Komisja nocnego burmistrza przygotowała zestaw dobrych praktyk dla przedsiębiorców. – Nie zawsze to co na papierze ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nikt nie będzie chodził za każdym Brytyjczykiem pijanym i go uciszał – przekonuje nas kelner jednej z restauracji.
Zestaw dobrych praktyk to m.in. odpowiedź na oczekiwania nielicznych już mieszkańców okolic rynku, którym działalność niektórych lokali spędza sen z powiek. I to dosłownie. Pijani klienci, awantury, krzyki. To nie przerysowana rzeczywistość (głównie weekendowa), tylko realne problemy, z jakimi mierzą się krakowianie ze ścisłego centrum. Ale nie o nich tylko chodzi. Po prostu takie obrazki, które nie przystoją miastu z wielowiekową historią, idą później w świat.
Oczywiście nikt nie chce, żeby pozamykać wszystkie lokale w ścisłym centrum. Są tam od lat i będą przez kolejne: dają miejsca pracy, generują również wpływy do budżetu miasta. Co więcej, to nie ich obsługa jest uciążliwa, a goście, którzy niejednokrotnie nie potrafią odpowiednio zachować się po wypiciu alkoholu. Faktem jest jednak, że pracownicy lokali powinni przynajmniej podejmować próby zapanowania nad klientami. I o to m.in. chodzi w zestawie dobrych praktyk. Ruszyliśmy na Stare Miasto, żeby zapytać pracowników lokali gastronomicznych, czy zechcą je stosować? A może już to robią?
Papier swoje, życie swoje
Nasz spacer rozpoczęliśmy od Rynku Głównego. To był słoneczny dzień, a więc ogródki gastronomiczne wypełniły się mieszkańcami i turystami. Podchodzimy do kelnera w białej koszuli, który chwilę wcześniej streszczał potencjalnym klientom wywieszone na ścianie kamienicy menu. – To chodzi o muzykę? Że ma być tylko do którejś godziny? – dopytuje nas mężczyzna. Wyjaśniamy, że ma zapewne na myśli przyjętą przez radnych miejskich uchwałę antyhałasową, a zestaw dobrych praktyk to coś zupełnie innego. I pokazujemy mu ich listę, na której jest m.in.: izolacja akustyczna lokalu, przypominanie o „ciszy nocnej” czy dbałość o właściwe zachowanie gości. – Nie zawsze to co na papierze ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nikt nie będzie chodził za każdym Brytyjczykiem pijanym i go uciszał, bo on i tak ma to w głębokim poważaniu – mówi kelner. I dodaje: – Ale powiem tak, od 2007 roku pracuję w gastronomii, z jakimiś tam przerwami, i widzę poprawę. Gdy zaczynałem, to pamiętam sytuacje, jak turyści sikali pod Mariackim. Teraz jest już lepiej.
Jego zdaniem radni miejscy powinni walczyć właśnie z tego typu zachowaniami, a niekoniecznie z muzyką. – Skoro ona jest, to znaczy, że są na nią chętni – podkreśla nasz rozmówca. I zaznacza jednocześnie: – Osobiście jestem za tym, by było ciszej, spokojniej. Nie musi 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu być pompa. Każdy ma prawo do spokoju. Natomiast prawda jest też taka, że wszyscy mieszkańcy już uciekli z tego centrum. 90 proc. ludzi, którzy tu mieszkają, to są ci, którzy wynajmują lokale.
Zaglądamy do ogródka gastronomicznego jednego z restobarów, w którym spotykamy trzy osoby z obsługi. Jedni siedzą, inni stoją, w każdym razie wszyscy czekają na gości. – W zasadzie wszystko, co jest na tej liście, to my tego przestrzegamy. Głównie obsługujemy turystów, a wiadomo, oni przyjeżdżają po to, żeby się bawić. Nie mają poczucia, że trzeba się zachowywać. Pijany Brytyjczyk to nie mit. Musimy takim klientom zwracać uwagę – mówi nam barman. I zastrzega, że ogródek jest zamykany o ustalonej w przepisach godzinie.

– Inaczej grozi mandat, więc zdarza się, że musimy klienta troszkę wyprosić, by zamknąć ogródek na czas. Jego sprzątanie nie generuje hałasu. W zasadzie chowamy jedynie poduszki z krzeseł. Reszta zostaje – dodaje barman. Między 1 kwietnia a 31 października ogródki gastronomiczne mogą działać od godz. 7 do północy (od niedzieli do czwartku) i od godz. 7 do godz. 1 dnia następnego (w piątki, soboty i w dni, poprzedzające wolne).
Barman dodaje, że obsługa restobaru udostępnia nieodpłatnie toaletę nawet osobom, które nie są klientami lokalu. A przypomnijmy, że taką praktykę również przewiduje uchwała, przyjęta niedawno przez Komisję Zrównoważonej Gospodarki Nocy (w dokumencie zapisano, by w miarę możliwości zapewnić korzystanie „z toalet mieszkańcom i odwiedzającym”).
Pani w szlafroku
Zaglądamy do lokalu przy placu Szczepańskim, gdzie serwuje się głównie alkohol. Za barem stoi managerka Joanna, która przekonuje, że obsługa zwraca uwagę gościom, którzy nieodpowiednio się zachowują. – Ale wiadomo, że nie zawsze nas posłuchają. Jeśli ten hałas przeszkadza wszystkim pozostałym w lokalu, to po prostu taką osobę wypraszamy. Oczywiście staramy się nie dopuszczać do sytuacji, by aż tak trzeba było reagować – podkreśla kobieta. Wspomina, że piętro wyżej jakaś pani miała kiedyś apartament i hałas z lokalu jej przeszkadzał. – Przychodziła tutaj w szlafroku i mówiła, że jej 9-letnie dziecko nie może spać. Wyciszyliśmy sufit, co trochę kosztowało, a następnie pani się wyprowadziła – uśmiecha się Joanna.
Zapewnia także, że jej szefowie starają się żyć w zgodzie z sąsiadami i na ile to możliwe minimalizować hałas, tak żeby ludzie mogli w spokoju mieszkać.
Kroki kierujemy do restauracji Morskie Oko, która oferuje muzykę na żywo. – Nie mamy raczej problemu z uciążliwymi gośćmi. Oczywiście, raz na rok trafi się jakaś pijana osoba, która wyjdzie z naszego ogródka gastronomicznego i rozbije kufel na środku placu Szczepańskiego. Ale to rzadkość – mówi Patryk Filip, manager restauracji. – Organizujemy koncerty muzyki na żywo, ale nie są uciążliwe dla sąsiadów. Odbywają się w podziemiach, poza tym ściany są tutaj grube. Hałas nie wydostaje się na zewnątrz. Generalnie patrząc na listę dobrych praktyk to uważam, że wiele z nich stosujemy – podsumowuje.
Cisza nocna
Wchodzimy do pubu przy Małym Rynku. Damian, szef kelnerów zapewnia nas, że ogródek zamyka się zgodnie z przepisami, czyli o północy. – Zawsze jest ktoś, kto ucisza gości. Trudno powiedzieć, czy na przestrzeni lat jest lepiej czy gorzej z uciążliwymi klientami. Jest tydzień, że zza granicy przyjeżdża gorszy sort, jest tydzień, że przyjeżdża lepszy – twierdzi pracownik i dodaje, że gośćmi pubu w 90-95 procentach są zagraniczni turyści, głównie z Wielkiej Brytanii. – Przypominamy o ciszy nocnej, ale to jest trochę tak, że powiemy komuś: od 22 jest cisza nocna, a ten ktoś po 23, w stanie upojenia alkoholowego, już nie będzie o tym pamiętał – twierdzi Damian.
I dodaje: – Czy turyści z Wielkiej Brytanii przyjeżdżają tutaj, by upić się w upór? Tak, pytanie tylko, czym jest to spowodowane? Czy nie jest to winą miasta, które pchało Kraków w bardzo głęboką turystykę? Tam trzeba szukać problemu, a nie w takich lokalach jak nasz, gdzie jednak próbujemy zapanować nad całym tym chaosem, który powstaje, gdy ludzie są w stanie upojenia.
Wspomina, że kiedyś sąsiedzi z góry skarżyli się, że jest za głośno. Ale później przyszedł ktoś inny i zgłoszeń już teraz nie ma. – Mamy obok panie zakonnice, które do pewnego czasu też się skarżyły. Były tu interwencje, że jest głośno, że jest wrzask. Ale teraz już takich skarg nie ma. O godz. 22 wszystkie okna, podwójne, są szczelnie zamykane. Lokal istnieje od trzech lat. Od ponad dwóch nie było tutaj żadnej interwencji – przekonuje.
Zdaje sobie sprawę, że mieszkający na Starym Mieście skarżą się na głośne zachowania mieszkańców i turystów. – Moim zdaniem potrzebna jest zmiana jeśli chodzi o policję i straż miejską. Koniecznych jest więcej nocnych patroli. To jest tak, że ludzie wychodzą z lokali i hałasują na rynku czy w przylegających do niego uliczkach. Dzieje się kosmos, ale to już nie po naszej stronie jest panowanie nad tym. My działamy tylko w swoim zakresie – podkreśla Damian.
I dodaje: – Ostatnio byłem wieczorem w pracy i może raz widziałem, jak policja tędy przejechała. Lepsze byłyby patrole piesze czy rowerowe, a nie zza blachy. Jak jadą autem, to jest tak, że zatrzymają się, popatrzą, jadą dalej. Poza samochodem więcej widać. Przy rynku jest posterunek policji, który w środku działa, jednak na zewnątrz tego nie widać.
Co z obsługiwaniem półnagich gości? – Nie pozwalamy u nas ściągać koszulek. Jak ktoś to zrobi, od razu zwracamy uwagę, by się ubrał. Ale znowu: na zewnątrz nikt tego nie kontroluje. Policja nie zwraca na takie osoby uwagi. A przecież przez centrum chodzą też dzieci, patrzą na to. Wiem jedno. Jeśli coś ma się zmienić, to musi się to zacząć na poziomie policji, straży miejskiej, jak również władz miasta – reasumuje mężczyzna.
Wychodzimy na zewnątrz. Jest ok. godz. 13. Na razie więcej hałasu niż klienci lokali robią demonstranci, którzy na Rynku Głównym puszczają głośno muzykę, mówią też przez megafony. Jedni apelują o wsparcie dla Ukrainy, drudzy nie chcą, by Ukraińcom nadmiernie pomagać. Jest też pikieta antyaborcyjna. Gdy wchodzimy w jedną z uliczek, robi się ciszej. Póki co.
***
Dodajmy, że za brak przestrzegania dobrych praktyk nikt nie będzie karany. Burmistrz nocny Jacek Jordan twierdzi, że to od dobrej woli lokalu zależy, czy się do nich zastosuje. – Zestaw dobrych praktyk będzie systematycznie przedstawiany wszystkim lokalom gastronomicznym, włączając również kluby taneczne, pijalnie itd. Ich listy nie jestem teraz w stanie podać, ponieważ rozpoczynamy dopiero kolportaż, w czym pomaga nam Krakowska Kongregacja Kupiecka. Sporo podmiotów nie jest zrzeszonych w KKK i do nich musimy dotrzeć sami. Myślę, że skompletujemy listę lokali, które przystąpią do akcji, w ciągu kilku tygodni. Celem Komisji Zrównoważonej Gospodarki Nocy jest objęcie projektem jak największej liczby podmiotów przed rozpoczęciem sezonu letniego – wyjaśnia.
Zestaw nie dotyczy tylko przedsiębiorców z centrum.