„Misiek” i Magdalena K. byli najbardziej poszukiwanymi liderami gangów ostatnimi laty. Oboje zresztą zostali zatrzymani.
Sharksi byli zatrzymywani na raty. W czasie największej akcji policjantom jednak nie udało się skuć w kajdanki samego „Miśka”. Pojawiały się insynuacje, że ostrzegł go ktoś z drugiej strony barykady.
A tak to przedstawia Paweł M. Przede wszystkim zaprzeczył, aby miał jakiegoś informatora w policji, który ostrzegał go o planowanych akcjach wymierzonych w Sharksów i ogólnie środowisko pseudokibiców.
Jedyne, co wiedzieli przestępcy, to to, że niektórzy zatrzymani zeznają na resztę. Taką wiedzą mieli dzielić się funkcjonariusze zatrudnieni „na bramkach” krakowskich klubów. Jednak jak podkreśla „Misiek”, większość to były brednie, a on nigdy nie rozmawiał bezpośrednio z nikim takim. Konkretną wiedzą z Sharksami dzielili się jednak ich adwokaci. Stąd kibole wiedzieli, kto i o czym zeznaje.
Paweł M. słyszał wiele doniesień dotyczących tego, że zamykani będą bracia „Zieloni”. Miał być robiony porządek na rynku, a Cracovia i Wisła miały z niego zniknąć. Podjąć się tego miała specjalna grupa policjantów, ale nie z Krakowa.
Te informacje nie zostały potraktowane poważnie przez „Miśka”. Według niego, było to takie środowiskowe nakręcanie się.
Podróżnik
Były lider Sharksów przekonuje, że o tym, iż nie został zatrzymany ze wszystkimi, zdecydował ślepy los i jego miłość do podróży. Stwierdził, że dużo podróżuje i już wcześniej wykupił sobie kilka lotów do różnych krajów. Część z biletów zdążył nawet wykorzystać. Ostatnią podróżą była ta do Włoch. „Misiek” wyleciał do Bari w sobotę, a dwa dni później doszło do zatrzymań.
Wcześniej, bo w kwietniu, „Misiek” dostał telefon od znajomego z północy Polski. Powiedział mu, że całe miasto wrze od plotek, iż to policjanci z tej miejscowości pojadą do Krakowa na zatrzymania. Wygadać miał się jeden z nich na treningu, przez przypadek. Paweł M. podał tę informację dalej. Jedni się przestraszyli, drudzy nie uwierzyli, czas pokazał, że w każdej plotce jest ziarno prawdy.