Strzelanina, narkotyki, pseudokibice i opuszczona chatka przy ul. Tynieckiej

fot. Dawid Kuciński

Siedmiu mężczyzn, w tym dwóch braci zastrzelonego przez policję Adriana Z. ps. Zielony – jednego z liderów pseudokibiców Cracovii, stanęło przed sądem w związku z porwaniem jednego ze swoich byłych kolegów. Prokuratura uważa, że mężczyźni żądali okupu, a przetrzymywany był niemalże torturowany. Oskarżeni bracia twierdzą, że chodziło o wyjaśnienie kwestii długu i strzelaniny na Ruczaju.

Mariusz Z., jego brat Jakub oraz Dawid W., Mariusz G., Tigran P., Michał B. i Damian H. występują w roli oskarżonych w procesie dotyczącym 6-godzinnego przetrzymywania Patryka P. w opuszczonym domku w Pychowicach. Część z nich miała czynnie brać udział w pobiciu, skrępowaniu i torturowaniu mężczyzny (złamanie nogi, odcinanie małżowiny usznej i nacinanie palców, grożenie bronią).

Prokuratura twierdzi, że w zamian za wydanie rodzinie Patryka P. żądali 150 tys. złotych. Oprócz tego okradli miejsce zamieszkania poszkodowanego, czyniąc szkodę na ok. 250 tys. złotych. Dodatkowo kilku z nich miało przy sobie w dniu zatrzymania środki odurzające. Żaden z nich nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.

Strzelał, ale nie trafił

Jako pierwszy wyjaśnienia składał Mariusz Z. Ten 33-latek nie wygląda jak typowy kryminalista. Jednak nie ma żadnych wątpliwości, z jakiego środowiska się wywodzi. Dla niego handel narkotykami, wożenie się drogimi samochodami i wyrównywanie rachunków pięściami to codzienność. Po zatrzymaniu w jego mieszkaniu policjanci zabezpieczyli ok. 2 mln złotych. Przed sądem stwierdził, że pracuje jako zarządca nieruchomości.

Mariusz Z. zaczął od tego, jak w ogóle doszło do sytuacji, o którą jest oskarżony. Okazało się, że jego 22-letni brat bardzo dobrze znał się z Patrykiem P. Jak później zeznał Jakub Z., robili oni wspólnie interesy. Patryk P. miał pożyczać innym Romom pieniądze na duży procent. Środki na to miał od Jakuba, a ten od swojego brata – Adriana. Poszło o ok. 150 tys. złotych, które Patryk P. miał oddać najmłodszemu z rodzeństwa Z.

Patryk P. nie zamierzał jednak spłacać długu. Zaczął unikać swojego kolegi. W końcu jednak, 10 października, panowie spotkali się na Ruczaju, pod kantorem przy ul. Grota-Roweckiego. Mieli stoczyć tam pojedynek, jednak nie doszło do niego. Jak to w Krakowie bywa zarówno Patryk P., jak i Jakub Z. przyjechali z obstawą.

Jak wyjaśnił Mariusz Z., w pewnym momencie brat Patryka P., który był na miejscu, wyjął broń i zaczął strzelać. Jakim cudem nikogo nie postrzelił? – Nie wiem, jak to zrobił, ale nie trafił. Później broń się zacięła. Ruszyłem na niego, obaliłem go na ziemię. Następnie uciekł – opowiadał oskarżony.

– Później tego dnia Adrian został zatrzymany w sprawie tej strzelaniny. Ja byłem przesłuchiwany, ale powiedziałem, że mnie tam nie było. Skłamałem, myślałem, że załatwimy to w swoim środowisku. Po tym konflikt się zaostrzył – dodał.

Mógł pan wymyślić wersję, która ma ręce i nogi”

Na drugi dzień, według słów Mariusza Z., wszystko miało się zakończyć. Do braci Z. odezwał się w imieniu ojca Patryka P. jakiś mężczyzna. Powiedział, że do tygodnia 150 tys. złotych wróci do Adriana Z. – Minęły jednak trzy tygodnie i cisza. Później się zaczęli odgrażać, że jak się do nich zbliżymy, to będą do nas strzelać – stwierdził oskarżony.

Mariusz Z. dodał, że jego brat wziął wszystko na siebie. Adrian Z. wiedział, że Patryk P. ściąga narkotyki z Hiszpanii i chciał mu je zabrać. Ktoś z otoczenia P. doniósł, kiedy i gdzie będzie dostawa. Ostatecznie jednak zasadzka się nie udała. Później Adrian Z. jeszcze kilkakrotnie próbował dobrać się do towaru P., ale ponownie nie miał szczęścia.

Jeśli można tak powiedzieć, los do braci Z. uśmiechnął się dopiero 4 grudnia. Adrian Z. wyśledził, gdzie będzie Patryk P. Mężczyźni trafili na siebie pod jedną z siłowni w Swoszowicach. – Gdy P. zobaczył Adriana, zaczął biec do samochodu. Brat wiedząc, że tamten ma broń, złapał go przed drzwiami i uderzył. Następnie zadzwonił do mnie – opowiadał Mariusz Z.

Oskarżony na miejsce nie dojechał. Adrian ponownie do niego zadzwonił i powiedział, że jadą w stronę Ruczaju i żeby tam też się skierował Mariusz. – Patryk nie był wieziony w bagażniku ani nie był związany, z tego co widziałem – wyjaśniał dalej.

Okazało się też, że w samochodzie Patryka P. jest kilogram kokainy. Jak przyznał przed sądem Mariusz Z., warta była ok. 300 tys. zł. – To dlaczego jej nie zabrał i zostawił pokrzywdzonego w spokoju, skoro to było dwa razy tyle, ile wynosił dług? – dopytywała sędzia. – Bo 300 tys. zł to jej wartość w detalu. Tak to wyszło by około 120 tys. – odpowiedział ze spokojem Mariusz Z.

Patryk S. zaoferować miał jeszcze 6 kg marihuany, ale ostatecznie nie było jej ani w samochodzie, ani w jego mieszkaniu, do którego udał się Adrian Z., po tym, jak zostawił Patryka S. w opuszczonej chacie w Pychowicach. Pilnował go Armeńczyk, Tigran P.

W pewnym momencie sędzia zapytała oskarżonego, jak długo przebywa w areszcie.

– Rok – odpowiedział.

– To mógł pan wymyślić wersję, która ma ręce i nogi.

Mariusz Z. zaprzeczył też, jakoby jego młodszy brat miał cokolwiek wspólnego ze sprawą. Z. stwierdził, że Jakub tylko przywiózł pizzę do domku. Adrian ostatecznie zabrał Patrykowi P. kilka rzeczy z domu, przeparkował samochód i wyrzucił kluczyki, ale go nie ukradł. – Był wart dużo mniej niż 250 tys., bo był potłuczony. Patryk P. zajmował się dzwonami, czyli stłuczkami na wymuszenie – dodał.

Mariusz Z.: – Nie było też pieniędzy w miejscu zamieszkania P.

Sędzia: – Nie było czy Adrian powiedział, że nie ma i że nie wziął?

Mariusz Z.: Nie no, jakby były, to na pewno by wziął.

Żyłka do interesu

Po bracie wyjaśnienia złożył Jakub Z. Stwierdził, że wszystko pokrywa się z wersją Mariusza. Musiał jednak sam przedstawić bieg wydarzeń i opowiedzieć, jak to wyglądało z jego perspektywy. Jak zostało na początku wspomniane, znał się z Patrykiem P., robili razem interesy związane z pożyczkami na wysoki procent.

– Ja pożyczyłem Patrykowi 70 tys. złotych, a on dalej innym ludziom na ok. 20%. Przez półtora roku spłacał mi procenty od tej kwoty. Wychodziło od 5 do 10% miesięcznie – powiedział Jakub Z.

Stwierdził, że z oskarżonych zna jedynie Tigrana, bo razem trenowali boks. Zaprzeczył jakoby brał udział w porwaniu. Dodał, że przywiózł tylko pizzę do opuszczonego budynku. W czasie odczytywania zeznań z prokuratury, przy fragmencie mówiącym o jego braci Adrianie rozpłakał się.

Na następnej rozprawie kolejnych czterech oskarżonych będzie mogło się wypowiedzieć.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Dębniki