Brak konkretnej informacji, chaos legislacyjny i nadgorliwości policji. Kolejną sprawę dotyczącą opuszczenia miejsca kwarantanny rozpoznawał krakowski sąd administracyjny.
Mężczyzna, który wrócił z zagranicy, musiał odbyć 14-dniową kwarantannę. Z domu wyszedł 10 kwietnia, bo był przekonany, że właśnie wtedy minął jej termin. W ten sam dzień (jak wynika z notatki na 6,5 godziny przed końcem czasu izolacji) odwiedzili go policjanci, którzy inaczej liczyli czas. Kara od sanepidu – 5 tys. złotych. Sprawa trafiła do sądu.
Co do minuty
Pan Szymon wrócił do Polski 27 marca kilka minut przed 22. Był przekonany, że pierwszym dniem kwarantanny był dzień powrotu i zgodnie z jego obliczeniami, będzie mógł wyjść z domu 9 kwietnia. Stwierdził też, że policjanci nie powiedzieli, kiedy mija termin izolacji.
W skardze do sądu administracyjnego zaznaczył, że przepisy, które weszły w życie 10 kwietnia, nie powinny go obejmować, bo do kraju przyleciał blisko dwa tygodnie wcześniej. Dodatkowo nie był chory.
Sanepid uważa, że pierwszym dniem kwarantanny był 28 marca i S.B. w izolacji powinien zostać do 10 kwietnia, do godziny 21:54. Urzędnicy powołali się na zapisy, które mówią, że czas ten liczy się od „dnia następującego po przekroczeniu tej granicy”.
Mimo wszystko S.B. w skardze stwierdził, że sanepid powinien podać konkretną datę początku i końca kwarantanny.
– Skarżący podkreślił, że postępował według zasad i informacji udzielonych mu przez straż graniczną oraz sanepid, podczas kwarantanny domowej codziennie informował o swoim pobycie w domu podczas kontroli – uzasadniał skargę.
– 9 kwietnia skarżący odbył rozmowę telefoniczną z sanepidem, gdzie został tylko poinformowany o tym, iż ewentualne przedłużenia kwarantanny nastąpi tylko wtedy, gdy lekarz stwierdzi występowanie objawów. Podczas rozmowy nie określono, do kiedy ma on pozostać w domu, czyli kiedy upływa termin kwarantanny – widnieje w uzasadnieniu.
„Na gębę”
Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał skargę za zasadną. Uwidocznił uchybienie sanepidu, które było kluczowe w tym przypadku.
Jak czytamy w uzasadnieniu: „(…) w aktach administracyjnych brak jest odpisu decyzji o nałożeniu na skarżącego obowiązku kwarantanny. Brak tej decyzji ma o tyle znaczenie, że wymierzenie kary pieniężnej może nastąpić tylko wtedy, jeżeli orzeczenie o obowiązku kwarantanny było na tyle precyzyjne, że określało w sposób wyraźny miejsce odosobnienia skarżącego oraz czas kwarantanny”.
– Ze zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego w żaden sposób nie wynika, aby skarżący został poinformowany o konkretnej dacie zakończenia kwarantanny. Faktem powszechnie znanym jest natomiast panujący w okresie pandemii COVID-19 chaos informacyjny, jak również okoliczność, że kontakt z organami inspekcji sanitarnej (szczególnie w pierwszym okresie pandemii COVID-19) był znacznie utrudniony. Skarżący nie miał natomiast obowiązku posiadania wiedzy w zakresie liczenia terminów w ramach postępowania administracyjnego – tłumaczy sąd.
WSA przypomniał również o niezgodnym z prawem wprowadzeniu przymusowej kwarantanny i uchybieniach administracyjnych polegających na niedopuszczenie jako dowodów np. zeznań świadków, aby ustalić wszystkie okoliczności sprawy.
– W ponownym postępowaniu organy ustalą przede wszystkim stan faktyczny, tzn. czy skarżącemu znana była data zakończenia okresu kwarantanny (czy wynikała z decyzji administracyjnej, a jeśli tak, to jakiej treści) i czy niedopełnienie obowiązku kwarantanny było lub nie było następstwem okoliczności, za które skarżący ponosił lub nie ponosił odpowiedzialności, kierując się w szczególności zasadą budzenia zaufania uczestników postępowania administracyjnego do władzy publicznej – orzekł Wojewódzki Sąd Administracyjny.
Wyrok, który zapadł 15 lutego, jest nieprawomocny.