W zeszły piątek grupa aktywistów otworzyła nowy squat przy ul. Worcella 8. Podczas pikniku przed budynkiem rozdawali wegetariańskie posiłki, zagrali też bębniarze z zespołu SambaKa. – Mieszkamy tu już od ponad dwóch miesięcy. W tym czasie oczyściliśmy budynek i naprawiliśmy kanalizację – mówi Augustyn Wróblewski, eksmitowany mieszkaniec squatu. – Chcieliśmy nie tylko tu żyć, lecz także prowadzić działalność społeczną i kulturalną – dodaje Helena. Pierwszy wykład i koncert miał odbyć się w najbliższą sobotę.
Mimo, że przedstawiciel właścicieli nie chce lokatorów w budynku ci zamierzają walczyć o kamienicę. – Prawo własności nie jest najważniejszym z praw – uważa Agnieszka, mieszkanka squatu. – Przez lata ten budynek stał pusty i był postrachem dla sąsiadów. My przywróciliśmy w nim życie, a teraz się nas wyrzuca – dodaje.
Co na to sąsiedzi? Zdania są podzielone. – To mili młodzi ludzie, cieszę się, że ktoś wreszcie uprzątnął ten budynek – mówi pani Krystyna, mieszkanka ul. Worcella. – Teraz pewnie znowu będą tam libacje – dodaje. Inne zdanie ma pan Andrzej, mieszkaniec ul. Pawiej: – Dla mnie to zwykła kradzież, dobrze że policja zrobiła z nimi porządek.
Squat to pustostan zajęty przez dzikich lokatorów. W Polsce jest ich kilkanaście, znajdują się przede wszystkim w dużych miastach. Zazwyczaj oprócz funkcji mieszkalnych organizowane są tam koncerty alternatywnych zespołów czy spotkania inicjatyw społecznych.