Po ponad roku od zgłoszenia potencjalnego mobbingu, jakiego miał się dopuszczać wobec swojego pracownika jeden z profesorów, AGH jednak powołało w tej sprawie komisję. Jak tłumaczy w przesłanym nam stanowisku, decyzję podjęto by „powstrzymać nieprawdziwe i szkalujące dobre imię uczelni insynuacje”. – To rodzi obawy o intencje jej powołania – komentuje były pracownik.
- Przez ponad 1,5 roku doświadczyłem zachowań, które zmieniły moją pracę w koszmar – opowiadał na naszych łamach w listopadzie zeszłego roku były pracownik Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Mężczyzna oskarżał swojego byłego przełożonego, znanego krakowskiego profesora, m.in. o poniżanie, podważanie kompetencji, wyśmiewanie, odsuwanie od projektów, które inicjował, dyskryminację oraz wulgarne odzywki. Jak przekonywał, na niedopuszczalne jego zdaniem zachowania przełożonego zwracali uwagę też inni, pytając np. dlaczego „daje tak sobą pomiatać” i „jaki problem ma z nim profesor”.
Wersję byłego pracownika potwierdziło nam kilka osób z AGH, od których usłyszeliśmy m.in.: „Profesor X jest jedną z najbardziej toksycznych osób, jakie znam”, „Słabe żarty i, świadome czy nie, poniżanie, to jego styl zarządzania”, „Wszystko robił tak, by ośmieszyć M przed innymi”.
O całej sprawie obszernie pisaliśmy tutaj:
Pisaliśmy również, jak na doniesienia o możliwych zachowaniach niepożądanych i potencjalnym mobbingu, zareagowała uczelnia. Były pracownik, który w tekście figurował jako M (mężczyzna chce pozostać anonimowy), sprawę zgłosił bowiem władzom AGH. Po tym, jak jego przełożony miał nie reagować na prośby o zmianę zachowania, mężczyzna złożył pisemną skargę do rektora uczelni. Było to pod koniec października 2023 r. Odpowiedzią na skargę była propozycja zmiany stanowiska oraz spotkanie z jednym z prorektorów, na którym M miał usłyszeć m.in. „musimy przenieść albo jego, albo ciebie, a przecież profesora X nikt nie przeniesie” oraz „my wiemy, że on cię krzywdził”. – Propozycja zmiany stanowiska oznaczała mocne ograniczenie moich obowiązków i porzucenie wielu projektów, którymi zajmowałem się od samego początku. W dodatku, choć formalnie moje stanowisko miało być podległe bezpośrednio rektorowi, moim przełożonym dalej miał być profesor X. Wszystko wyglądało tak, że jako jedyny miałbym ponieść jakiekolwiek konsekwencje sytuacji, w której to przecież ja byłem ofiarą – mówił nam mężczyzna.
Opowiadał też o kolejnym spotkaniu, tym razem z prorektorem i rektorem uczelni, na które dostał zaproszenie. Na miejscu okazało się, że obecny jest również profesor, wobec którego M złożył zawiadomienie, o czym mężczyzna, jak mówi, nie został uprzedzony. - Spotkanie skończyło się awanturą, rektor nie reagował. W końcu powiedział tylko „ja się już nasłuchałem” i wyszedł – relacjonował M.
Odejście z uczelni
Ostatecznie mężczyzna zdecydował się odejść z uczelni, o czym poinformował władze AGH. Umowę rozwiązano za porozumieniem stron, M otrzymał za swoją pracę dodatek finansowy, sprawy swojego byłego już przełożonego jednak nie zostawił. Po zakończeniu pracy złożył zawiadomienie do rektora „o zaistnieniu deliktu dyscyplinarnego”, postępowania jednak nie wszczęto, bo, jak uznał rzecznik dyscyplinarny, sprawa dotyczy „potencjalnego wystąpienia mobbingu w stosunku do pracownika” i wymaga złożenia skargi do rektora. Jak mówił nam M – taka skarga została złożona, chodzi o pismo z października 2023 r.
- W takiej sytuacji, zgodnie z regulaminem, rektor powinien powołać komisję do zbadania skargi pracownika lub przekazać sprawę do rozpatrzenia przez komisję właściwą do spraw pracowniczych – mówił nam M, dodając, że we wrześniu zeszłego roku wysłał do uczelni pismo z prośbą o informację, czy i kiedy taka komisja zostanie powołana.
Odpowiedź AGH
O sprawę zapytaliśmy oczywiście uczelnię. W przesłanym nam oświadczeniu AGH nie odniosło się do wszystkich naszych pytań (np. o to, czy na profesora, który miał się dopuszczać mobbingu były inne skargi, lub czy M był poinformowany wcześniej o jego obecności na spotkaniu z rektorem i prorektorem), uczelnia zapewniała jednak, że cała sprawa została potraktowała poważnie, zorganizowanych zostało kilka spotkań, a władze AGH „niezwłocznie po otrzymaniu pisma podjęły działania, do jakich obligują ich przepisy prawa pracy”.
W piśmie AGH mogliśmy też przeczytać, że uczelnia „nie posiada informacji dotyczących tego, co i kto powiedział dokładnie w trakcie spotkań”, pojawił się też fragment poświęcony samemu zgłaszającemu nieprawidłowości, który to miał „wykazywać tendencje do kwestionowania decyzji współpracowników i przełożonych”, a współpraca z nim miała być trudna dla innych pracowników. Choć w tej części oświadczenia mogliśmy przeczytać o zastrzeżeniach do pracy M, w innej uczelnia przyznała, że zaproponowano mu współpracę na „samodzielnym stanowisku pełnomocnika rektora”, a na zakończenie pracy mężczyźnie zostało wypłacone dodatkowe wynagrodzenie. Nie wyjaśniła jednak za co i na jakich zasadach zostało przyznane.
Jednak jest komisja
Po naszej publikacji odezwało się do nas kilka osób, które bezbłędnie zidentyfikowały profesora, który miał się dopuszczać wobec M zachowań niepożądanych. Na razie nie zdecydowały się jednak na rozmowę, tłumacząc to m.in. obawami o swoją pracę. Od jednej z nich usłyszeliśmy, że „to i tak nic nie zmieni”.
W międzyczasie M wysyłał do AGH kolejne pisma, w których pytał o powołanie komisji i działania podjęte przez uczelnię w związku ze złożoną w październiku 2023 r. skargą. Jak się okazuje, po ponad roku od jej złożenia, uczelnia zdecydowała się komisję powołać.
- O powołaniu komisji dowiedziałem się w połowie grudnia zeszłego roku – mówi nam dziś M. I dodaje, że choć wiadomość go bardzo ucieszyła, ma pewne zastrzeżenia. – Cieszę się, że wielomiesięczna korespondencja przynosi efekty, szkoda jednak, że do tej decyzji doszło dopiero 14 miesięcy po zgłoszeniu i rok po moim odejściu z AGH – nie kryje.
Jak słyszymy, mężczyzna spotkał się już z członkami komisji i przekazał jej swoje dowody w sprawie. Zapewnia, że jest do jej pełnej dyspozycji i wierzy, że będzie obiektywna oraz dobrze przeanalizuje wszystkie otrzymane dowody. – Martwi mnie jednak, że od ostatniego mojego spotkania w tej sprawie, w listopadzie 2023 roku, rektorowi zajęło aż 14 miesięcy podjęcie decyzji o powołaniu komisji. Bardzo chciałbym dowiedzieć się, jakie działania były podejmowane w tym czasie w zgłoszonej przeze mnie sprawie – mówi M.
Dlaczego tak długo?
O to, dlaczego uczelnia zdecydowała się jednak komisję powołać i dlaczego stało się to po tak długim czasie od zgłoszenia, zapytaliśmy AGH. W przesłanych nam odpowiedziach, czytamy:
„Pomimo zakończenia współpracy z Panem (…) za porozumieniem stron i jego jasnej deklaracji o zakończeniu sprawy, Pan (…) w sposób stały i uporczywy kieruje do uczelni pisma, w których sugeruje, że jest ofiarą mobbingu. Jednocześnie kieruje pod adresem uczelni zarzuty, które stoją w sprzeczności z faktami i tym samym działa na niekorzyść uczelni oczerniając swojego byłego pracodawcę. Aby powstrzymać tego typu nieprawdziwe i szkalujące dobre imię uczelni insynuacje władze AGH podjęły decyzję o powołaniu Komisji, która rozpozna skargę Pana (…).”
Na pytanie o to, dlaczego komisja została powołana po ponad roku i ile czasu ma AGH na powołanie tego rodzaju komisji, uczelnia odpowiada, że rektor powołał komisję zgodnie z regulaminem pracy obowiązującym na AGH „po wyczerpaniu wszystkich metod zakończenia sporu”, a „przepisy nie regulują terminów dotyczących powoływania komisji antymobbingowych”.
- Czas trwania prac Komisji nie jest regulowany przepisami. Prace powinny trwać tyle, aby dokładnie zbadać przedmiot skargi – czytamy z kolei w odpowiedzi na pytanie o to, ile komisja ma czasu na rozstrzygnięcia. Jeśli chodzi o to, kto zasiada w komisji i zajmuje się badaniem zasadności skargi, uczelnia odpowiada: - Skład komisji powoływany jest każdorazowo przez Rektora. W przypadku Komisji badającej skargę Pana (…) jest to dwoje pracowników AGH oraz specjalista z zakresu prawa pracy z zewnętrznej kancelarii.
Uczelnię zapytaliśmy również o to, jakiego rodzaju rozstrzygnięcia mogą zapaść w przypadku tego rodzaju komisji i co może stać się dalej. - Komisja w swoim końcowym protokole stwierdza, czy jej zdaniem w przedmiotowej sprawie doszło do mobbingu, czy też nie. Protokół trafia do Rektora i na jego podstawie może on podjąć dalsze kroki wynikające z kodeksu pracy i przepisów powszechnie obowiązujących – czytamy w odpowiedzi.
Obawy co do intencji
O to, co przekazała nam uczelnia, zapytaliśmy też M. Mężczyzna podkreśla, że fakt, że odszedł z pracy nie powinien oznaczać zakończenia sprawy, zwłaszcza jeśli pojawiają się tak poważne zarzuty wobec jednego z pracowników, który na uczelni zostaje.
– Po raz kolejny pragnę przypomnieć, że propozycja rozstania się za porozumieniem stron była wynikiem kompletnej niemocy jakiej doświadczyłem w związku z brakiem wsparcia ze strony władz po zgłoszeniu mobbingu – mówi. – Prawdą jest, że deklarowałem zamknięcie sprawy, czyli poinformowałem rektora oraz prorektora, że ze względu na ich zachowanie nie widzę szansy na znalezienie porozumienia. A to dlatego, że mimo zgłoszenia zachowań krzywdzących zaproponowano mi "ofertę nie do odrzucenia", czyli dalszą pracę pod dotychczasowym przełożonym, a także nie wskazano rozwiązania sytuacji. Proponując moje odejście, napisałem wówczas w mailu do rektora i prorektora: "Efektem takiego rozwiązania będzie, że odejdę z AGH i nie będę narażony na dalsze prześladowanie ze strony Profesora X, co nie oszukujmy się, będzie miało miejsce, jeżeli będę dalej pracownikiem mu podległym. Państwo nie będziecie musieli szukać rozwiązania, jak odizolować mnie od Profesora X, bo jak po naszym spotkaniu widać, jest to trudne do wykonania. A sytuacja konfliktowa zostanie wygaszona."
Mężczyznę bardzo dziwi fragment, w którym AGH pisze o „zarzutach, które stoją w sprzeczności z faktami” oraz o „nieprawdziwych i szkalujących dobre imię uczelni insynuacjach”, zwłaszcza że rozstrzygnięcia komisji jeszcze nie zapadły.
– Wbrew temu co czytamy, moje "zarzuty" mają pełne potwierdzenie w dokumentach, korespondencji i innych dowodach, które zgromadziłem, a także niedawno przekazałem komisji. Czytając przekazane redakcji oświadczenie, szczególnie fragment „aby powstrzymać tego typu nieprawdziwe i szkalujące dobre imię uczelni insynuacje władze AGH podjęły decyzję o powołaniu Komisji, która rozpozna skargę”, mam pewne obawy co do intencji, jakie kierowały decyzją o powołaniu komisji – mówi M.
Zapytany zaś o pisma, które ma „w sposób stały i uporczywy” kierować do uczelni, odpowiada, że w czerwcu i październiku 2024 r. wysyłał do rektora AGH pisma z prośbą o informacje o działania podjęte przez uczelnię po złożeniu przez niego skargi. – Nie ukrywam, że upomniałem się mailowo o odpowiedź, gdy nie otrzymałem jej w terminie 30, a potem 60 dni od dostarczenia pisma, nie wiem jednak czy to można uznać za „uporczywość mojej korespondencji”. Zresztą do dzisiaj nie otrzymałem odpowiedzi na zadane w piśmie z października 2024 r. pytania. Ze strony rektora AGH, poza odpowiedziami na moje pisma, de facto odrzucającymi moje zgłoszenia, a potem informacją z grudnia 2024 roku o powołaniu komisji, nie miałem innego kontaktu, więc pozostaje mi wierzyć, że jakieś działania, wyczerpujące § 93. Regulaminu Pracy obowiązującego w AGH zostały w tym czasie wykonane – mówi.
Oddzielić dobro uczelni
M dodaje przy tym, że dowiedział się, że nie będzie miał możliwości wglądu do protokołu komisji. – Otrzymałem informację, że zostanie mi przekazana pisemnie decyzja rektora po zakończeniu prac komisji. Oznacza to, że ten sam rektor, z którym spotykałem się z końcem 2023 roku i który przez cały ubiegły rok odmawiał wszczęcia pracy komisji, będzie podejmował decyzję po zakończeniu jej prac, a ja nie będę mógł dowiedzieć się, na jakich przesłankach bazował. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że to ten sam rektor, którzy przez ostatnie miesiące występuje regularnie na wydarzeniach ramię w ramię z profesorem X i chwali jego dokonania. Stąd moje obawy o transparentność i rzetelne wyjaśnienie sprawy, choć wciąż wierzę oczywiście, że rektor spojrzy na sprawę obiektywnie – mówi M.
Były już pracownik uczelni stanowczo też podkreśla, że chciałby oddzielić kwestie zachowania poszczególnych osób i opisywane przez AGH „dobro uczelni”.
- AGH jest świetną uczelnią i bardzo dobrze jej życzę – zaznacza M. – Poświęciłem jej połowę życia i zawsze w pełni działałem na jej korzyść. Nawet dzisiaj, mimo że już tam nie pracuję, pomagam moim byłym studentom, wspieram ich inicjatywy i łączę je z sektorem gospodarki, w którym pracuję. Moje zastrzeżenia, które wskazuję w korespondencji, dotyczą sposobu prowadzenia sprawy przez przedstawicieli władz uczelni i ich działań w tym zakresie. Nie chciałbym, żeby zachowanie poszczególnych osób uderzało w, także ciągle w jakiejś części, moją uczelnię. W mojej ocenie warto zadać sobie pytanie: Kto bardziej działa na szkodę dobrego imienia uczelni – osoba, która pragnie sprawiedliwości w związku z krzywdzącymi zachowaniami, których doświadczyła, czy osoby, które za wszelką cenę próbują temat zakończyć i wyciszyć, mimo wielu opinii, które docierają na temat zachowania profesora X? Czy tak powinny zachowywać się osoby, które promują AGH jako miejsce równości i szacunku dla pracownika? Moje zarzuty nie są kierowane do uczelni, ale do osób zajmujących określone stanowiska, których obowiązkiem jest ochrona pracownika. W mojej sprawie tego zdecydowanie zabrakło.