Cztery godziny podczas środowej sesji rady miasta zajęła dyskusja o utworzeniu Muzeum – Miejsca Pamięci KL Plaszow. Forma planowanego upamiętnienia ofiar obozu budzi wiele emocji. Na sesję przyszli mieszkańcy sprzeciwiający się planowanym tam przez miasto inwestycjom.
Nowa instytucja ma być prowadzona przez miasto i ministerstwo kultury. – Teren po byłym obozie jest miejscem pamięci narodowej, co podkreślają dwa akty prawne: wpis do rejestru zabytków oraz ustawa o grobach i cmentarzach wojennych. Na tym terenie mamy trzy miejsca masowych egzekucji. Prochy spalonych ofiar rozsypano po terenie obozu. Powołanie muzeum pozwoli troszczyć się o pamięć i nauczać o historii tego miejsca. Projekt zakłada pozostawienie w autentycznym stanie terenu poobozowego. Od strony ul. Kamieńskiego powstanie Memoriał i parking, wyremontowany zostanie Szary Dom – mówiła Katarzyna Olesiak, dyrektor wydziału kultury urzędu miasta.
Olesiak podkreślała, że na poobozowym terenie zieleń pozostanie w niezmienionym stanie (wycięte zostaną tylko drzewa pod budowę Memoriału i parkingu od strony ul. Kamieńskiego). – Drzewa, które trzeba wyciąć, stanowią mniej niż 0,5 proc. zieleni w tym miejscu i nie mają walorów przyrodniczych. Zostaną wykonane nasadzenia zastępcze, w rejonie ulic Lecha i Swoszowickiej – mówiła.
Wstęp na ten teren nie będzie biletowany, pozostanie dostępny dla mieszkańców (będzie obowiązywał regulamin).
Zmienia się myślenie o cmentarzach
Większość radnych wypowiadających się w dyskusji popierała utworzenie muzeum. Część z nich kwestionowała jedynie sposób prowadzenia konsultacji z mieszkańcami, część natomiast zupełnie sprzeciwiała się planom budowy nowych obiektów i parkingu.
– Wokół tej inwestycji narosło wiele napięć. Instytucja, która zajmie się upamiętnieniem tego miejsca, jest potrzebna. Dzisiaj nie możemy pozwolić sobie na to, aby tworzenie miejsca, które ma promować ideę szacunku i dialogu, powstawało wbrew idei dialogu. Na sesji są obecni mieszkańcy i apeluję do miasta, aby ta inwestycja była zrealizowana w dialogu z mieszkańcami. Mają do tego prawo, bo ta okolica to ich życie – mówił radny Wojciech Krzysztonek.
Radna Małgorzata Jantos, przewodnicząca komisji kultury, podkreślała, że obecnie myślenie o upamiętnieniu zmarłych uległo zmianie. – Kraków to jeden wielki cmentarz. Zmienia się sytuacja i podejrzewam, że mieszkańcy chcą zmiany dotyczącej myślenia o tamtych wydarzeniach. Tego typu miejsca przestają być takie jak do tej pory, bo zmienia się myślenie o cmentarzach i pamięci. Niekoniecznie musi to być ogrodzony teren, do którego nie będzie mógł wejść człowiek. Ważne, by miejsce pozostało takie, jakie jest, ale udoskonalone – zaznaczała Jantos.
To miejsce powinno nieść pamięć
Część radnych w pełni poparła ideę utworzenia muzeum. Grażyna Fijałkowska podkreślała, że miejsce to „od dawna powinno być upamiętnione”. Adam Kalita był zdania, że na terenie tego obozu na pewno nie powinno być miejsca wypoczynku. – Organizowanie takich miejsc jest rolą miasta i rady. Ale nie na terenie obozu śmierci – mówił radny klubu Prawa i Sprawiedliwości.
W podobnym tonie wypowiadała się też radna Nina Gabryś. – Nie tylko natura ma pamiętać, to my musimy pamiętać, do jakiego bestialstwa zdolny jest człowiek. Nie mieści mi się w głowie, że miejsce kaźni tysięcy osób nabierze funkcji rekreacyjnej. To miejsce powinno przede wszystkim nieść pamięć o koszmarnej zbrodni. Potrzebujemy w dzisiejszych czasach przypomnienia, do czego nie można doprowadzić ponownie – mówiła.
Nie zawsze ten, kto głośniej krzyczy, ma rację
Głos zabrał również radny Jacek Bednarz z klubu prezydenckiego. Jak mówił, poznaje ten teren i uczy się go od kilkunastu lat. – Tam ginęli ludzie, w większości mieszkańcy Krakowa. Dla mnie to jest cmentarz. Jak byśmy tego nie nazwali, czy będzie to muzeum czy park, dla mnie to jest cmentarz. My charakteru tego miejsca już nie zmienimy – stwierdził.
Radny polemizował z podnoszonymi wcześniej głosami i postulatami mieszkańców. Przypomniał, że miasto wielokrotnie podkreślało, że teren nie będzie ogrodzony, że wstęp nie będzie biletowany oraz że na samym chronionym terenie obozu nie będzie żadnych wycinek. Podkreślił, że „ogromny budynek”, o którym mowa w dyskusji, ma mieć w całości powierzchnię ok. 900 mkw, a „ogromny parking” to parking na 40 samochodów i sześć autokarów. – Dlaczego tam? Żeby osoby, które i tak tam przyjeżdżają, nie dojeżdżały tam od strony osiedla – tłumaczył.
Nie iść w monumentalność
Inaczej na sprawę patrzy przewodniczący klubu Kraków dla Mieszkańców Łukasz Gibała. W jego ocenie koncepcja zaprezentowana przez miasto jest złym pomysłem: – Z jednej strony mamy koncepcję mieszkańców związaną z poszanowaniem przyrody, by czcić w zadumie pamięć ofiar, z drugiej – koncepcję magistratu, by wybudować duży budynek. W Polsce mamy tendencję, by iść w monumentalność, by ważne wydarzenia historyczne czcić wielkim budynkiem. Moim zdaniem najważniejsza jest szczerość intencji, która idzie w parze ze skromnością – stwierdził.
Propozycje mieszkańców w koszu
Stworzenie w tym miejscu muzeum od początku budzi kontrowersje. W środowej sesji rady miasta wzięli udział mieszkańcy, którzy wyrazili swój sprzeciw wobec planów miasta. Ze względu na epidemię, w obradach mogła wziąć udział tylko część chętnych.
Większość wypowiedzi krytykowała sposób przeprowadzenia konsultacji społecznych. Mieszkańcy zarzucali urzędnikom, że ich głos nie był słuchany, a przedstawiane wnioski nie zostały uwzględnione. – Państwo wyrzucili do kosza wszystkie nasze propozycje, nie są gotowi na żadne ustępstwa – mówił Maciej Fijak, jeden z mieszkańców zaangażowanych w sprawę.
Apelował o to, by wstrzymać się z decyzją o powoływaniu nowej instytucji, dopóki nie zostanie uzgodniony konsensus w sprawie formy upamiętnienia. – Weszliśmy w bardzo niebezpieczną narrację, że ktoś jest przeciwko czemuś. Popieramy upamiętnienie, ale nie popieramy formy – podkreślał i przywoływał przykłady z Hiroszimy czy „strefy zero” w Nowym Jorku, gdzie zdecydowano się na upamiętnienie tragedii w formie parku. Przypomniał też dwie petycje w sprawie KL Plaszow, pod którymi podpisało się łącznie ok. 12 tysięcy osób.
Stracona szansa na wspólne działanie
– Niemcy sami zlikwidowali ten obóz, wywieźli zasieki. Nie stawiajmy ich ponownie – apelowała mieszkająca w pobliżu obozu Małgorzata Jankowska-Fall. Sąsiedzi terenu KL Plaszow zgodnie podkreślali, że znają historię tego miejsca, obdarzają go szacunkiem, pomagają przyjeżdżającym tu turystom. – Zarzucanie mieszkańcom, że ten teren lekceważą, jest afrontem – mówiła Lucyna Koim.
Przeciwnicy utworzenia muzeum argumentowali też, że w sytuacji dziury w budżecie miasta dokładanie do niego kolejnych wydatków nie jest racjonalne.
– Obecna władza rządzi Krakowem od 20 lat, a obóz jest zaniedbany od 70. Można było zadbać o niego wcześniej – podkreślał radny dzielnicy Podgórze Jacek Młynarz. Przypomniał, że oprócz budynku od strony ul. Kamieńskiego ma powstać także centrum edukacyjne od strony ul. Swoszowickiej.
Głos zabrała także Magdalena Rubenfeld reprezentująca żydowskie stowarzyszenie FestivALT, które m.in. organizuje spacery edukacyjne po terenie obozu. W jej ocenie miasto straciło okazję, by stworzyć miejsce współtworzone przez mieszkańców. – Jesteście po dwóch stronach frontu, a moglibyście działać razem – stwierdziła.
Radny Łukasz Maślona z klubu Kraków dla Mieszkańców zgłosił wniosek formalny o odesłanie uchwały do projektodawcy, by wypracować wspólne stanowisko z mieszkańcami. Pod koniec sesji radni oddalili jednak ten wniosek. Podczas następnej sesji czeka nas więc drugie czytanie projektu uchwały i głosowanie.
AUTORZY: Jakub Drath, Natalia Grygny