Wciąż toczy się proces Patryka L., który według organów ścigania był jedną z ważniejszych osób w hierarchii gangu Wisła Sharks. Przed sądem wciąż pojawiają się świadkowie. Tak, jak 9 czerwca, kiedy za zamkniętymi drzwiami zeznawał Dawid G. – skazany, ale wciąż uznawany przez prokuraturę za użytecznego.
Proces 38-latka rozpoczął się równo dwa lata temu. Prokuratura oskarżyła mężczyznę o udział w grupie przestępczej, udział w śmiertelnym pobiciu Tomasza C. w 2011 roku i handel narkotykami. Patryk L. zarzekał się, że nawet nie było go w Krakowie, gdy życie stracił „Człowiek”. Do reszty zarzutów również się nie przyznał.
Kto pogrąża, kto go nie zna?
Patryk L. pojawia się m.in. w wyjaśnieniach Pawła M., czyli „Miśka”. Mówił on, że należał do gangu, ale nie do grona osób decyzyjnych. Były lider Sharksów powiedział śledczym, że „Lewy” zapłacił 10 tys. zł na zbiórkę prowadzoną dla osób zatrzymanych po zabójstwie „Człowieka”.
Paweł M. stwierdził, że musiał tyle dać, ponieważ brał udział w tym zdarzeniu, ale nie został złapany przez policję.
Zupełnie inne zdanie na temat udziału Patryka L. w grupie mieli skazani za udział w morderstwie w 2011 roku. Przed sądem, w roli świadków, mówili, że: po pierwsze, są niewinni, po drugie nie mają pojęcia czym jest grupa Wisła Sharks, a po trzecie oskarżonego pierwszy raz widzą na oczy.
Natomiast inny z oskarżonych, Tomasz P., były wspólnik „Miśka” i „Zielaka” w narkotykowym procederze w sierpniu 2020 roku zeznał, że znał Patryka, bo gdy prowadził klub nocny, pracował tam na bramce i jako barman.
Nie kojarzy jednak, aby ten brał udział w polowaniach i wjazdach na osiedla, gdzie mieszkali kibice Cracovii czy Hutnika. O oskarżonym mówi, że zawsze trzymał się z boku, a dodatkowo kierownictwo Sharksów nie pałało do niego miłością. – Patryk L. nie zaliczał się do „grubasów” w Wiśle – powiedział Tomasz P.
„Lewy” przesiedział kilkanaście miesięcy w areszcie tymczasowym. Od jakiegoś czasu odpowiada z wolnej stopy.