News LoveKraków.pl

Z cennych akt został popiół. Dlaczego spłonęło nowoczesne archiwum za miliony złotych?

Pożar krakowskiego archiwum spowodował ogrom zniszczeń. Śledczy póki co nie chcą ujawnić, co do niego doprowadziło fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Z pożaru krakowskiego archiwum udało uratować się zaledwie 4 proc. z ponad 20 kilometrów akt. Nasi informatorzy twierdzą, że system gaśniczy mógł mieć wady.

Pożar miejskiego archiwum przy ulicy Na Załęczu w Krakowie wybuchł 6 lutego 2021 roku. Przez dziesięć dni walczyło z nim blisko 700 strażaków. Żeby ugasić ogień, zużyli 60 tys. m3 wody oraz 4 tony proszku gaśniczego. Większość dokumentów uległa zniszczeniu. Część się spaliła, inne zamokły w trakcie akcji gaśniczej.

Prokuratura Okręgowa w Krakowie wie, co było przyczyną pożaru nowoczesnego kompleksu. Nie chce jednak podać tej informacji ze względu na dobro wciąż toczącego się śledztwa. Jest prowadzone pod kątem umyślnego sprowadzenia pożaru, który zagrażał mieniu w wielkich rozmiarach.

Dotychczas zarzuty postawiono siedmiu osobom: dwóm pracownikom Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, strażakowi, kierownikowi budowy, inspektorowi nadzoru inwestorskiego, kierownikowi robót elektrycznych oraz rzeczoznawcy ds. ochrony przeciwpożarowej. Wszyscy są podejrzani o popełnienie przestępstw przeciwko dokumentom. Część osób ma również zarzuty niedopełnienia obowiązków.

Jak już informowaliśmy, na razie akt oskarżenia został skierowany do sądu tylko wobec jednego podejrzanego. Chodzi o rzeczoznawcę ds. ochrony przeciwpożarowej. Zarzucono mu przestępstwa przeciwko dokumentom. – Akt oskarżenia został skierowany na podstawie materiałów wyłączonych ze śledztwa w sprawie pożaru archiwum – przekazał nam prok. Janusz Kowalski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Krakowska prokuratura jest oszczędna w przekazywaniu informacji. W wielu innych sprawach, które prowadzi, podaje szczegółowo, jakie zarzuty są stawiane podejrzanym: łącznie z artykułami i paragrafami kodeksu karnego. W przypadku śledztwa dotyczącego pożaru archiwum jest jednak inaczej. Śledczy nie chcą też póki co ujawniać treści opinii, którą w trakcie postępowania sporządził zespół biegłych. W jego skład weszli m.in. eksperci z zakresu pożarnictwa oraz elektroniki.

Jaka była przyczyna pożaru? Dlaczego udało uratować się zaledwie 4 proc. z ponad 20 kilometrów akt? Czy akcję ich wynoszenia z archiwum można było rozpocząć wcześniej? Czy system gaśniczy miał wady? Próbowaliśmy znaleźć odpowiedzi na te oraz inne pytania. Oto efekty naszej pracy.

Świadkowie mówią o wadach

Miejskie archiwum wybudowano przy ulicy Na Załęczu
Miejskie archiwum wybudowano przy ulicy Na Załęczu

W jednym z wywiadów dla urzędowej telewizji prezydent Krakowa Jacek Majchrowski stwierdził, że brana jest pod uwagę koncepcja, iż system przeciwpożarowy zawiódł i dlatego doszło do rozprzestrzenienia się ognia. Poszliśmy tym tropem i dotarliśmy do świadków, którzy twierdzą, że instalacja przeciwpożarowa mogła mieć wady. Przekazali nam, że w przeszłości kilkukrotnie uruchamiały się czujki pożarowe, mimo że później nie stwierdzano żadnego zagrożenia. Bywało, że na miejsce przyjeżdżała straż pożarna, ale tylko dlatego, że nie udawało się na czas odwołać alarmu, a nie dlatego, że czujki wykryły dym.

Nasi informatorzy twierdzą ponadto, że jeszcze nim do archiwum zostały zwiezione akta, doszło do wyzwolenia się aerozolu z jednego z urządzeń gaśniczych, mimo że wówczas żaden pożar nie miał miejsca. Siła wyrzutu była tak duża, że został po nim ślad na podłodze. Miejscy urzędnicy potwierdzili nam, że faktycznie doszło do takiego zdarzenia. – Wyzwolenie aerozolu (zgłoszone wadą nr 15 – w dniu 3 grudnia 2018 roku) miało miejsce podczas użytkowania obiektu – poinformował nas Jan Machowski, rzecznik prasowy Zarządu Inwestycji Miejskich.

Zadaliśmy urzędnikom pytanie, co zrobiono, by do kolejnego tego typu zdarzenia nie doszło w przyszłości? Nie otrzymaliśmy na nie odpowiedzi. Biuro prasowe magistratu przesłało nam e-mail o takiej treści: „Jeśli chodzi o listę dopytań, proszę o przyjęcie ostatecznego komentarza: tego rodzaju informacje są przedmiotem ustaleń w ramach prowadzonego przez prokuraturę śledztwa i to ten organ jako właściwy może udostępnić tego rodzaju informacje, uwzględniając dobro prowadzonego postępowania”. Na liście, o której wspomniał magistrat, były również inne pytania, np. dotyczące akcji wydobywania dokumentów z archiwum.

Świadkowie zapewniają, że gdy wybuchł pożar, urządzenia gaśnicze uruchomiły się, a siła wyrzutu aerozolu była tak duża, że doszło do wyważenia drzwi. Wówczas miała pojawić się plotka, mówiąca o tym, że tej nocy, gdy w archiwum pojawił się ogień, doszło do włamania. W rzeczywistości nie miało miejsca.

Udało nam się jeszcze ustalić, że regały, na których przechowywano cenne akta, były z reguły zsunięte. Tak miało być również wtedy, gdy doszło do pożaru. Z przekazanych nam informacji wynika, że ten fakt mógł utrudnić ugaszenie palących się dokumentów, ponieważ po zsunięciu regałów przestrzenie między nimi były niewielkie, więc trudno było tam wprowadzić wodę. Przypomnijmy, że regały posiadały napęd elektryczny, ale gdy wybuchł pożar, wyłączył się prąd. W takiej sytuacji teoretycznie można było je rozsunąć ręcznie. Czy podjęto taką próbę? Czy w ogóle było to możliwe w sytuacji, gdy hale płonęły, a temperatura w ich wnętrzu była bardzo wysoka? Tego nie wiemy.

Dowiedzieliśmy się natomiast, że w następstwie pożaru krakowskiego archiwum wprowadzono zmiany w Archiwum Zakładowym Urzędu Miasta Poznania. Regały, również z napędem elektrycznym, zostały tak zaprogramowane, aby poszczególne moduły na koniec dnia – o wskazanej godzinie – rozsuwały się na ustaloną odległość. Ma to zwiększyć szanse na przeprowadzenie skutecznej akcji gaśniczej w razie wystąpienia zagrożenia pożarowego.

– Funkcjonalność równomiernego rozsuwania została zaprogramowana po analizie skutków pożaru w krakowskim archiwum – potwierdził nam Łukasz Prymas, zastępca dyrektora ds. zarządzania obiektami Wydziału Obsługi UMP.

Piękny, nowoczesny obiekt

Pożar krakowskiego archiwum wywołał niemałe zdziwienie wśród mieszkańców, radnych, dziennikarzy. Magistrat zapewniał bowiem, że obiekt jest naszpikowany nowoczesnymi technologiami i specjalistycznymi systemami ochrony przeciwpożarowej. Kompleks przy ulicy Na Załęczu miał być bezpiecznym miejscem przechowywania dokumentów, na których zapisano historie wielu pokoleń krakowian, jak również istotne decyzje, dotyczące gminnego majątku i budżetu.

Tak o miejskim archiwum w czerwcu 2018 roku mówił dla urzędowej telewizji prezydent Krakowa Jacek Majchrowski: – Jest to pierwsze w Polsce archiwum samorządowe, które zostało wybudowane na nowo. Do tej pory mieliśmy archiwum na Dobrego Pasterza. Niestety przepisy, które mówią o składowaniu akt, są coraz bardziej restrykcyjne. (...) Wybudowaliśmy to archiwum, by zapewnić odpowiednie warunki (do przechowywania dokumentów, przyp. red.). To się udało: powstał piękny, nowoczesny obiekt.

W tym samym materiale filmowym głos zabrała Janina Pokrywa, ówczesna dyrektor Zarządu Inwestycji Miejskich: – Zastosowaliśmy takie rozwiązania, które pozwalają wykorzystać najnowsze technologie. Hale magazynowe są bez dostępu światła. Światło jest jednym z najgorszych niszczycieli, szczególnie papieru. Hale są wyposażone w instalację utrzymującą odpowiednią wilgotność i temperaturę powietrza, a także w instalację suchego gaszenia. Archiwum nie jest tylko magazynem, ale przede wszystkim miejscem, do którego bardzo często przychodzą obecni oraz byli mieszkańcy naszego miasta, szukający dokumentów w ważnych życiowo sprawach.

W ramach zrealizowanej przy ulicy Na Załęczu inwestycji przebudowany został budynek dawnej szkoły, w którym zlokalizowano biura i zaplecze administracyjne archiwum. Wybudowano również dwie hale z magazynami, w których przechowywane były dokumenty z krakowskiego magistratu. Oddanie do użytku tej części zadania, wartej ponad 15 mln zł, nastąpiło jesienią 2018 roku. W tym samym czasie rozpoczęła się budowa trzeciej hali, która kosztowała miasto 7,2 mln zł. W efekcie pożaru uległa uszkodzeniu, a dwie pierwsze zostały zniszczone. Nim do tego doszło, miasto zamierzało dalej rozbudowywać kompleks przy ulicy Na Załęczu. Na razie tych planów nie udało się zrealizować.

Raport pokazuje ogrom zniszczeń

Żeby wlewać wodę do wnętrza archiwum, strażacy musieli wybić dziury w ścianie
Żeby wlewać wodę do wnętrza archiwum, strażacy musieli wybić dziury w ścianie

Pięć dni po pożarze prezydent Jacek Majchrowski podpisał zarządzenie w sprawie powołania zespołu, który miał zająć się zabezpieczeniem archiwaliów, ocalałych z pożaru. Jego przewodniczącym został sekretarz miasta Krakowa Antoni Fryczek, a na wiceprzewodniczących wyznaczono dr Kamilę Follprecht z Archiwum Narodowego w Krakowie oraz Zbigniewa Pasierbka z Archiwum Zakładowego Urzędu Miasta Krakowa. Zespół pracował ponad pół roku, a z jego działalności powstał raport, który liczy zaledwie siedem stron.

Wynika z niego, że pożar objął swoim zasięgiem cztery magazyny, znajdujące się w dwóch halach archiwum. Urząd miasta przechowywał w nich ponad 20 kilometrów różnego rodzaju dokumentów. Z publikacji medialnych wiemy, że wśród nich była m.in. książka meldunkowa noblistki Wisławy Szymborskiej oraz koperta dowodowa pisarza Stanisława Lema. W magazynach znajdowały się również archiwalia z różnych wydziałów Urzędu Miasta Krakowa. Były to m.in. dokumenty, dotyczące sprzedaży gminnych działek (Wydział Skarbu) oraz budżetu miasta, jak również zarządzenia prezydenta Krakowa (Wydział Organizacji i Nadzoru).

Akta miały różne kategorie, w tym A i B50. Do pierwszej kwalifikuje się dokumenty o wartości historycznej, które są przechowywane w archiwach wieczyście. Do kategorii B zaliczane są z kolei akta „o wartości użytkowej”, a okres ich magazynowania jest różny. W przypadku dokumentów, oznaczonych jako „B50”, wynosi pięćdziesiąt lat.

– Po pożarze wszystkie akta – bez względu na kategorię archiwalną – oczyszczano, pakowano, opisywano i kierowano do mrożenia lub suszenia – wyjaśnia Joanna Dubiel z biura prasowego krakowskiego magistratu. Archiwalia, których nie dało się zidentyfikować, bo były w tak fatalnym stanie, „przeznaczono do brakowania”, czyli po prostu zostały zniszczone.

Zapytaliśmy urzędników, co stało się z książkami meldunkowymi? Przekazali nam, że większość uległa spaleniu w pożarze. W halach krakowskiego archiwum składowano ponad 25 tysięcy takich książek. Ocalało zaledwie 26 sztuk! Nazwisko Szymborskiej znajdowało się w książce meldunkowej z ulicy Krupniczej 22, gdzie mieścił się w czasach PRL Związek Literatów Polskich. Urzędnicy potwierdzili nam, że dokument uległ zniszczeniu w pożarze. Książki były przechowywane w magazynie nr 1. Większość znajdujących się tam akt poszła z dymem.

Ani jednego dokumentu nie udało się z kolei uratować z magazynu nr 3, który był przeznaczony na materiały niearchiwalne. Znajdowało się w nim ponad 4,7 tys. metrów bieżących akt.

Urzędnicy zapewniają, że z pożaru ocalała natomiast m.in. wspomniana koperta dowodowa Stanisława Lema.

W jednym z komunikatów poinformowali, że istnieje elektroniczny spis tematów, które znajdowały się w archiwum. „Możliwe są więc do odtworzenia w mniejszym lub większym zakresie rejestry prowadzonych spraw, zwłaszcza tych nowszych. Problemem mogą być dokumenty starsze, które nie miały kopii i nie były digitalizowane, ponieważ Urząd Miasta Krakowa nie ma takiego obowiązku” – stwierdził magistrat.

Dokumenty rozsypywały się w rękach

Większość dokumentów uległa zniszczeniu. Na zdjęciu widać półki, na których magazynowane były akta
Większość dokumentów uległa zniszczeniu. Na zdjęciu widać półki, na których magazynowane były akta

Nadzór nad wydobywaniem dokumentów ze zniszczonych magazynów sprawowali eksperci z AMC Sztuka. To działająca w Krakowie pracownia konserwacji, którą wraz z mężem prowadzi Aleksandra Ciesielczyk, konserwator papieru z wieloletnim doświadczeniem. O ratowaniu krakowskich archiwaliów szczegółowo opowiedziała w trakcie konferencji „Ochrona dziedzictwa kultury na wypadek szczególnych zagrożeń”, której zapis można odnaleźć na YouTube. Z jej wypowiedzi wyłania się rozpaczliwy obraz, jaki uczestnicy akcji ratowania archiwaliów ujrzeli po wejściu do spalonych hal.

Aleksandra Ciesielczyk była na miejscu katastrofy dzień w dzień przez cztery miesiące. W trakcie tych wizyt powstało ponad 14 tysięcy zdjęć. Na niektórych widać nie dokumenty, a popiół. Inne przedstawiają półki, na których akta są ułożone w równych rządkach. Wydawać by się mogło, że dokumentom nic się nie stało.

– Ale gdy braliśmy je do rąk, rozsypywały się w pył – mówiła w czasie konferencji Ciesielczyk. – Ogień i wysoka temperatura doprowadzały do dezintegracji papierowego podłoża: w całości, częściowo; zniekształcały tworzywa sztuczne; topiły nośniki cyfrowe, które też były obecne w materiałach archiwalnych. Skrajnie wysoka temperatura doprowadzała również do odkształcania się stropów i przewracania się regałów – odtwarzała przebieg zdarzeń ekspertka.

Szalejący pożar uszkodził nie tylko dokumenty, ale również wyposażenie hal magazynowych. – Zniekształcone regały, które teoretycznie miały być odporne na ogień, przy tak długo trwającym pożarze, także uległy ogromnym zniszczeniom. Odkształcały się, a dokumenty spadały na podłogę, która już też była zniszczona, bo wykonana została na przykład z płyty wiórowej. Wszystkie elementy, przewracając się, niszczyły dodatkowo dokumentację aktową – opowiadała Ciesielczyk.

Kilka wątków w wypowiedzi ekspertki przykuwa uwagę i rodzi pytania. Pierwsze, na które Ciesielczyk poniekąd odpowiedziała: dlaczego mające być odporne na ogień regały uległy uszkodzeniom? Drugie: dlaczego w nowoczesnym, wybudowanym za miliony złotych archiwum, podłoga została wykonana z płyty wiórowej?

W kwestii regałów miejscy urzędnicy zapewnili, że projekt ich aranżacji został pozytywnie zaopiniowany przez niezależnych specjalistów ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych. Jednocześnie podkreślili, że regały nie są elementem konstrukcyjnym budynku, dlatego nie ustala się dla nich „klasy odporności ogniowej”. Miasto zauważyło również, że w czasie pożaru w halach archiwum panowała ekstremalnie wysoka temperatura. Zdaniem urzędników naturalnym więc było, że regały uległy odkształceniu.

Pozostaje jeszcze kwestia podłogi. Gmina zapewnia, że posadzka w halach była betonowa. Na jej fragmentach położono płytę OSB. Takie płyty wykonuje się z długich i wysmukłych wiórów, najczęściej sosnowych i świerkowych. W archiwum OSB posłużyła temu, żeby „zachować jednolity poziom podłogi w halach”. „Zgodnie z deklaracją wykonawcy płyta miała podwyższoną klasyfikację ogniową” – twierdzą urzędnicy.

Grzyby na dokumentach

Łącznie z krakowskiego archiwum udało uratować się ok. 800 metrów bieżących akt, czyli ok. 4 proc. wszystkich, jakie były składowane w nowoczesnym kompleksie przy ulicy Na Załęczu. Urzędnicy zapewniają, że są w dobrym stanie. Wśród uratowanych dokumentów są materiały m.in. z Biura Planowania Przestrzennego, Biura Promocji i Marketingu, Kancelarii Rady Miasta i Dzielnic, Kancelarii Prezydenta czy z Wydziału Architektury i Urbanistyki. Docelowo wszystkie zostaną przekazane do Archiwum Narodowego w Krakowie.

Większość akt uległa jednak zniszczeniu. Nie tylko w efekcie działania ognia, ale również wody, której strażacy użyli do gaszenia pożaru. Eksperci twierdzą, że przemoczone dokumenty powinny być jak najszybciej wyciągnięte ze zniszczonych magazynów i przekazane do ratowania w ręce konserwatorów.

Tymczasem oficjalna akcja wydobywania archiwaliów z kompleksu przy ulicy Na Załęczu rozpoczęła się dopiero 12 kwietnia, czyli blisko dwa miesiące po zakończeniu gaszenia pożaru. Ostatnie dokumenty zostały wyniesione 5 sierpnia. Gdy ewakuacja akt dobiegała końca, część papierowych materiałów była porośnięta grzybami, których rozwojowi sprzyjała m.in. wilgoć. Znacznej części skażonych archiwaliów nie udało się niestety uratować.

Czy gdyby ewakuację dokumentów ze strawionych przez ogień magazynów rozpoczęto wcześniej, przetrwałoby więcej akt? – Jako historyk badam fakty. Nie zastanawiam się, „co by było gdyby”. Akcja rozpoczęła się, kiedy to było możliwe – przekonuje nas dr Kamila Follprecht, zastępca dyrektora Archiwum Narodowego w Krakowie, która była w zespole, zajmującym się zabezpieczeniem archiwaliów.

Do sprawy będziemy wracać.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Czyżyny
News will be here