Giełda kryptowalut, TVN i… radny z Krowodrzy. Sąd nie wydał wyroku w nieoczywistej sprawie

Jaką rolę odegrał Mateusz Jaśko podczas prac nad reportażem o giełdzie kryptowalut? Jego adwokat przekonywał, że był tylko narzędziem, sąd I instancji uznał, że groził dziennikarzowi i skazał go na 20 tys. zł grzywny. Sąd apelacyjny wyroku jednak nie wydał z prostej przyczyny.

Mateusz Jaśko od roku jest radnym dzielnicowym z Krowodrzy. Natomiast od kilku lat zajmuje się – na swój sposób – sprawami miasta. Daleki jest od określania się mianem aktywisty, podkreśla, że jest zwykłym mieszkańcem Krakowa i dla takich osób działa.

W 2019 roku wplątał się w sprawę, której konsekwencje ciągną się piąty rok. Od początku. W 2019 roku dziennikarz Michał Fuja z TVN-u wraz ze współpracownikami rozpoczęli pracę nad reportażem dotyczącym giełdy kryptowalut Bitbay, której twarzą miał być Sylwester S.. Obecnie nie wiadomo, jaki los spotkał biznesmana.

W czasie powstawania materiału z dziennikarzem skontaktował się Mateusz Jaśko, który zdaniem sądu pierwszej instancji został wysłany z misją, aby przekonać Fuję do zaprzestania zbierania materiałów i porzucenia tematu. Jaśko miał najpierw proponować pieniądze – najpierw 100 tys., a później milion złotych. Alternatywą, zdaniem sądu, były wysunięte groźby karalne.

– Oskarżony swoimi słowami wywołał obawy u pokrzywdzonego na tyle mocne, że ten przez tydzień ukrywał się wraz z rodziną, a następnie dostał całodobową ochronę – uzasadnił wyrok, sędzia Wojciech Kolanko. Podkreślił on, że sam Jaśko powiedział dziennikarzowi, że „jest piz…” i się ich boi. – Groźba jak złoto – podsumował Kolanko.

Wyrok: 20 tys. zł grzywny. Sąd łagodnie potraktował oskarżonego, tłumacząc, że nie orzekł kary pozbawienia wolności z uwagi na działalność społeczną Mateusza J. na profilu „Co jest nie tak z Krakowem”, a także ustabilizowane życie zawodowe i prywatne. Zaważała również czysta kartoteka mężczyzny.

W sprawie występowało jeszcze dwóch innych oskarżonych: adwokat reprezentujący Sylwestra S. oraz prywatny detektyw, którzy byli oskarżeni o fabrykowanie dowodów w sprawie. Ostatecznie zostali uniewinnieni.

„Mój klient był narzędziem”, „podbicie oglądalności”

Sprawa giełdy kryptowalut oraz dwóch pozostałych oskarżonych z jednej strony nie łączy się z Mateuszem Jaśko w żaden logiczny sposób, a z drugiej aż nazbyt. Zależy, której wersji posłuchamy.

Przed sądem I instancji oskarżony tłumaczył, że jego rozmowy z dziennikarzem były inscenizacją stworzoną na potrzeby reportażu. W swobodnej wypowiedzi przed sądem apelacyjnym, zmienił nieco narrację, jednak nadal podkreślając, że rozmowom daleko było do gróźb. Do tego wątku wrócimy.

Postępowanie przygotowawcze było prowadzone w Gliwicach przez Joannę Smarczewską, która jednocześnie pracuje w zespole prasowym tamtejszej prokuratury okręgowej. Prokurator stwierdziła, że sąd prawidłowo ustalił i określił to, jak działał Mateusz Jaśko, z zastrzeżeniem wyłączenie z opisu czynu działania wspólnie i w porozumieniu z innymi oskarżonymi. Joanna Smarczewska podkreśliła, że spotkania między dziennikarzem a oskarżonym wynikały nie tylko z inicjatywy reportera i co ważne, to, że to nich dochodziło nie oznaczała, że Fuja nie bał się tych gróźb. Prokuratura domagała się zaostrzenia kary: bezwzględnego pozbawienia wolności oraz 50 tys. zł kary grzywny.

Pełnomocniczka Michała Fuji powiedziała, że podczas wszystkich zeznań, jakie składał jej klient, podkreślał, jaki wpływ na niego samego i jego rodzinę miała ta sprawa.

– Świadek Edward M. powiedział w zeznaniach, że był zdziwiony, że tak doświadczony dziennikarz tak bardzo przeżywa tę sprawę – stwierdziła mecenas Urszula Podhalańska.

Adwokat zwróciła również uwagę na to, że ochrona, jaką stacja przydzieliła rodzinie dziennikarza, nie była standardowym krokiem. –  Stosuje się takie środki, kiedy dział ochrony uznaje, że istnieje realne zagrożenia życia i zdrowia takiej osoby. Wywodzenie, że procedury nałożyły obowiązek, są absolutnie bezpodstawne – stwierdziła.

Natomiast obrońcy oskarżonych stwierdzili, że całość była inscenizacją w celu podbicia oglądalności. Powołali się przy tym na zeznania Edwarda M., który miał opowiadać o tym, jakiego typu materiały i jakie elementy w nich zawarte przyciągają odbiorców.

Jan Znamiec, który reprezentował Mateusza Jaśko, zwrócił sądowi uwagę na to, ile razy – przekonywał, że policzył – w wypowiedziach oponentów padło nazwisko jego klienta, a ile razy pozostałych oskarżonych.

– W tej sprawie mam pełną świadomość, że Jaśko jest tylko narzędziem. Bo nie chodzi o kryminalną zawartość w czynie, tylko to, że mamy do czynienia z bardzo poważnymi dwoma firmami: giełdą bitcoin i TVN. Ja jestem i będę przeciwnikiem instrumentalnego traktowania prawa karnego – mówił.

Adwokat dodał, że jego klient nie miał wyroku za współsprawstwo, a prokuratura i pełnomocniczka dziennikarza, przekonują, że działała na zlecenie. – Czy Jaśko faktycznie miałby dysponować milionem złotych? Trzeba sprawdzić, kto był inicjatorem. Jaśko, jeśli już, a do czego się nie przyznaje, był narzędziem – podkreślił mecenas Znamiec.

Emocje oskarżonego

Mateusz Jaśko pod koniec rozprawy zabrał głos, który wielokrotnie mu się łamał. Podkreślił, że z uwagi na problemy zdrowotne, nie mógł brać udziału w sprawie przed I instancją od samego początku, czego żałował. Sądowi apelacyjnemu starał się wytłumaczyć, że jego zachowanie względem dziennikarza TVN, z którym się zresztą znał ze studiów, zostało błędnie zinterpretowane.

Przekonywał, że Michał Fuja nie mógł się go bać, a większość kontaktów inicjował dziennikarz. Ich rozmowy miały charakteryzować się luźną atmosferą i językiem. Oskarżony zwrócił uwagę na jedną rzecz. Odnosił wrażenie, że dziennikarz sam chciał usłyszeć pewne kwestie i że zależało mu, aby to Jaśko wytworzył atmosferę zagrożenia.

Mateusz Jaśko przekonywał, że przedstawiał Sylwestra S. jako „beksę”, a resztę określił mianem „dziadków”. Stwierdził, że nagrania wyemitowane w materiale telewizyjnym były zmontowane i pocięte, aby zrobić większe wrażenie na widzach. Wspomniał też o manipulacji obrazem czy kolorami (Jaśko z zawodu jest operatorem).

Stwierdził również, iż niedorzeczne jest to, iż tylko dziennikarz miałby być obiektem gróźb i próby korupcji, skoro m.in. jego operator znał wszystkie materiały, jakie były zebrane podczas pracy dziennikarskiej.

Jaśko poruszył również jego rzekomą przynależność do grupy pseudokibiców Wisły Kraków. Podkreślił, że „nienawidzi piłki nożnej”, a z Wisłą miał tyle do czynienia, że trenował tam boks, gdy był dzieckiem, a następnie – już jako działacz Małopolskiego Związku Bokserskiego – wynajmował pomieszczenia od klubu. Jednocześnie zacytował fragment książki Szymona Jadczaka, z którego wynika, że Jaśko stał się jedną z ofiar gangu kiboli, którzy przejęli Wisłę Kraków (spółkę piłkarską i towarzystwo sportowe).

Mateusz Jaśko zwrócił również uwagę na cynizm producentów telewizyjnych, fakt wyolbrzymienia niektórych słów i sytuacji.

Choroba

Na razie jednak wyrok nie zapadanie. Kilka minut przed jego ogłoszeniem sędzia przewodnicząca otrzymała informację, iż inny członek składu orzekającego jest chory. Z uwagi na to, że zwolnienie lekarskie jest wystawione do 19 grudnia i wtedy też mija 14-dniowe odroczenie ogłoszenia wyroku, sprawa będzie musiała rozpocząć się od początku. Co daje szansę oskarżonemu np. na zawnioskowanie o rozpoznanie dowodów.