedy wchodzimy pomiędzy budynki, nie ma tam żywej duszy. Środkiem osiedla biegnie droga, którą za to non stop jeżdżą auta. Dla kierowców to skrót, który umożliwia przedostanie się w krótkim czasie z ul. Lubostroń na ul. Bobrzyńskiego. Bloki na Europejskim są od siebie oddzielone ogrodzeniami. Nie można ot tak wejść sobie na dziedziniec.
W końcu ktoś się pojawia. W naszym kierunku niespiesznie idzie mężczyzna w klapkach. – Jak mi się tutaj mieszka? W porządku. Tramwaj jest blisko, więc do centrum dojeżdżam w 20 minut. To wygodne osiedle. Mankamentów nie zauważam. Na dziedzińcu mamy trochę zieleni. Ogrodzenia mi nie przeszkadzają. Dzięki nim czuję się bezpieczniej – zaznacza pan Paweł. Na Europejskim mieszka 18 lat. Zauważa, że w pobliżu osiedla jest sklep spożywczy, działa także restauracja, w której można dobrze zjeść.
Gdy już mamy kończyć rozmowę, mężczyzna przypomina sobie, że jednak jest jeden minus. – Z parkowaniem jest fatalnie. Wynajmuję miejsce postojowe pod Carrefourem. Tutaj już wszystko było wykupione – przekonuje pan Paweł.
Idąc dalej w górę Europejskiego zaglądamy przez ogrodzenia, za którymi jest trochę zieleni, piaskownice, gdzieniegdzie dzieciaki jeżdżą na rowerach i hulajnogach. Mijamy parę, ojciec pcha wózek z dzieckiem. – W pobliżu nie ma parku, ale są za to ścieżki, gdzie można pospacerować. W okolicy jest bardzo dużo sklepów, ośrodków zdrowia, więc lekarz jest blisko. Parkowanie to dla nas żaden problem, bo mamy swoje miejsce w garażu – podkreśla pani Daria.
Napływ obcokrajowców
– Mieszkałam kilkanaście lat za granicą. Wróciłam do Krakowa, bo to moje miejsce na ziemi. Na osiedlu Europejskim fajnie się żyje, jeszcze jest spokój – zapewnia pani Dominika, która mieszka tutaj od mniej więcej 12-13 lat. – Dlaczego jeszcze? – dopytujemy. – Osiedle jest bardzo pomieszane jeśli chodzi o narodowości – podkreśla kobieta zaznaczając, że sprowadza się tutaj bardzo dużo obcokrajowców. Nie ona jedna zwróci na to uwagę.
Potwierdza, że jest problem z parkowaniem. – Ja na szczęście mam swoje miejsce w garażu. Inny problem jest taki, że drogą przez osiedle szybko jeżdżą na skuterach. Mogliby trochę wolniej – podkreśla. Na brak zieleni nie narzeka. – Mamy zieleń na dziedzińcach, są ławeczki, można usiąść pod blokiem. U nas dziedziniec jest trochę zaniedbany. Plus jest też taki, że są ogrodzenia. Dzięki nim nikt się nie krząta. Dzieci są bezpieczne, nie wybiegną na ulicę – kwituje.
Pani Katia z Białorusi wynajmuje mieszkanie na osiedlu Europejskim od trzech lat. Dlaczego akurat tutaj? – Szukaliśmy mieszkania, gdzie przyjmą nas z kotem. Tutaj się udało i zostaliśmy – podkreśla. – Pod blokiem jest plac zabaw, dzieci mają się gdzie bawić. W Białorusi to standard, że place zabaw są blisko osiedli. W Polsce nie zawsze tak jest – dodaje. Minus jest taki, że dzieci czasami hałasują, a osiedle ma taki układ, że bywa głośno, dźwięk niesie się pomiędzy budynkami. Katia uśmiecha się, gdy o tym mówi, nie wygląda na bardzo zirytowaną. Sama ma dziecko w wieku 8 lat. – Do szkoły jest kawałek. Trzeba podjechać kilka przystanków tramwajem. Jest jedna szkoła, bliżej naszego osiedla, ale to już nie jego rejon, musi chodzić do innej – podkreśla.
Zwraca uwagę, że w Białorusi bloki są budowane w większej odległości od siebie niż w Polsce. – Ale już się do tego przyzwyczailiśmy. Widzę, że to normalne, wszędzie tak jest – mówi kobieta. – Ale sąsiedzi nie zaglądają sobie przez okna? – dopytujemy. – Coś tam można zobaczyć [śmiech]. Moja koleżanka, jak się umawiamy na spacer, to widzę jak idzie do drzwi i mówię: o, dobrze, to można już wychodzić – śmieje się pani Katia. Wśród sąsiadów znajdą się osoby, które nie lubią obcokrajowców. – Mamy takiego pana, który raczej za nami nie przepada. Mimo to mieszkanie na osiedlu Europejskim oceniam na dziesiątkę – kwituje.
Stare drzewa
Idąc w dół osiedla spotykamy starsze małżeństwo, które mieszka tutaj już 20 lat. – Przeprowadziliśmy się ze Starego Miasta. Tam już było nie do wytrzymania: przedwojenna kamienica, trzecie piętro. Tutaj mieszkamy na parterze. Mówi się, że starych drzew się nie przesadza, ale w naszym przypadku decyzja o przeprowadzce okazała się bardzo dobra – mówi pan Jerzy, mężczyzna z bujnym wąsem, niegdyś pracownik Krakowskiej Fabryki Aparatów Pomiarowych.
Na początku w pobliżu osiedla Europejskiego nie było sklepów, trzeba było jeździć do Tesco. – Teraz jest duży wybór. W centrum mieliśmy co prawda plac targowy, ale tutaj jest lepiej ze sklepami. Przydałoby się trochę więcej ławeczek. Jak się nazywa taki krakowski mikro park? A, właśnie, park kieszonkowy. Taki by się tutaj przydał – podkreśla mężczyzna. Do najbliższego parku jest kawałek, idzie się pod górę, dla pani Eugenii i pana Jerzego to już spory wysiłek. Do lekarza małżeństwo chodzi na ulicę Zachodnią. Google Maps wskazują, że z osiedla Europejskiego na piechotę to ponad 20 minut.
– Mamy ośrodek zdrowia bliżej, ale powstał niedawno, boimy się do niego przepisać. Po prostu trzeba być zdrowym i młodym – uśmiecha się pan Jerzy. Na osiedlu mieszka sporo młodych osób, ale nie ma głośnych imprez. No może raz na czas. – Nie ma za bardzo z kim porozmawiać. Ludzie bywają okropni, nie lubią starszych. Nie ma tutaj więzi sąsiedzkich. Na początku były, ale teraz już nie. Co chwilę pojawia się ktoś nowy. Stałych mieszkańców można policzyć na palcach jednej ręki – zauważa pani Eugenia.
– Co państwa tu trzyma? – pytamy. – Pieski! Ostatnio spotkaliśmy małżeństwo, które przygarnęło psa, znalezionego na ulicy. Wycałowaliśmy go, mimo że jestem facet z ikrą, to się popłakałem – mówi pan Jerzy i zaczyna wspominać dawne czasy, gdy jako 22-latek rozpoczynał pracę w Krakowskiej Fabryce Aparatów Pomiarowych. – Poszedł do pracy młody chłopak, a wyszedł 67-letni dziadek. Z żoną jesteśmy 60 lat razem. Różnie z nią bywa, ale jest kochana – uśmiecha się pan Jerzy. – Mamy syna, fizjoterapeutę, jest dobry, chwalą go w pracy. Rzadko nas odwiedza, rzadko do nas dzwoni, ale my to rozumiemy – kwituje.
Nic dobrego
Jest takie zdjęcie w Internecie, na którym bloki na osiedlu Europejskim wyglądają bardzo monumentalnie. W ich cieniu przyczaiły się dwa małe domki. Jeden wygląda na budynek gospodarczy. Poszliśmy tam, żeby zapytać mieszkańców, jak żyje się w sąsiedztwie Europejskiego? Długo się nie namyślając starszy pan odpowiada: – „Jak w gettcie. Nic więcej nie powiem”. Po chwili udaje nam się namówić mężczyznę na nieco dłuższą wypowiedź. – To nie widzicie, że jeden drugiemu do talerza tutaj zagląda? Tu nie trzeba nic więcej mówić. Nasz dom stoi tutaj od dawna. Tu kiedyś orałem pola, pomagałem sąsiadom. Wcześniej tu były pola i małe domki – podkreśla mieszkaniec.
Narzeka na hałas z drogi, zaśmiecanie chodników. – Nic dobrego – zauważa. – To może chociaż plus taki, że przy okazji budowy osiedla powstało w okolicy sporo sklepów? – dopytujemy. – Ale po co tyle sklepów? Kiedyś, jak się szło do sklepu, jak się znalazło jakiś towar, to się cieszył człowiek. A dzisiaj jak idzie do sklepu, to pół dnia zejdzie, żeby coś wybrać – dodaje. I rzuca na koniec: – Może przeżyjemy to. Żydzi w gettcie nie przeżyli.
Wracamy jeszcze na moment na osiedle Europejskie. Podchodzimy do pana, który właśnie wyprowadza psa. – Akurat trafiliście na kogoś, kto wybudował to całe Europejskie – podkreśla. – To jest izraelska inwestycja, ja byłem prezesem 8, 9 lat. Wybudowałem tu 1500 mieszkań – wylicza pan Adam. Nie ma jednak zbyt wiele czasu na rozmowę, bo psiak jest po kastracji, trzeba wracać do domu.
Spotykamy jeszcze pana Adama, który zachwala lokalizację osiedla, jak również jego architekturę. – Jest bardzo spójna – podkreśla. – W okolicy są fajne alejki i połączenia rowerowe. Jest natomiast bardzo duży problem z parkowaniem. Miejsca postojowe zostały oddane miastu. Dzięki temu są odśnieżane zimą przez gminę, natomiast nie są to już miejsca tylko dla mieszkańców osiedla, wiele osób na nie poluje. Każdy może tutaj zaparkować – zwraca uwagę. Cieszy go, że w rejonie osiedla działa strefa ekonomiczna, w której ulokowały się biurowce takich firm jak: Motorola czy Nokia. Część mieszkańców Europejskiego pracuje w strefie. – Mieszka się tutaj naprawdę dobrze – dodaje.
Jakieś minusy poza parkowaniem? Sąsiad, który od dwóch lat hałasuje po nocach.
Macie pomysły, na które krakowskie osiedla powinniśmy się jeszcze wybrać? Jeśli tak, zapraszamy do kontaktu: redakcja@lovekrakow.pl.