Paweł M. ps. „Misiek” to najsławniejszy krakowski gangster ostatniego dwudziestolecia. Gdy w końcu trafił w ręce policji, a jego grupa się rozleciała, sam postanowił opowiedzieć o wszystkim, co wiedział w zamian za łagodniejszy wyrok. Oto kolejna część jego historii.
Sharksi wyrośli na przemocy. Zresztą, nie mieli wyjścia. Gdy oni się rodzili, na mieście rządziła Cracovia. Według „Miśka” byli to po prostu przestępcy. Noże, maczety, siekiery do dziś zbierają krwawe żniwo.
Rekiny wokół „Człowieka”
Niedługo pierwsi skazani za udział w śmiertelnym pobiciu Tomasza C. w 2011 roku będą opuszczać więzienia. Paweł M. opisał, jak to zdarzenie wyglądało z jego perspektywy.
Wokół „Człowieka” rekiny krążyły od dłuższego czasu. Paweł M. wspomniał, że pierwsze ataki na niego były przeprowadzone jeszcze na początku XXI wieku. Ale „Człowiek” zdaniem „Miśka” święty też nie był. Tak się złożyło, że na Kurdwanowie, po sąsiedzku, mieszkali dwaj wiślacy. I to oni byli regularnie „dojeżdżani” przez Tomasza C. i jego ludzi. Był też incydent z „Rybą”, który przelał czarę goryczy.
Sharksi zaczęli obserwację zwyczajów swej przyszłej ofiary. Dowiedzieli się, gdzie trenuje i kto jest jego dziewczyną. Jaki mieli cel? Doprowadzić do tego, że C. wyniesie się z Kurdwanowa. „Misiek” zapewniał, że nigdy nie padł pomysł, aby go zabijać. Paweł M. zarzekał się, że podczas takich akcji nigdy nie było takiego zamiaru. Chodziło jedynie o wyeliminowanie ofiary z treningów czy przyszłych akcji.
Przed zdarzeniem w styczniu 2011 roku Sharksi – jak mówi świadek – kilkunastokrotnie próbowali „dojechać” Tomasza C. „Miśka” wtedy nie było. Ma alibi, że przebywał w innym mieście z rodziną. Tylko o tym słyszał. Według niego ktoś nie wytrzymał ciśnienia i podczas akcji uderzył C. kilkakrotnie w brzuch nożem. A to nie powinno się zdarzyć.
Samochody, które zostały użyte do zasadzki, poszły na żyletki albo spoczęły na dnie Wisły. Tam, przy jednym z mostów, zostały zatopione również inne auta, które były używane podczas podobnych akcji.
Do śledzenia wrogów Sharksi używali GPS-ów podrzucanych do samochódów . Wśród swoich wyznaczali osoby, które miały iść na konfrontacje i tych, którzy tylko odbierali kolegów po zdarzeniu.
Głośnym echem odbiło się pobicie w Galerii Krakowskiej. Miało ono związek z pseudokibicami Hutnika, z którymi to Sharksi od dawna mają na pieńku.
W centrum znalazło się dwóch kibiców drużyny z Nowej Huty i około 20 rekinów, w tym „Misiek”, którzy coś jedli na piętrze z restauracjami. Gdy się okazało, że niedaleko są „Gumiory”, kilku z nich pobiegło we wskazane miejsce. A to, że jeden z kibiców Hutnika był o kulach, nikomu nie przeszkadzało.
Wcześniej, bo przed rokiem 2010 roku „Misiek” wziął udział w porwaniu obecnie znanego krakowskiego sportowca. Mężczyzna, według Pawła M., wcześniej robił interesy narkotykowe z jednym z grubasów z Sharksów. Ten poszedł siedzieć, a gdy wrócił, okazało się, że „wspólnik” nie odłożył dla niego pieniędzy. Zasady był takie, że część działki była właśnie odkładana dla osoby, która miała mniej szczęścia.
Do uprowadzenia doszło wieczorem, niedaleko Tomexu. Przyszła ofiara na tyle ufała „Miśkowi”, że gdy ten się z nią skontaktował, przyjechała na umówione miejsce bez problemu. Tam jednak już czaiły się rekiny gotowe do ataku.
Ofiara nie zdążyła uciec, dopadł ją sam „Misiek”. W samochodzie, w jednym z X-ów, miejsc spotkań Sharksów, zaczęły się negocjacje. Mężczyzna usłyszał kwotę 90 tys. zł w zamian za swoją wolność. Odparł, że może dać 60 tysięcy.
Po dwóch godzinach „rozmów” Sharksi wzięli pod zastaw wart powyżej 100 tys. złotych samochód mężczyzny i biżuterię. Wypuścili go i powiedzieli, że ma trzy dni na przyniesienie gotówki. Umówiona kwota o czasie trafiła w ręce kiboli.
Biznesman na celowniku
W. to były prezes TS. On również znalazł się w 2015 roku na celowniku Sharksów, ale nie wszystkich. W tym zdarzeniu inicjatywę przejął krwawy gang, stwierdził „Misiek”. Od biznesmena zażądali 2 mln złotych. W. miał płakać i prosić o czas oraz kontakt z „Miśkiem”. To się jednak nie udało, bo wtedy Paweł M. ukrywał się we Włoszech. Groziła mu wtedy kilkumiesięczna odsiadka za kradzież maczet z jednego z marketów.
Z „Miśkiem” w końcu skontaktował się „Zielak”, tłumacząc mu, o co chodzi, ale Paweł M. miał nadal nie godzić się na takie postępowania. Grzegorz Z. stwierdził, że faktycznie odpuszcza, ale to nie była prawda.
W. jednak pomyślał i zamiast biernie czekać aż kibole przyjdą po niego, opłacił ochronę i stwierdził, że jednak żadnych pieniędzy Sharksom nie da. Według „Miśka” to poskutkowało.
Rekiny nie odpuszczali nawet swoim, którzy w jakiś sposób im podpadli. Tak było z „Wallym”. Sharksi spotkali się w podkrakowskim lesie i grillowali trzech swoich za brak zaangażowania i niepłacenie składek. „Wally” dodatkowo miał nawracać starszych Sharksów, gdy ci przychodzili do agencji, w której pracował. Na czym to polegało? Mówił chłopakom, żeby odpuścili akcje, bo mają swoje lata, rodziny. Został za to skopany.
„Misiek” ze szczegółami opowiadał o innych tego typu zdarzeniach, ustawkach i polowaniach na kibiców Cracovii i Hutnika.
Adrian Z. był jednym z przywódców kiboli Cracovii. Zginął podczas akcji policji podczas próby jego zatrzymania. Jednak wcześniej postrzelić chcieli go kibole Wisły. Paweł M. opowiadał, jak to na przełomie 2015 i 2016 roku „Zielak” z innymi zakupili w tym celu broń. Według „Miśka” chodziło o to, aby postrzelić gangstera i tym samym przestraszyć jego współpracowników (starszych krakowskich gangsterów) i przejęciu ich przez WSH.
Wielokrotnie podjeżdżali też pod jego dom w podkrakowskiej miejscowości, ale Z. miał był wyjątkowo czujny, a poza tym zdawał sobie sprawę z zasady, jaka panowała wśród Sharksów – chodziło o nieatakowanie wrogów w obecności ich partnerek czy dzieci. Dlatego kobieta Z. była też jego zabezpieczeniem.
„Misiek” nie popierał idei strzelania do „Zielonego”. Uznał, że wchodzi w to, ale w ruch pójdą jedynie maczety. To miała być zemsta za atak na niego kilka lat wcześniej.
Świeża krew z Chorzowa i „menele z Wrocławia”
„Misiek” wyjawił kulisy nowych zgód i układów pseudokibiców Wisły. W tym o najważniejszym – z pseudofanami Ruchu Chorzów. Według M. to nie on nalegał na to porozumienie. Najmocniej lobbowali za tym „Zielak” i inni z Krwawego Gangu. Gdy „Misiek” o tym usłyszał, myślał, że to żart, ale jego kolega wytłumaczył, że potrzebna jest świeża krew, a nie „menele z Wrocławia”.
Zaczęły się wspólne imprezy, treningi, narkotykowe deale i polowania na wrogów Psychofansów. Podobne porozumienie zawarte zostało z kibolami Widzewa Łódź.
Jak opisywaliśmy w poprzedniej części Sharksi pojechali na mecze reprezentacji Polski w ramach Mistrzostw Europy w 2016 roku.
Założyli szaliki, kapelusze i narodowe barwy. Ale piłkarskie święto nie przykryło lokalnych zaszłości. Po meczu Polski z Portugalią wiślaccy chuligani zauważyli fana Cracovii. Nie był on jednak przypadkowym człowiekiem. Zdaniem „Miśka” osiem lat wcześniej uderzył maczetą w głowę innego wiślaka, a ten zmarł. Odwet za to zdarzenie Sharksi wzięli we Francji. Kibic Cracovii został tam dwukrotnie pobity.
W następnym tekście o tym, czy każdy mógł zostać Sharksem.