Maciej Fijak: Dyrektor ZZM powinien być zdymisjonowany [Rozmowa]

Maciej Fijak

Co do pracy dyrektora Piotra Kempfa - ma na swoim koncie kilka udanych akcji, ale nie radzi sobie z napięciami społecznymi. Zarząd Zieleni Miejskiej pod jego kierownictwem projektuje niesamowicie drogie tereny zielone pod żurnale, a nie dla mieszkańców – mówi Maciej Fijak z „Akcji Ratunkowej dla Krakowa”.

Patryk Salamon, LoveKraków.pl: Jacek Majchrowski jest dobrym prezydentem?

Maciej Fijak z „Akcji Ratunkowej dla Krakowa”: Jest przeciętnym i zmęczonym prezydentem, który pełni urząd bardziej z obowiązku niż chęci. Jeśli mógłbym coś doradzić, to warto wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Prezydent powinien rozważyć zatrudnienie osoby, która krytycznie mogłaby popatrzyć na działanie urzędu, zamiast klepać po ramieniu i powtarzać, że wszystko jest dobrze. Taki feed back byłby pomocy dla prezydenta.

Skąd masz wrażenie, że prezydent jest bardziej administratorem niż przywódcą miasta?

Dosyć uważnie obserwuję to, co dzieje się w magistracie oraz wokół prezydenta. Widzę, że prezydent w swoich działaniach nie ma zbyt dużo energii, nie prezentuje nowych pomysłów, a wręcz bardzo często w wypowiedziach prezydenta słyszę to, co godzinę wcześniej przekazali jego dyrektorzy. Prezydent te informacje powinien jednak filtrować.

Kiedy prezydent mógł mijać się z prawdą? Podasz jakiś przykład?

Takich przykładów jest mnóstwo. Ciężko mi powiedzieć, czy wynika to z niewiedzy prezydenta czy oszukiwania go przez jego podwładnych. Szczególnie krzywdzące dla prezydenta są czwartkowo-piątkowe live.

Podasz przykład?

W przypadku Zakrzówka prezydent z uporem maniaka powtarzał, po dyrektorze Zarządu Zieleni Miejskiej Piotrze Kempfie, że projekt był skonsultowany na każdą stronę. Jednak żadne konsultacje się nie odbyły.

Kto powinien zostać prezydentem Krakowa?

Nie ma osoby, którą mógłbym wskazać i powiedzieć na sto procent, że to będzie odpowiedni człowiek.

Myślałem, że wymienisz Łukasza Gibałę.

Uważam, że powinniśmy dać mu szansę. Po tylu latach starań, nie powiem, że należy mu się prezydentura, ale chciałbym zobaczyć, czy jest w stanie zamienić słowa w działanie. Skoro tak mocno prze do prezydentury, to dobrze byłoby go sprawdzić w boju i dać mu szansę na jedną kadencję.

Znalazłem zdjęcie z września zeszłego roku. Przed urzędem miasta za szyby stojących tam samochodów wspólnie z innymi aktywistami wkładacie nasiona kwiatów. Skąd pomysł na taką formę aktywizmu miejskiego?

Był to happening związany z odrzuconym projektem do budżetu obywatelskiego w sprawie likwidacji parkingu dla urzędników i radnych pod urzędem w samym centrum Krakowa. Funkcjonowanie tego parkingu jest absurdalne – to jawny przykład na niekonsekwencję władz miasta. Tego samego dnia władze miasta zachęcają do porzucania samochodów, a jednocześnie przyjeżdżają autami pod sam urząd. Przykład powinien iść z góry.

Przed głównym budynkiem urzędu w milionowym mieście nie powinno być miejsca do parkowania dla gości?

Goście urzędu to nie są święte krowy i mogą przyjechać taksówką czy komunikacją zbiorową, której przystanek znajduje się 20 metrów od drzwi magistratu. Jestem w stanie zgodzić się, aby pozostało miejsce dla prezydenta i jedno miejsce dla gości. Dwa miejsca mogłyby pozostać, a wszystkie pozostałe powinny być zlikwidowane. Ale wracając do umieszczania nasion za szybami samochodów. Chcieliśmy zachęcić radnych i dyrektorów z urzędu, aby symbolicznie zazielenić plac Wszystkich Świętych. Miasto, starając się nieudolnie odpowiedzieć na tę akcję, stwierdziło że zrobią na zewnętrznym dziedzińcu magistratu społeczny ogród, który jest ciemną jaskinią - co przyznawali nawet pracownicy ZZM. Dodatkowo ogród społeczny powinien być tworzony przez mieszkańców, a na Starym Mieście już ich nie ma. Co najwyżej, to może być ogród pracowniczy urzędu miasta i taką idee bym wspierał. W praktyce będzie to palarnia.

Twoje działania nie zaczęły się od tej akcji. Wcześniej zaangażowałeś się sprawę Zakrzówka?

Miastem zainteresowałem się z powodu budowy Trasy Łagiewnickiej, ponieważ wychowałem się na Ruczaju i zbiegło się to z moim chwilowym wyjazdem z Krakowa. Jak wróciłem, to zobaczyłem rozorane stare osiedle wielką miejską autostradą. Później okazało się, że kosztuje to 1,3 mld złotych, co jest w moim odczuciu gigantyczną kwotą. Myślę, że za takie pieniądze można zbudować lotnisko.

Ale chyba w Krakowie musi powstać trzecia obwodnica Krakowa? Od jakiegoś fragmentu trzeba było rozpocząć.

Według wszelkiej dostępnej mi wiedzy, według słów naukowców z Politechniki Krakowskiej i wypowiedzi dyrektora Zarządu Transportu Publicznego Łukasza Franka, kształt inwestycji nie jest odpowiedni. Powinno się zacząć budować od drugiego odcinka, czyli Trasy Zwierzynieckiej, która wyprowadziłaby ruch od strony Starego Miasta, Krowodrzy, Zwierzyńca pod wzgórzem św. Bronisławy.

Wiceprezydent Andrzej Kulig chyba ma podobny pogląd. Mówił mi wprost, że zaczęto budować trzecią obwodnicę od najgorszego możliwego fragmentu, czyli Trasy Łagiewnickiej.

Trasa Łagiewnicka pochłonie gigantyczne pieniądze. Za kwotę 1,3 mld złotych można byłoby zrobić wielką transportową, zieloną, rowerową rewolucję. Budowa Trasy Łagiewnickiej, to realizacja projektu wygrzebanego z lat 70. ubiegłego wieku. Naukowcy powtarzają, że budowanie miejskich autostrad nie ma sensu, bo wcale nie upłynnia to ruchu, bez względu, jak szerokie drogi wybudujemy. To jest stawianie na transport indywidualny, bo nawet nie pokuszono się, aby na całej długości poprowadzić linię tramwajową.

Skoro jesteśmy tematycznie w okolicach Zakrzówka, to nie sposób nie zapytać Cię o budowę parku. Największy konflikt z urzędnikami zrodził się z powodu tej inwestycji.

Wszyscy osłupieliśmy, jak dyrektor Piotr Kempf w publicznej telewizji powiedział, że siatkowanie Zakrzówka i przebudowa terenu, to realizacja naszych marzeń. Podziałało to na mieszkańców, jak płachta na byka, bo metalowe siatki zniszczyły Zakrzówek.

Jednak przedstawiciele ZZM powtarzają, że za ich montażem przemawiały względy bezpieczeństwa. Nawet urząd dysponuje ekspertyzą potwierdzającą ten pogląd.

Bezpieczeństwo, to jest słowo wytrych, używane aby uzasadnić każdy, nawet najbardziej bezsensowny wydatek. Nie do końca tak było z tą ekspertyzą. Najpierw powstała ekspertyza niezależnych fachowców, zlecona zresztą przez Zarząd Zieleni Miejskiej, w której zapisano, jakie działania trzeba podjąć, aby skały się nie sypały. Z tej ekspertyzy mogliśmy się dowiedzieć, że skały na Zakrzówku są stabilne, dopiero montaż siatki i wiercenie w głąb ścian na kilka metrów metalowymi prętami, naruszyło skały. Wystarczyło podjąć szereg działań, żeby zapewnić bezpieczeństwo, choćby stworzyć bufor między pływającymi, a skałami. Dokument, o którym mówisz, nie był ekspertyzą, tylko projektem budowlanym opracowanym przez dyrektora firmy sprzedającej siatki. O montażu siatek nie wiedziała wcześniej nawet dyrekcja Zespołu Parków Krajobrazowych. Nie było ich na wizualizacjach, makietach. Wszyscy, łącznie z krakowianami, dowiedzieli się o montażu siatek w momencie, jak zaczęło się wiercenie w skałach. Według mnie mamy do czynienia z niegospodarnością, bo zamiast dwóch wydano pięć milionów złotych. Zresztą tym tematem zajmuje się prokuratura.

Prokuratura, która już raz umorzyła sprawę, ale zostawmy to. Skierowaliście do komisji w radzie miasta skargę na działanie dyrektora ZZM. Radni podzielili wasz pogląd?

Radni postanowili poczekać na rozstrzygnięcie prokuratury.

Przejdźmy do innego tematu, a mianowicie budowy muzeum na terenie dawnego obozu KL Plaszow. Zamiast muzeum proponujecie park pamięci?

Nikt nie protestuje przeciwko powstaniu muzeum, ale wszystko rozbija się o jego formę. Proponujemy park pamięci z muzeum w jego obrębie, co może być zdroworozsądkowym kompromisem między tragiczną historią a współczesnymi potrzebami mieszkańców.

Na początku waszej akcji sprzeciwialiście się grodzeniu tego terenu.

To udało się rozwiązać. W tym terenie jest kilka kwestii zapalnych, a grodzenie było jednym z nich. Teraz mamy zapewnienie, że obszar nie będzie ogrodzony. Proponowaliśmy, rozumiejąc potrzebę symbolicznego zaznaczenia terenu, wykorzystanie naturalnych materiałów, np. skał wapiennych czy nasadzeń roślinności. Drugą zapalną kwestią jest wycinka kilkuset drzew pod budowę dużego budynku muzealnego razem z parkingami. Trzecią kwestią są plany miasta na sprowadzenie tam pół miliona turystów rocznie - według moich obliczeń, aktualnie obszar odwiedza kilkanaście tysięcy zwiedzających rocznie. Czwartym punktem zapalnym są koszty, bo inwestycja ma pochłonąć 50 mln złotych.

Połowę tej kwoty wzięło na siebie ministerstwo kultury.

25 mln złotych trzeba wyłożyć z budżetu Krakowa, 25 mln złotych z budżetu państwa, czyli złożą się na to wszyscy podatnicy: również Ty i ja.

Jak oceniasz postawienie ławki na tym terenie przez Mateusza Jaśko?

Wiemy, że było to zrobione bez pozwoleń, ale takim czynem pokazał nieudolność i nieporadność miasta.

Mówisz o nieporadności miasta przed postawieniem tych ławek, czy może o sposobie, w jaki przypadkowo urząd rozpętał medialną burzę?

To jest ciąg przyczynowo skutkowy. W mieście z siedmiomiliardowym budżetem odpowiedź na to, że nie można postawić 12 ławek, bo nie ma pieniędzy jest bardzo wymowna.

Urzędnicy tłumaczyli jednak tę sprawę w inny sposób. Przekonywali, że nie ma pieniędzy na ławki i wkrótce rozpocznie się inwestycja, więc nie ma sensu ustawiać ławek, które za chwilę będą musiały być zdemontowane.

Nie trafia do mnie argument, że nie ma sensu ustawiać ławek. Muzeum ma powstać do 2025 roku, to dlaczego na tym terenie nie może stanąć kilkanaście ławek? Z postawienia dwóch ławek zrobiła się sprawa na całą Polskę.

Ta sprawa była tak ważna, że miasto musiało wykonywać wyjątkowo dziwaczne ruchy, jak zgłaszanie sprawy do organów ścigania, używanie w mediach społecznościowych przez miejskich urzędników argumentu ad Hitlerum? Nie zabrakło wyczucia nastrojów społecznych?

Nie wiem, dlaczego taka strategia została obrana. Prezydent powinien niezwłocznie wyciągnąć z tego konsekwencje. Jak widać tego nie robi.

Nie łatwiej było załatwić sprawę w swoistym "stylu prezydenta Majchrowskiego", czyli podziękować za postawienie ławek i sprawa ucichła by po jednym dniu?

Wydaje się, że dało się to rozegrać lepiej i powiedzieć, że ławka została ustawiona nielegalnie, ale robimy wszystko, aby uzyskać pozwolenia i nawet jeśli na chwilę musi ona zniknąć, to zaraz wróci. Porównania, które padły ze strony dyrektora w magistracie odpowiedzialnego za kontakty z mieszkańcami Macieja Grzyba to nie była jego pierwsza wypowiedź w tym stylu. Na miejscu prezydenta Majchrowskiego podziękowałbym za współpracę, bo robi, według mnie, nomen omen bardzo złą prasę dla miasta. Porównywanie mieszkańców do hitlerowców jest niedopuszczalne.

Muszę wziąć w obronę Macieja Grzyba. Tłumaczył, że nie nawiązał wprost do hitlerowców.

To było porównanie, które nie powinno mieć miejsca. Te tłumaczenia zupełnie do mnie nie trafiają. To nie jest jego pierwszy wybryk, bo wcześniej w miejskim dwutygodniku obrażał zarówno lokalnych samorządowców, dziennikarzy i aktywistów, pisząc o nich "pseudoaktywiści", "pseudodziennikarze" i "pseudopolitycy". Z kolei w innym numerze pisał, że osoby które podważają zielone oblicze Krakowa mają problem mentalny.

Może tak jesteście odbierani w urzędzie miasta?

To jest przedstawiciel urzędu, który ma prawo wypowiadać się do prasy, więc jego wypowiedzi możemy traktować, jako wyrażanie zdania przez prezydenta. Takie obrażanie mieszkańców dziwi, biorąc pod uwagę, że na każdym kroku powtarzają oni konieczność zwiększania dostępności terenów zielonych. Ich brak wskazuje także wiele miejskich dokumentów.

Chciałbyś ubiegać się o mandat radnego w najbliższych wyborach?

Chciałbym trzymać się od polityki głównego nurtu z daleka tak długo, jak to możliwe. Bardzo dobrze czuję się w organizacjach pozarządowych, jest to bardzo fajna praca organiczna z mieszkańcami. Im dłużej oglądam obrady rady miasta, tym mniej mam ochotę stawać się częścią tego gremium. Ojciec mi zawsze mówił: nigdy nie mów nigdy, więc nie powiem jednoznacznie "nie".

Dość często w mediach społecznościowych wchodzisz w ostrą interakcję z dyrektorem Zarządu Zieleni Miejskiej Piotrem Kempfem.

Od dłuższego czasu nie ma chemii między dyrektorem ZZM a "Akcją ratunkową dla Krakowa" ale również mieszkańcami miasta. Dyrektor nie dogaduje się także ze środowiskiem ekspertów, naukowców, przyrodników. Średnio raz na dwa tygodnie wybucha jakaś mniejsza lub większa afera i według mnie dyrektor Kempf nie radzi sobie z konfliktami. Zamiast starać się je łagodzić, on je zaognia. Moją ideą jest tworzyć fajne miasto i mobilizować ludzi odpowiedzialnych za Kraków do pchania go w zieloną, przyjazną stronę.

Dyrektor Kempf nie ma większych problemów z realizacją inwestycji np. parkiem Bednarskiego czy Zakrzówkiem, co roku pojawiają się nowe nasadzenia, porządkują zielone tereny - więc ma jakieś sukcesy na swoim koncie.

Nie będę mu odbierał pojedynczych sukcesów jak łąki kwietne czy mikro-skwery, natomiast większość z dużych rewitalizacji jest okraszona kontrowersjami. Park Bednarskiego to szczególny przypadek, bo nie było absolutnie zgody mieszkańców dzielnicy na taki zakres remontu. Potrzebny jest remont parku a nie rewolucja. Uruchomiliśmy konsultacje obywatelskie, w których przez trzy dni udział wzięło 1,2 tys. osób i nie zostawili na projekcie ZZM suchej nitki. Po naszej interwencji na szczęście nie dojdzie do barierkozy w parku Bednarskiego.

Czyli dyrektor Kempf wziął pod uwagę wasze argumenty?

Zmusiliśmy go, aby posłuchał mieszkańców. Nadal czekamy na zmieniony projekt parku. Co do pracy dyrektora Piotra Kempfa - ma na swoim koncie kilka udanych akcji, ale nie radzi sobie z napięciami społecznymi. Zarząd Zieleni Miejskiej pod jego kierownictwem projektuje niesamowicie drogie tereny zielone pod żurnale, a nie dla mieszkańców.

Może dobrze, że ambitnie podchodzą do zadań?

To powinno być przede wszystkim funkcjonalne dla mieszkańców. Priorytet powinien być położony na powiększanie terenów zielonych, to wciąż kuleje. Czas Piotra Kempfa w Zarządzie Zieleni Miejskiej powoli dobiega końca. W samym ZZM widzę kilka osób, które mogłyby zająć jego stanowisko. W zeszłym tygodniu dyrektor poznańskiego Zarządu Zieleni Miejskiej został zdymisjonowany, a powodem był brak zaufania i myślę, że takie same uzasadnienie można zastosować w Krakowie. Nie ma zaufania mieszkańców do dyrektora ZZM.