– Prawdopodobną przyczyną pożaru miejskiego archiwum mogło być samoczynne uruchomienie się urządzenia przeciwpożarowego – poinformował sąd. W tej sprawie krakowska prokuratura nieustannie milczy.
Cztery lata. Tyle trzeba było czekać, aby dowiedzieć się, że „prawdopodobną przyczyną pożaru miejskiego archiwum mogło być samoczynne uruchomienie się urządzenia przeciwpożarowego” (informacja za Polską Agencją Prasową). Informacja ta została przekazana niejako przy okazji.
Otóż 9 kwietnia tego roku krakowski sąd skazał Andrzeja H., rzeczoznawcę ds. ochrony przeciwpożarowej, za podanie nieprawdziwych informacji w dokumentach. Przypomnijmy, że to wciąż jedyna osoba, oskarżona w sprawie pożaru archiwum. Choć nie jest to do końca precyzyjne sformułowanie. Sprawa Andrzeja H. została bowiem wyłączona do odrębnego postępowania i jak stwierdził sam sędzia, odczytując wyrok, „z pewnością oskarżony nie jest osobą odpowiedzialną za pożar” (informacja za „Dziennikiem Polskim”).
W ostatnich miesiącach wielokrotnie dopytywaliśmy prokuraturę, co było przyczyną tego, że spłonęło nowoczesne archiwum. Śledczy zasłaniali się jednak dobrem postępowania i przyczyny pożaru nie chcieli ujawnić.
Jeśli faktycznie zawiodło urządzenie przeciwpożarowe, to media, w tym LoveKraków.pl, już jakiś czas temu były bliskie rozwiązania zagadki. Przypomnijmy fragment naszego artykułu ze stycznia 2024 roku. „Nasi informatorzy twierdzą ponadto, że jeszcze nim do archiwum zostały zwiezione akta, doszło do wyzwolenia się aerozolu z jednego z urządzeń gaśniczych, mimo że wówczas żaden pożar nie miał miejsca. Siła wyrzutu była tak duża, że został po nim ślad na podłodze. Miejscy urzędnicy potwierdzili nam, że faktycznie doszło do takiego zdarzenia. – Wyzwolenie aerozolu (zgłoszone wadą nr 15 – w dniu 3 grudnia 2018 roku) miało miejsce podczas użytkowania obiektu – poinformował nas Zarząd Inwestycji Miejskich”. Przypomnijmy, że z pożaru krakowskiego archiwum udało uratować się zaledwie 4 proc. z ponad 20 kilometrów akt.