400 metrów problemów

fot. Krzysztof Kalinowski

Drugi raz sprawa kilkusetmetrowej działki pojawi się w Naczelnym Sądzie Administracyjnym.

Sprawa wywłaszczonej w latach 50. działki toczy się w sądzie od kilku lat. A w tym miesiącu Naczelny Sąd Administracyjny pochyli się nad orzeczeniem, które uznaje zwrot działki osobie fizycznej przy jednoczesnym braku zwrotu odszkodowania za ten teren.

W 1956 roku PRL-owscy urzędnicy wywłaszczyli działki na terenie dawnego Śródmieścia w celu budowy szkoły i boiska. Właściciele dostali odszkodowania, ale po latach jeden z nich uznał, że akurat na jego byłej ziemi cel wywłaszczeniowy nie został zrealizowany i chce działkę odzyskać. Mowa tu o 400 metrach kwadratowych porośniętych trawą, kilkoma większymi drzewami i samosiejkami.

Pierwsze postępowanie

W tę sprawę zaangażowani są: prezydent Nowego Sącza, miasto Kraków, wojewoda, WSA i NSA.

Najpierw prezydent Nowego Sącza, który rozpatrywał wniosek właścicielki działki, uznał, że nieruchomość o wartości blisko 395 tysięcy złotych powinna zostać zwrócona.

Miasto Kraków, które w wyniku wywłaszczenia stało się właścicielem terenu, do samego końca starało się wykazać, że cel wywłaszczeniowy został zrealizowany i twierdziło, że szkoła korzystała i korzysta z tego obszaru. Sprawa trafiła więc do wojewody małopolskiego.

Urząd wojewódzki uchylił werdykt prezydenta Nowego Sącza, a swoją decyzję argumentował tym, że cel wywłaszczeniowy nie został precyzyjnie opisany. Według wojewody teren ten miał stanowić obszar zielony, oddzielający placówkę od ulicy. A z oględzin miejsca jasno wynika, że tak właśnie jest.

Właścicielka złożyła na decyzję skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Wyrok jaki zapadł nie mógł zadowolić urzędników, ponieważ, zdaniem sądu, mimo wszystko cel wywłaszczeniowy nie został zrealizowany. Ani władze szkoły nie dokonały nasadzeń, ani nie wykorzystywały tego terenu do celów szkolnych. Do tego działka nawet nie była we władaniu placówki.

Przyznała to sama dyrekcja szkoły podstawowej. – Nie ma (…) dokumentów, które wskazywałyby, aby teren działki był kiedykolwiek administrowany przez szkołę – stwierdzono w piśmie.

Dodatkowo w czasie oględzin wskazano, że teren jest odgrodzony od szkoły i nie ma na niego wstępu od strony placówki. Wojewoda złożył skargę kasacyjną, ale NSA ją odrzucił. Sprawa zakończyła się w 2018 roku (rok wcześniej właścicielka zmarła, spadek i sprawę przejęła jej córka).

Drugie postępowania

We wrześniu 2019 roku sąd znów pochylił się nad sprawą spornej działki. Tym razem to miasto zaskarżyło decyzję wojewody, który – zobowiązany wyrokiem NSA – uznał, że nieruchomość należy zwrócić właścicielce. Jednocześnie nie pojawił się zapis o zwrocie odszkodowania. A to z powodu – zdaniem organu – nieważności operatu szacunkowego, który został sporządzony kilka lat temu. To zaniepokoiło miasto.

Pełnomocnik UMK podkreślił, że naruszeniem interesów gminy jest sytuacja, gdzie istnieje orzeczenie o zwrocie nieruchomości, ale nie ma zapisu dotyczącego zwrotu kwoty odszkodowania.

Wojewódzki Sąd Administracyjny zauważył, że prawnicy gminy powoływali się na wyroki sprzed kilkunastu lat, a te były orzekane w odmiennym stanie prawnym. Wtedy faktycznie było tak, że „decyzja o zwrocie nieruchomości powinna zawierać rozliczenie między Skarbem Państwa lub gminą, na których rzecz dokonano wywłaszczenia, a osobą, na której rzecz następuje zwrot”. W nowej ustawie o gospodarce nieruchomościami takich regulacji nie ma.

– Zatem skoro zaistniały podstawy do uchylenia i przekazania do ponownego rozpatrzenia sprawy zwrotu odszkodowania ze względu na kwestię operatu biegłego, prawidłowe było rozdzielenie tejże sprawy zwrotu odszkodowania, od sprawy zwrotu nieruchomości – uznał sąd.

Ostateczny wyrok w tej sprawie wyda jednak Naczelny Sąd Administracyjny.