840 tys. zł zadośćuczynienia. Sędzia: Pierwszy raz spotkałem się z taką sprawą

fot. Julia Ślósarczyk

Skarb Państwa za nonszalancję prokuratora zapłaci Bojanie B. 840 tys. złotych. – Pierwszy raz spotkałem się z taką sprawą – skomentował całą historię rzecznik krakowskiego sądu apelacyjnego Tomasz Szymański.

Sąd w tej sprawie miał do czynienia z problemem prawnym o to, czy strona polska powinna odpowiadać za okres dłuższy niż w sumie 72 dni aresztu tymczasowego. Zgodnie z prawem na podstawie ENA obywatel innego państwa powinien spędzić w areszcie innego kraju maksymalnie 60 dni, po czym powinna zostać wydana decyzja o ekstradycji bądź jej odmowie. Po ponad roku takiego aresztu, Bojana P. trafiła do Polski, gdzie przesiedziała jeszcze 12 dni. I sprawa została umorzona.

Jak wcześniej zostało wspomniane, ustalenie odszkodowania i zadośćuczynienia za 72 dni nie było problemem. Co z resztą?

456 dni piekła

Jak tłumaczy sędzia Tomasz Szymański, sprawę ostatecznie wyjaśnił wyrok Sądu Najwyższego z lutego tego roku. – Skoro polski wymiar sprawiedliwości występował o zatrzymanie, to my za to odpowiadamy – stwierdza sędzia. Sąd Apelacyjny w poniedziałek podwyższył więc kwotę zadośćuczynienia do 700 tys.

W uzasadnieniu wyroku podkreślono, że areszt trwał bardzo długo, a strona polska nie zrobiła nic, by wyegzekwować decyzję o ekstradycji od Anglików. Przy orzeczeniu kwoty sędziowie wzięli pod uwagę również to, kiedy kobieta została zatrzymana i w jakich okolicznościach (w święta, czekając na samolot, który miał ją zabrać do męża).

– Na skutek tych działań poniosła znaczne straty finansowe i moralne. Załamało się jej całe życie – prywatne i zawodowe. W areszcie była niewłaściwie traktowana. Teraz jest w złym stanie psychicznym – mówi sędzia Szymański.

W wyroku podkreślono, że po przyjeździe do Polski, prokuratura umorzyła postępowanie na podstawie tych samych dowodów, które zaprowadziły Bojanę B. na 15 miesięcy do aresztu.

– Pierwszy raz mam do czynienia z taką sprawą, żeby tyle trwał areszt. Oczywiście, zdarzają się w sprawach gospodarczych tymczasowe aresztowania, ale nie spotkałem się z tak długim ekstradycyjnym – komentuje sprawę rzecznik krakowskiego sądu apelacyjnego Tomasz Szymański.

Nadal nie wiadomo, dlaczego strona angielska tyle czasu przetrzymywała kobietę w swoim areszcie. – Nie wytłumaczyli tego – stwierdza sędzia.

Nikt nie chciałby tego doświadczyć

Od początku pełnomocnikiem Bojany B. był krakowski adwokat Maciej Burda, znany z niekonwencjonalnego podejścia do problemów.

– W ostatniej apelacji zrezygnowałem z argumentów prawnych. Popełniłem krótki tekst, inspirowany reportażami Hanny Krall. Nie wiem czy klasyczna argumentacja przyniosłaby lepsze rezultaty – powiedział nam mecenas Burda.

I faktycznie w apelacji trudno doszukiwać się typowo prawniczej mowy. Zamiast tego uchwycona została istota sprawy.

W sumie Bojana B. od Skarbu Państwa powinna dostać 840 tys. złotych (zadośćuczynienie i odszkodowanie).

– Łącznie zasądzona kwota może wydawać się wysoka i pewnie jest jedną z najwyższych zasądzonych w Polsce w przeliczeniu na jeden miesiąc tymczasowego aresztowania, ale okoliczności tej sprawy były wyjątkowe. Nikt, za żadne pieniądze, nie chciałby przeżyć tego, co stało się udziałem mojej klientki i pewnie każdy w jej sytuacji oczekiwałby co najmniej takiego zadośćuczynienia i odszkodowania – mówi adwokat Maciej Burda.

Szacunek dla sędziów

Mecenas dodaje, że każdy z sędziów orzekających w tej sprawie starał się w miarę możliwości naprawić krzywdę wyrządzoną kobiecie. – Pomimo tego, że dwukrotnie składałem apelację, to uważam, że wszyscy autorzy orzeczeń zasługują na szczególny szacunek za pochylenie się nad losem Bojany B. – podkreśla.

To jednak nie koniec bojów kobiety o sprawiedliwość. Od pierwszego wyroku w sprawie odszkodowania została złożona kasacja do Sądu Najwyższego.