News LoveKraków.pl

Inne niż wszystkie, bo „tu święta nie mają zapachu” [REPORTAŻ]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Świątecznie przybrane stoły, choinka, 12 potraw, opłatek, śpiew kolęd i życzenia w rodzinnym gronie. Tak wygląda u większości z nas Wigilia. Jednak dla tych, którzy trafili za kratki, Boże Narodzenie nabiera zupełnie innego wymiaru.

W areszcie śledczym, gdzie dni płyną wolniej, a noc jest pełna ciszy, nadchodzi moment, który – mimo odosobnienia – staje się okazją do refleksji, tęsknoty i nieoczekiwanych emocji. Jak w tym miejscu, oddzieleni od bliskich, przeżywają święta ci, którzy zostali pozbawieni wolności? Jakie dźwięki niosą się przez zimne mury, a jaką nadzieję przynosi ta niezwykła pora roku? To inny, nieznany obraz świątecznego czasu.

Obecnie na oddziale damskim Oddziału Zewnętrznego w Krakowie-Nowej Hucie Aresztu Śledczego w Krakowie przebywa 75 kobiet. Jak wyglądają przygotowania i święta Bożego Narodzenia za kratkami?

Wszystko zależy od osoby. Znaczna część kobiet osadzonych żyje przygotowaniami: dekorują sale własnoręcznie wykonanymi ozdobami, stroją choinki. Są też tacy, którzy odcinają się od świąt – nie chcą ich przeżywać, ten dzień jest dla nich jak każdy inny.

– Jest to dla nich okres trudny. Izolacja penitencjarna od rodziny w tym czasie jest bardzo ciężka do zniesienia – zauważa ppor. Patrycja Kołodziej-Glanas, wychowawca oddziału kobiecego w Oddziale Zewnętrznym w Krakowie-Nowej Hucie Aresztu Śledczego w Krakowie

Życie za kratkami jest pełne samotności.
Życie za kratkami jest pełne samotności.

Najtrudniejsze są, jak się okazuje, pierwsze święta za kratkami. Do nowych okoliczności pomaga nowo osadzonym zaadaptować się zespół psychologów i wychowawców. Wraz z panią kapitan jeszcze przed świętami wychowawcy starają się zorganizować dodatkowe atrakcje, żeby panie lepiej zniosły tę izolację w tym czasie. – Widzę różnicę – czasami trudniej jest znieść to osobom, które są wiele lat i są to ich ostatnie święta w tym miejscu niż tym, dla których są to pierwsze – mówi ppor. Kołodziej-Glanas.

W drugim tygodniu grudnia zostały zorganizowane warsztaty, podczas których panie przygotowały kartki świąteczne. Przed nimi jeszcze warsztaty z tworzenia ozdób świątecznych i pieczenia pierniczków.

Przygotowania do wieczerzy

W wigilijny wieczór zakładowa stołówka zamienia się nie do poznania. Nie tylko za sprawą świątecznych potraw – barszczu z grochem, sałatki śledziowej, grochu z kapustą czy ryby. – Wszyscy osadzeni spotykają się przy udekorowanym stole. Kobiety, które zatrudnione są na kuchni przygotowują potrawy stricte wigilijne. Wszyscy razem kolędują, zapewniamy oprawę muzyczną. To wszystko wygląda naprawdę uroczyście, jest to namiastka wigilii – dodaje wychowawczyni.

W pierwszy i drugi dzień świąt są widzenia z rodzinami. 15 grudnia, w niedzielę, miało miejsce tzw. „widzenie świąteczne” dla rodzin z dziećmi, które trwało trzy godziny.

Siódme święta za kratami

Tak wyglądają święta z punktu widzenia służby więziennej. A jak wyglądają z perspektywy osób osadzonych? O tym w rozmowie z LoveKraków.pl mówi 47-latek skazany za przestępstwa gospodarcze. – Wszystkie przygotowania – śpiewanie kolęd, poczęstunek – jeszcze bardziej potęgują fakt zadumy i smutku. Faktycznie przy kolacji wszyscy możemy złożyć sobie życzenia, ale tak naprawdę każdy myślami jest gdzie indziej – poza zakładem karnym. Poczęstunek jest tak bardzo skromny, że to w ogóle nie ma nic wspólnego z tradycyjną wigilią. Dostaniemy prawdopodobnie troszkę więcej chleba, sałatkę śledziową, barszcz i to jest tyle. To jest cała nasza wigilia. Pozbawienie wolności to nie jest tylko fakt rozłąki z bliskimi, ale też nieuczestniczenie w wielu wydarzeniach rodzinnych. Święta to jest okres do mocnej zadumy – mówi pan Adam*.

Święta to też dla wielu czas wolny od pracy. Adam pracuje jako magazynier. Do jego zadań należy przyjmowanie nowo osadzonych i zapewnienie im całego zakwaterowania. – Z jednej strony mogę wypocząć. Ciężko na co dzień pracuję. Może nie wszyscy, ale ja bardzo potrzebuję tego wypoczynku, a często wolny weekend jest niewystarczający. A jeden dzień więcej wolnego jest dla mnie po prostu super. Jednak nie zmienia to faktu, że dla większości osób jest to okres zadumy, przemyśleń o tym, co się zrobiło źle, co można byłoby zrobić inaczej. Trzeba się pogodzić z tymi konsekwencjami, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Zapytany o to, jak wspomina swoje pierwsze święta za kratami, pan Adam odpowiada: – Byłem pozbawiony wolności w październiku, więc te święta bardzo szybko nadeszły. Pierwsze były bardzo bolesne. Do mnie przyjeżdżają moje rodzeństwo i mój tato na widzenia w sobotę, możemy tę godzinę spędzić ze sobą. Jednak nie zmienia to faktu, że wigilia zawsze była dla mnie takim szczególnym okresem. Najbardziej brakuje mi tu najbliższych, bo kwestia innych rzeczy – materialnych nie ma znaczenia. Kiedy człowiek jest na wolności to może faktycznie przywiązuje do nich jakąś wagę, żeby coś kupić, żeby coś udekorować. Jednak w pewnym momencie, na pewnym etapie okazuje się, że pewne rzeczy są błahe w stosunku do kontaktu z najbliższymi.

47-latek zwraca uwagę, że przy dużej rotacji, jaka jest w zakładzie przy ul. Spławy 2 trudniej jest nawiązać relacje. – W czasie świąt trudno nawiązać z kimś bardzo bliskie relacje, jeżeli wiem, że za miesiąc czy dwa tygodnie już tej osoby nie będzie, będzie ktoś inny. Stąd jestem jeszcze bardziej samotny. Będąc tu wiele lat można zbudować między sobą prawie że relacje „rodzinne”.

Wyrok 11 lat więzienia za przestępstwa gospodarcze pan Adam usłyszał siedem lat temu. – Bardzo źle odbywa się karę, będąc przeświadczonym, że niecelowo popełniło się przestępstwo. W takich momentach świątecznych człowiek powraca do czasów, kiedy zupełnie inaczej wyglądało jego życie – kończy swoją opowieść.

Na początku przyszłego roku mężczyzna będzie składał wniosek w warunkowe, przedterminowe zwolnienie.

Nasi rozmówcy zgodnie podkreślają, że na święta brakuje im żywej, pachnącej choinki. I z tym brakiem muszą sobie poradzić.
Nasi rozmówcy zgodnie podkreślają, że na święta brakuje im żywej, pachnącej choinki. I z tym brakiem muszą sobie poradzić.

22-letni Tymon*, który był tzw. "słupem", wspomina, że ubiegłoroczne święta były dla niego trudne. – Byłem osobą zagubioną, przygnębioną. Jako bardzo młody człowiek z pierwszym wyrokiem zmagałem się z różnymi myślami. Była ogromna tęsknota. Z perspektywy czasu nie mogę powiedzieć, że było to złe – ocenia.

Chłopak dodaje, że w czasie okołoświątecznym więźniowie mają więcej możliwości, jeśli chodzi o kontaktowanie się z bliskimi. – Zakład daje nam duże pole manewru w tej kwestii. Mamy dostęp do telefonów, możemy zadzwonić do rodziny w czasie świąt, w czasie Sylwestra. Dodatkowo jest opcja, że w wigilię można mieć widzenie z osobą bliską. Mamy dostęp do Skype’a, przez którego możemy się również kontaktować z rodziną. To jest trudne, że nie jest się w domu blisko rodziny. Trzeba sobie jakoś radzić. Najlepiej? Zabijać czas zajmując się jakąś pracą. Wtedy nie myśl się o tym, co trudne – przyznaje.

Co w kantynie, to na stole

Osadzeni mają możliwość przygotowania posiłków we własnym zakresie, dzięki aneksowi kuchennemu i kantynie, w której można zrobić najpotrzebniejsze zakupy. Przygotowania do świąt, jak się okazuje, w każdej celi wyglądają inaczej. W sześcioosobowej sali, w której połowa osadzonych na co dzień pracuje, święta są „na bogato”, a stół jest przykryty białym prześcieradłem, w tle słychać melodie kolęd z telewizora. – Poza pomocą od rodziny, paczek, wszyscy możemy, bo mamy za co, zrobić zakupy w kantynie, wtedy każdy z nas ma swój wkład w wigilię przygotowywaną w celi.

Inaczej sytuacja wygląda tam, gdzie żaden z osadzonych nie pracuje, a co za tym idzie, nie zarabia. I nie ma żadnej pomocy z domu. Nie dostaje żadnej paczki żywnościowej, w której znalazłaby się szynka, śledzie czy świąteczne wypieki.

Wzajemną pomoc w czasie świąt można zaobserwować nawet w takim miejscu jak areszt śledczy. – Zawsze z tyłu głowy w takich sytuacjach jest, by zrobić coś razem – ja coś kupię, inni później coś z tego przygotują. Na tym polega nasza wspólnota, którą tworzymy w celi. Musimy sobie pomagać, bo tak to nie damy rady tego wszystkiego udźwignąć – mówi Tymon.

W więziennej kantynie obowiązują ograniczenia wagowe: do 6 kg i 9 litrów napoi. – Można to w pewien sposób obejść. Ja robię już zapasy od końca listopada. Codziennie trzeba wziąć coś do jedzenia do pracy, żeby nie być głodnym. Tymon często korzysta ze wspólnej kuchenki indukcyjnej. Potrafi ugotować na niej galaretę z…konserwy mięsnej.

Czego najbardziej brakuje w czasie świąt za kratkami? Choinki, żywej, pachnącej lasem. – Co prawda mamy swój zamiennik, u nas jest to choinka z origami, żeby jakoś urozmaicić ten czas, ale wciąż to nie jest to samo. Są różne pomysły na to, by zapomnieć, tylko trzeba chcieć. Dołowanie do niczego dobrego nie prowadzi. Nie warto się załamywać. Ok, stało się, ale to już się nie odstanie. Żyjmy dalej, dniem jutrzejszym, żeby on był lepszy.

Każdy z osadzonych ma możliwość własnoręcznego udekorowania celi.
Każdy z osadzonych ma możliwość własnoręcznego udekorowania celi.

Pawilon kobiecy

Wigilia dla kobiet rozpoczyna się o 15.00. Stoły się udekorowane stroikami własnoręcznie przygotowanymi przez więźniarki. Na stołówce jest niewielka choinka. Sztuczna.

Jak wyglądają święta od kuchennej strony, opowiada Janina* (od sześciu lat za kratkami), która na co dzień przygotowuje i wydaje posiłki. – Na pewno jak co roku będzie barszcz czerwony z fasolką. Będzie rybka, śledź, być może kapusta z grochem, surówka z kapusty. W ubiegłym roku, w formie kutii mieliśmy przygotowany makaron – z miodem, makiem i rodzynkami.

Najgorzej święta przeżywają „petki” – po raz pierwszy osadzone w areszcie kobiety. Nie trudno w tym czasie o łzy.

O swoich uczuciach mówi krótko: z roku na rok jest łatwiej. – Najgorsze są pierwsze święta, bo to jest taki „rzut” – bez rodziny, bez choinki. Drugie, trzecie i każde kolejne są dużo łatwiejsze, bo przychodzi pewna rutyna – przyznaje. I dodaje, że tak naprawdę każda z osadzonych kobiet inaczej przeżywa ten szczególny czas. – Nie ma takich silnych, które w Wigilię nie uroniłyby łezki. Nie ma. Nawet jeżeli pokazujemy na zewnątrz, że jest wszystko w porządku, to nie jest to prawda. W środku jest wielka burza.

Zapytana o to, jak przetrwać tę burzę, po chwili milczenia, tłumaczy: – Tu każdy ma swój własny sposób. Trzeba wyłączyć pewne myślenie. Dla mnie najbardziej odstresowujące są krzyżówki. Były takie wigilie, gdzie chodziłyśmy po całym oddziale z kolędą. Brałyśmy miskę, białą serwetkę i tak kolędowałyśmy po całym pawilonie kobiecym. Kto mógł to coś wrzucał. Jest grono osób, które naprawdę nie mają nic. Więc wszystkie prezenty, które dostałyśmy za kolędę rozdzielałyśmy na te biedne. To fajny gest dla nich.

Część kobiet pracuje w niewielkiej szwalni. W czasie okołoświątecznym wyszywają różne ozdoby, torby. Swoje prace przekazują później na kiermasze charytatywne.
Część kobiet pracuje w niewielkiej szwalni. W czasie okołoświątecznym wyszywają różne ozdoby, torby. Swoje prace przekazują później na kiermasze charytatywne.

– Te święta nie są taką tragedią jakby się wydawało. Może duży wpływ na to ma inne specyfika warunków. To jest półotwarty ośrodek, mamy otwarte sale, tu nie mówi „cela”. Zupełnie inaczej to wygląda niż na „Monte” [Areszt Śledczy przy ulicy Montelupich 7 w Krakowie - przyp.red.]. Tam dla mnie to jest typowe więzienie. Tu tego się nie odczuwa – mówi Janina, która za dwa lata opuści ośrodek przy ul. Spławy 2.

Czego jej najbardziej brakuje w czasie świąt Bożego Narodzenia? – Na pewno tej atmosfery, bo tu jej nigdy nie zbudujemy. Brakuje bliskich, bo ich nie zastąpi żaden koleżeństwo. Brakuje mi żywej choinki – niby takie to prozaiczne – a tutaj nie do przejścia, duży brak. I najbardziej brakuje zapachu świąt. W domu one inaczej pachną.

*Imiona zostały zmienione.

 

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Nowa Huta