85 rozpraw było potrzebnych do tego, by skazać Roberta J. na karę dożywotniego więzienia za brutalne zabójstwo i oskórowanie Katarzyny Z. w 1998 roku. Krakowski sąd potrzebował następnie roku, by sporządzić uzasadnienie wyroku, które obrońca oskarżonego podważa w apelacji.
We wrześniu 2022 roku Robert J. został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności za zabójstwo 23-letniej studentki Katarzyny Z. Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami, dlatego opinia publiczna nie wiedziała nic na temat motywów, jakimi kierowała się sędzia Beata Marczewska, wydając wyrok.
18 kwietnia tego roku ruszył proces apelacyjny. Skład sędziowski uznał, że nie ma potrzeby wyłączenia jawności i na światło dzienne za pośrednictwem adwokata oskarżonego wychodzą budzące niepokój szczegóły, jakimi kierował się sąd pierwszej instancji, skazując Roberta J. na dożywocie.
Co bardziej pasowało
Obrońca oskarżonego Łukasz Chojniak przedstawił – jego zdaniem – absurdalne fragmenty pisemnego uzasadnienia wyroku. Zwrócił uwagę m.in. na ocenę zeznań świadka – kobiety M.K., która przed sądem wycofała się z nich. Chodziło o przytrzaśnięcie jej drzwiami samochodowymi przez oskarżonego Roberta J., które początkowo kobieta oceniła jako nieprzypadkowe.
Analizując tę sytuację sąd stwierdził, że zdarzenie było typowe dla oskarżonego. Mimo tego, że kobieta w trakcie procesu Roberta J. powiedziała, iż nie obawiała się jego zachowania. Sąd jednak odrzucił to i oparł się na zeznaniach z postępowania przygotowawczego. Adwokat podkreślił, że sąd co prawda miał prawo tak zrobić, jednak w tym przypadku wybrana została wersja zdarzenia, która bardziej pasowała do tezy. – To był proces, żeby skazać – mówił Chojniak.
Kolejnym dowodem w sprawie były zeznania J.S., który pracował w Instytucie Zoologii UJ, kiedy Robert J. również był tam zatrudniony. Świadek powiedział, że nie ginęły wówczas żadne środki do pozbawiania świadomości. Sąd uznał jednak, że skoro Robert J. tam pracował i miał styczność z tymi środkami, to już jest to jakaś poszlaka, a czy Robert J. wziął je czy nie, to pytanie wtórne.
– Jak świadek J.S. mówi: „nic nam nie ginęło”, to sąd odpowiada: „na pewno tak mówił, bo się bał odpowiedzialności”. Bał się odpowiedzialności po 20 latach, jak już jest na emeryturze? To jest absurd – przekonywał prawnik.
„Sąd się rozpędzał”
Mec. Chojniak zwrócił uwagę na kolejną rzecz. Zdaniem sądu Robert J. chciał zwabić kobietę A.T. do mieszkania. Sąd uznał, że „mocny charakter A.T. i rozszyfrowanie przez nią zamiarów oskarżonego prawdopodobnie uchroniły ją przed podzieleniem losów Katarzyny Z.”. Zeznania A.T., jak mówi Chojniak, miały zdaniem sądu „zdekonspirować oskarżonego, bo ujawniały jego rzeczywiste zamiary co do kobiet, które dałyby się zwabić do mieszkania”.
Według sądu okręgowego zeznania stanowią kompendium wiedzy na temat oskarżonego, jego osobowości i poziomu zagrożenia dla każdej kobiety, która dałaby się namówić na wejście do jego mieszkania.
– To nie koniec. Sąd okręgowy mówi tak: „nie była to przypadkowa zbrodnia, tylko od lat zaplanowana zemsta za to, jak oskarżony został potraktowany przez swój ideał kobiety, czyli I.J”. I dalej: „gdyby ta ostatnia pozostała w Krakowie, to po tym, jak zerwała kontakty z R.J., niechybnie spotkałby ją taki sam los jak Katarzynę Z.”. Nie wiem, jak to skomentować – powiedział.
Adwokat zarzuca sądowi, że ten „snuje sobie opowieści”. – Sąd stwierdził, Bóg wie na jakiej podstawie, że Robert zabiłby jeszcze dwie kobiety. To wymyka się jakiejkolwiek ocenie. Pokazuje jednak, jak nierzetelnie był oceniany materiał dowodowy. W uzasadnieniu roi się od beletrystki – mówił obrońca Roberta J.
Według Chojniaka to sąd obawiał się oskarżonego. – W trakcie ustnego uzasadnienia wyroku usłyszałem jedynie to, jak Robert J. był zły. Skazano go za to, że pasował do wizerunku sprawcy, jaki sobie sąd wyobraził – podkreślał.
Na tym nie koniec. Z uzasadnienia wyroku wynika, że na sprawstwo wskazuje również to, iż Robert J. szukał przychylnych mu osób, wyśmiewał działania policji i próbował dowiedzieć się, jak idzie śledztwo. – Przez 20 lat był poddawany presji, wzywany, przesłuchiwany itd. Czy to więc dziwne, że interesował się sprawą? Jeśli od tylu lat był w nią wciągany? Sąd pyta: „czy tak zachowuje się osoba niewinna?”. Trzeba w takim razie ostrzec obywateli, żeby się nie interesowali, bo w głowie sądu rodzą się wtedy takie pytania – stwierdził adwokat.
– Sąd nie jest od spekulacji, od domysłów, przeprowadzania parapsychologicznej analizy oskarżonego. Sąd jest od tego, by powiedzieć: albo są dowody winy, albo ich nie ma – powiedział mecenas Chojniak.
Obrońca podważył również inne dowody: opinię biegłej, której „obiektywizm budzi wątpliwości”, wyniki badania wariografem, które jego zdaniem nie mogą być uznane za dowód, jak również zeznania anonimowych świadków.
Sąd, jak zauważył mecenas Chojniak, nie potrafił podać przyczyny śmierci Katarzyny Z. – Raz napisane jest, że zmarła przez uduszenie, w innym miejscu podane są inne przyczyny. Zależy, na której stronie uzasadnienia jesteśmy. Sąd nie ma pojęcia, co się wydarzyło. Tu są spekulacje – uważa Chojniak.
Wskazał również na takie absurdy, jak uznanie za dowody: pióra samca bażanta, żużlu wielkopiecowego czy larwy. – Nie jest przecież tak, że od większej liczby dowodów sprawa stanie się poważniejsza – podkreślił adwokat.
Póki starczy sił
Do zarzutów obrońcy podczas rozprawy w Sądzie Apelacyjnym odnosił się prokurator Piotr Krupiński. Mowę końcową będzie kontynuował 23 maja. 18 kwietnia zapewniał, że zgromadzony materiał dowodowy w tej skomplikowanej sprawie jest obszerny. Jego zdaniem kluczowe badania wariograficzne, na które Robert J. wyraził zgodę, zostały przeprowadzone w sposób prawidłowy.
Przypomniał, jak brutalna była to zbrodnia. – Pokrzywdzona została pozbawiona skóry. Mówili o tym biegli. Katarzyna została rozkawałkowana. Mamy tylko prawą nogę i fragment biodra – wymieniał Krupiński.
Zapewnił, że póki mu sił starczy, będzie prowadził postępowanie w sprawie znalezienia pozostałych szczątków pokrzywdzonej. – Żadna sugestia obrony nie przekona mnie do tego, by czynności śledcze, zmierzające do znalezienia miejsca ukrycia pozostałych szczątków, zostały zakończone. I znalezienia osób, które utrudniały śledztwo – kontynuował prokurator.
Krupiński nie ma wątpliwości, że to Robert J. dokonał zabójstwa studentki. – Badania wariograficzne pozwalały mu powrócić do tej zbrodni, podobnie jak powracał do niej, idąc na grób Katarzyny – mówił Krupiński.
Prokurator stwierdził, że w doniesieniach medialnych próbowano ukazywać sprawę Roberta J. w fałszywym świetle. Krytykował mowę obrończą mecenasa Chojniaka. Stwierdził, że wyrywkowo cytował on fragmenty uzasadnienia wyroku pierwszej instancji, wyciągając je przy tym z kontekstu.Prokurator przywoływał też różne sytuacje z życia J. – „Nie boi się pani, że panią oskórują?” – taka treść wypowiedzi oskarżonego została odnotowana przez pracownika przychodni psychiatrycznej. Robert J. powiedział to na odchodne. Z kolei świadek z Instytutu Zoologii zeznał: „gdy przyszłam do tego pomieszczenia, widziałam, jak Robert J. powoli dusi [prokurator nie pamiętał, czy chodzi o chomika czy mysz, przyp. red.)”. Jakby się napawał tym aktem duszenia, zabijania – przekonywał przed sądem prokurator.
Wskazał, że w łazience mieszkania Roberta J. znaleziono blisko 40 sztuk włosów. – Z badań wynika, że dwa z nich – z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością – mogły pochodzić z górnej części uda Katarzyny. Wskazują na to cechy morfologiczne – skwitował prok. Piotr Krupiński.
Sprawa wróci na wokandę Sądu Apelacyjnego 23 maja.
Zapytaliśmy Sąd Okręgowy w Krakowie, na jakiej podstawie stwierdził, że Robert J. mógł zabić dwie inne kobiety? Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na tak postawione pytanie. Sąd zasłonił się tym, że postępowanie w pierwszej instancji toczyło się z wyłączeniem jawności. Do sprawy będziemy jeszcze powracać.
O przebiegu rozprawy w Sądzie Apelacyjnym pisaliśmy też poniżej: