Kilka dni temu odbyło się spotkanie władz miasta z mieszkańcami w sprawie coraz liczniej pojawiających się dzików na osiedlu Kliny. – Całe spotkanie można streścić do kilku zdań: Widzimy problem, chcemy działać, ale przepisy nam na rozwiązanie tej sytuacji, czyli spacerów dzików po osiedlu, nie pozwalają – komentuje Waldemar Domański, organizator.
Spotkanie odbyło się z przedstawicielami urzędu miasta, straży miejskiej, policji, koła łowieckiego i pogotowia interwencyjnego ds. dzikich zwierząt. Niestety wnioski nie są zadowalające dla mieszkańców.
2 tys. dzików w Krakowie
Małgorzata Mrugała, dyrektor Wydziału Kształtowania Środowiska UMK, zapewniała, że władze miasta dostrzegają problem nadmiernej obecności dzików w Krakowie (ich liczebność szacuje się na około 2000 osobników) jednak niewiele mogą z tym zrobić. Dyrektor obwiniła o to administrację rządową i służby weterynaryjne, które przerzucają na samorządy wszelką odpowiedzialność, lecz jednocześnie wiążą im ręce. Powołują się na przepisy, rzekomo oparte na dyrektywie unijnej – relacjonuje przebieg spotkania Adam Rymont z Rady Dzielnicy X Swoszowice.
Jak się okazuje, do dzików w terenie zabudowanym nie wolno strzelać, odławiać ich ani przesiedlać w inne rejony. – Dzików ponoć nie da się też wysterylizować ani nawet zaczipować, aby za pomocą GPS śledzić trasy ich wędrówek. Na szczęście, chociaż dewastują tereny zielone, źle reagują na psy, to dla ludzi nie stanowią zagrożenia. O ile nie są niepokojone, nigdy człowieka nie zaatakują. Dlatego strach przed nimi (pamiętamy: "Dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły..."), niekiedy wręcz szerząca się histeria, nie mają uzasadnienia. Z drugiej strony naganne jest również bratanie się z dzikami, ich dokarmianie, próby oswajania – opisuje Adam Rymont.
– Dzikie zwierzęta ciągną do miast, bo tu życie jest łatwiejsze: brak naturalnych wrogów, wyższa temperatura (mniejszy wydatek energetyczny organizmu), dostęp do pożywienia (m.in. śmietniki). Do ich obecności wśród nas trzeba się przyzwyczaić, co nie znaczy, że powinniśmy akceptować nadmierny rozrost populacji dzików. A te mnożą się coraz szybciej, znacznie intensywniej niż w swoim naturalnym środowisku – tłumaczy radny dzielnicy.
Nic się nie da zrobić?
Jak mówi Adam Rymont, ograniczanie miejskiej populacji dzików jest trudne z powodów prawnych (odławianie w celu relokacji) lub techniczno-biologiczno-finansowych (kastracja, sterylizacja).
– Mieszkam na Klinach od ponad ćwierć wieku. Dziki pojawiły się tutaj w ostatnich latach. Kiedyś ich nie było. Dziki nie są dla nas niebezpieczne. W sumie na terenie miasta odnotowano dotychczas tylko trzy incydenty z ich udziałem, przy czym w dwóch przypadkach zwierzęta były wyraźnie prowokowane przez ludzi – dodaje radny dzielnicy.
Waldemar Domański wyjaśnia, że magistrat oczekuje instrukcji od Naczelnego Weterynarza, ponieważ istnieje zagrożenie przekroczenia uprawnień przy odławianiu lub likwidacji stada.