News LoveKraków.pl

Ścieki z przelewów burzowych zatruwają krakowskie rzeki. Czy kiedyś pozbędziemy się problemu?

Ścieki w Wiśle fot. PAWEŁ CHODKIEWICZ
Przelewy burzowe chronią miasto przed zalaniem ściekami, ale te lądują w rzekach, zatruwając je. Problem będzie trudno rozwiązać. Próby są podejmowane.
Bulwar Czerwieński rozciąga się pomiędzy mostami Dębnickim i Grunwaldzkim. Stoją tutaj trzy pomniki autorstwa Bronisława Chromego, wśród nich Smok Wawelski. W 2008 roku na bulwarze powstała aleja gwiazd. Nieopodal cumują barki restauracyjne. Jeden element nie pasuje do tego ładnego obrazka: ścieki, które po ulewnych deszczach, wraz z podpaskami, nawilżanymi chusteczkami i całą resztą śmieci, które są spuszczane w toaletach, wpływają do Wisły u stóp Wawelu. Dostają się tam za pośrednictwem przelewów burzowych.

Takich urządzeń jest w Krakowie blisko 40. Przelewy są ważnym elementem krakowskiej kanalizacji i jak podkreślają wodociągowcy, chronią miasto przed zalaniem mieszaniną ścieków i deszczówki. Tyle że ta mieszanka zatruwa rzeki, w tym Wisłę. Ściek zanieczyszcza wodę nie tylko chusteczkami i podpaskami, ale również przeróżną chemią: żrącymi przetykaczami do zlewu oraz toalet, a także środkami, zawierającymi detergenty.

Ślady po dużym wypływie nieoczyszczonych ścieków w rejonie Bulwaru Czerwieńskiego społecznicy zauważyli w ubiegłym roku, w wakacje. W podobny sposób zanieczyszczana jest m.in. Dłubnia, gdzie odbywają się spływy kajakowe. To lewy dopływ Wisły, na którym również znajdują się przelewy burzowe. Ich temat często powraca w lokalnych mediach. Czy przelewy burzowe zostaną z nami na zawsze? Czy można chociaż zminimalizować ich szkodliwy wpływ na rzeki, nie narażając osiedli na zalanie ściekami? Zapytaliśmy o to przedstawicieli Wodociągów Miasta Krakowa oraz ekspertkę z Akademii Górniczo-Hutniczej.

Z naszych rozmów wynika, że potrzeba jeszcze wielu inwestycji, żeby znacząco ograniczyć liczbę uruchomień przelewów burzowych. I że de facto nie wiadomo dokładnie, ile razy faktycznie włączają się w ciągu roku, jak również co i w jakiej ilości przedostaje się nimi do krakowskich rzek.

Rozkopane centrum

Blisko 2100 km – taką długość ma sieć kanalizacyjna w Krakowie. Gdyby ułożyć ją w linii prostej i poprowadzić z naszego miasta w kierunku Hiszpanii, to sięgnęłaby Walencji. Przez centralne rejony Krakowa przebiega kanalizacja ogólnospławna, czyli taka, którą ścieki sanitarne i deszczówka płyną tymi samymi kanałami. Docierają nimi do dwóch oczyszczalni: w Płaszowie i Kujawach. Długość krakowskiej kanalizacji ogólnospławnej to 660 kilometrów.

Jej rozdzielenie na dwa niezależne od siebie systemy byłoby sensowne, ponieważ wyeliminowałoby problemy, generowane właśnie przez przelewy burzowe. Jednak w Wodociągach Miasta Krakowa twierdzą, że taka inwestycja byłaby karkołomna, ponieważ trzeba by wykonać głębokie wykopy w ścisłym centrum miasta. – Trudno wyobrazić sobie wykopy pod Wawelem czy pod Skałką, rozkopane Dębniki. Ponadto koszty przedsięwzięcia byłyby ogromne – zauważa Marcin Łukaszewicz, dyrektor do spraw infrastruktury sieciowej w wodociągach.

Jak działają przelewy burzowe? Uruchamiają się w momencie, kiedy kanalizacja nie wytrzymuje nadmiaru ścieków i deszczówki, czyli z reguły po intensywnych opadach deszczu. Wówczas ta mieszanka, zamiast do oczyszczalni, poprzez przelewy burzowe dostaje się do krakowskich rzek. Choć były przypadki, że wypływ ścieków i wody deszczowej następował również w sytuacjach, kiedy nie padało w ogóle. Ostatni taki przypadek, który został nagłośniony w mediach, był spodowany uszkodzeniem przelewu. W efekcie Wisła została zanieczyszczona poniżej stopnia Dąbie.

Przelewami zarządzają wodociągi. Pracownicy spółki zapewniają, że sięgają po innowacyjne rozwiązania, by urządzenia uruchamiały się jak najrzadziej. – Również jesteśmy mieszkańcami Krakowa i boli nas to, że do rzek trafiają nieoczyszczone ścieki. Najbardziej poszkodowane są małe rzeki, takie jak Dłubnia, gdzie przepływy wody są niewielkie w porównaniu do tych, które występują na przykład w Wiśle. Przy niewielkich przepływach zanieczyszczenia nie mają się jak rozcieńczyć, pogarszając jakość wody w rzece – mówi Łukaszewicz.

Nie bez przyczyny wspomniał o Dłubni. – W minionych latach przy ulicy Ptaszyckiego zamontowaliśmy szandory, czyli belki przeciwpowodziowe, podnosząc w ten sposób koronę przelewu burzowego. Dzięki temu udało nam się znacząco ograniczyć liczbę jego uruchomień. Woda przez jakiś czas zostaje „zmagazynowana” w kanałach, a samoczynny zrzut do Dłubni następuje dopiero w sytuacji, kiedy ścieków i deszczówki jest już bardzo dużo – dodaje.

Piętrzenie ścieków

Do regulacji pracy przelewów burzowych wykorzystywany jest specjalny model, który odwzorowuje działanie sieci kanalizacyjnej. Jednak korony urządzenia nie można podnosić bez końca. – Gdybyśmy przesadzili, nastąpi wyrzut nadmiaru ścieków w domach mieszkańców – ostrzega dyrektor Łukaszewicz.

Z czasem szandory pojawiły się również na innych przelewach burzowych. Obecnie, dzięki wykorzystaniu wspomnianego modelu, w urządzeniach montowane są również ruchome zastawki, które piętrzą ścieki w kanałach i nie dopuszczają do ich przelania. Pojawiają się też specjalne kraty, które zatrzymują odpady stałe, takie jak nawilżane chusteczki i podpaski, których w ogóle nie powinno się spuszczać w toaletach.

Wodociągi Miasta Krakowa planują również budowę zbiorników retencyjnych, które mają czasowo magazynować nadmiar deszczówki i ścieków. Jak się dowiedzieliśmy, jeden z nich może powstać nieopodal Wawelu, pod parkingiem autobusowym na placu Wielkiej Armii Napoleona. Docelowo odciąży przelewy burzowe.

Przelewy pod kontrolą

Każdy z 38 przelewów burzowych działa w oparciu o pozwolenie wodnoprawne, wydane przez marszałka województwa małopolskiego. Raporty z pracy urządzeń wodociągi muszą składać do Wód Polskich. Zapoznaliśmy się z tym za okres między wrześniem 2021 roku a tym samym miesiącem 2022 roku. Z raportu wynika, że niektóre przelewy uruchamiały się nawet po 15 razy. Tymczasem pozwolenie dla każdego z nich dopuszcza tylko do 10 zrzutów rocznie.

W wodociągach tłumaczą, że zapis o maksymalnie dziesięciu zrzutach nie jest taki oczywisty. Pozwolenie wydawane jest bowiem na okres 10 lat. O przekroczeniu liczby uruchomień będzie można zatem mówić dopiero wówczas, jeśli będzie ich za dużo na koniec obowiązywania pozwolenia. – Co więcej, zgodnie z przepisami, liczbę uruchomień określa się na podstawie modeli symulacyjnych. Póki co nie mamy technicznej możliwości, by monitorować każdy przelew i liczyć, ile razy się uruchomił – zauważa Łukaszewicz. Zapewnia jednocześnie, że podczas modernizacji urządzeń uwzględniane są rozwiązania techniczne, które pozwalają monitorować ich pracę. Ale jak widać, nie w stu procentach.

Na podstawie wspomnianego modelu, w oparciu m.in. o dane, dotyczące opadów, pracownicy wodociągów są w stanie z 90-procentową dokładnością przewidzieć, ile razy dany przelew uruchomi się w ciągu roku. Margines błędu wynosi 10 proc. Łukaszewicz zapewnia, że krakowskim wodociągom nie zależy na tym, żeby przekraczać liczbę uruchomień, a także przerzucać się przepisami czy ich nie przestrzegać.

– Wszyscy dążymy do tego, by w jak największym stopniu ograniczyć zanieczyszczenie rzek. Wodociągi w pojedynkę tego nie zrealizują, pracując tylko nad tym co jest na tzw. „końcu rury”. Jednak działając wspólnie, możemy osiągnąć więcej. Jeżeli na własnych posesjach zadbamy o zatrzymanie wody i jej wykorzystanie, to mniej deszczówki będzie dostawało się do kanalizacji, a co za tym idzie przelewy burzowe będą uruchamiały się rzadziej – kwituje Łukaszewicz.

Deszcze nawalne

Dr inż. Dorota Pierri, kierownik Laboratorium Hydrodynamicznego Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie zauważa, że pracownicy wodociągów wydają się bardzo usatysfakcjonowani efektami swoich dotychczasowych działań, które ona sama uważa za niewystarczające. – Oczywiście nie można kwestionować obecności przelewów burzowych, bo rzeczywiście są potrzebne w praktycznie każdym większym mieście. Nie tylko w Polsce. Faktycznie coraz częściej występujące deszcze nawalne, będące pochodną zmian klimatycznych sprawiają, że system odprowadzania wód deszczowych trzeba usprawnić. Ale tego typu konstatacja powinna raczej mobilizować do działania, a nie tłumaczyć niewystarczającej przepustowości kanalizacji – twierdzi ekspertka.

Potwierdza, że zrzuty ścieków z przelewów burzowych faktycznie prowadzą do degradacji rzek. – Oczywiście nie są jedynym problemem. Musimy uporać się również z dzikimi zrzutami ścieków z gospodarstw domowych, które również następują bezpośrednio do rzek. Co do przelewów, to trzeba wciąż pracować nad sensownym monitoringiem ich pracy, tak żeby wiadomo było, ile rzeczywiście razy się uruchamiają – podkreśla dr Pierri.

Zauważa, że model, o którym wspominają pracownicy wodociągów, nie jest publicznie dostępny, więc nie może ocenić, na ile jego działanie jest prawidłowe. – Co więcej, ważna jest nie tylko liczba zrzutów, ale również to, co wraz ze ściekami dostaje się do rzek. Dlatego na kratach przelewów burzowych powinny zostać zamontowane mierniki, które pokazywałyby poszczególne parametry jakościowe ścieków. Potrzebne są też czujki, które pozwoliłyby na ocenę, czy w danej chwili przelew jest czynny czy nie. Bez tego typu działań nie będziemy mogli całościowo zadbać o jakość krakowskich rzek – twierdzi naukowczyni.

Aktualności

Pokaż więcej