News LoveKraków.pl

Miasto wróci do planów montażu fotoradarów

Zdjęcie ilustracyjne fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przed wyborami miasto – ustami ówczesnego wiceprezydenta Kuliga – zapowiadało montaż nowych fotoradarów w kilkunastu lokalizacjach. Sprawa utknęła później w miejscu, ale urzędnicy mają do niej wrócić.

Informacja o nowych fotoradarach obiegła media tuż przed Bożym Narodzeniem, ale nie był to pierwszy moment, w którym miasto zapowiedziało działania w tym kierunku. Niedługo po słynnym wypadku przy moście Dębnickim, w którym zginęło czterech młodych mężczyzn, wiceprezydent Andrzej Kulig stwierdził, że to zdarzenie to część większego problemu. Jak mówił, wyścigi samochodowe na ulicach miasta są nielegalne, niedopuszczalne, stwarzają zagrożenie zarówno dla mieszkańców jak i dla samych uczestników, a dodatkowo są uciążliwe ze względu na zakłócanie ciszy nocnej. Zapowiedział wówczas „gęstą sieć radarów rozstawionych w różnych miejscach Krakowa”, by tego typu rajdy nie miały już miejsca.

Pod koniec grudnia pojawiły się już konkretne propozycje. Miasto zapowiedziało, że urządzenia staną przy ul. Andersa, Krasińskiego, al. Pokoju, Christo Botewa, Conrada, Grota-Roweckiego, Kobierzyńskiej, Konopnickiej, Nowohuckiej, Ptaszyckiego, Tynieckiej, Wielickiej i Zakopiańskiej. Wcześniej lokalizacje te, wskazywane przez mieszkańców czy policję, były analizowane pod względem technicznym przez Inspekcję Transportu Drogowego.

Oczywiście miasto nie ma uprawnień, by we własnym zakresie montować i obsługiwać fotoradary – miało się to odbyć na zasadzie współpracy z ITD. Kraków jedynie sfinansowałby zakup urządzeń i utrzymywał je od strony technicznej.

Ucichło, ale ma wrócić

Wiceprezydent Kulig zapowiadał na luty ogłoszenie przetargu, by już na początku kwietnia móc podpisać umowę z wykonawcą. W międzyczasie odbyły się wybory, władze w mieście się zmieniły, a zapowiedzi walki z piratami drogowymi zostały odłożone do szuflady.

Na nasze pytania urzędnicy nie odpowiadali przez kilka tygodni. Ostatecznie nie dowiedzieliśmy się o szczegółach dotychczasowych postępów, co pośrednio świadczy o tym, że sprawa nie była poruszana. Padła jednak deklaracja co do przyszłości. – Prezydent Stanisław Kracik zapoznał się z wcześniejszymi ustaleniami i jest zdania, że temat należy kontynuować. W niedługim czasie zostaną wznowione rozmowy w sprawie lokalizacji fotoradarów – zapowiada Dominika Jaźwiecka z biura prasowego urzędu miasta.

Ogólnopolski problem

Sprawa bezpieczeństwa na polskich drogach wróciła na pierwsze strony gazet po wypadku, do jakiego doszło w nocy z soboty na niedzielę w Warszawie, gdzie kierowca volkswagena, jadąc z ogromną prędkością, uderzył w samochód, którym poruszała się czteroosobowa rodzina. Zabił w ten sposób 37-letniego ojca, a cztery osoby (w tym pasażerka jadąca volswagenem) zostały ranne. Z czasem zaczęły wypływać kolejne bulwersujące informacje, m.in. o nieudzieleniu pomocy po wypadku i ucieczce z kraju.

Ta sprawa pokazała też jednak niemoc całego systemu – sprawca miał pięciokrotnie orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów, wielokrotnie publikował filmiki pokazujące brawurową jazdę ulicami. Stąd pojawiające się w publicznej dyskusji postulaty, by w kwestii skutecznego eliminowania takich osób z ruchu korzystać z wzorców, jakie w tej dziedzinie obowiązują w krajach zachodnich czy skandynawskich. Problem polega nie tylko na samej wysokości kar, ale przede wszystkim na bardzo niskiej skuteczności ich egzekwowania.

W rozmowie z TVP INFO minister infrastruktury Dariusz Klimczak zapowiedział podjęcie kroków w tym kierunku. – Trzeba stanowić mądre prawo, ale prawo, które jednoznacznie wskazuje, że jeżeli ktoś nieodpowiedzialnie zachowuje się na drodze, kto jest nieświadomym uczestnikiem ruchu drogowego i kto powoduje zagrożenia w ruchu drogowym lub po prostu jest bandytą ze względu na swoje nieodpowiedzialne zachowanie, musi ponosić solidną karę – powiedział minister.