Rozmowa na dzień dobry. Piece w „obwarzanku” muszą przestać dymić

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Samorząd województwa zapowiada radykalne przyspieszenie walki ze smogiem i proponuje cały zestaw możliwych regulacji. Jakie to ma znaczenie dla Krakowa, który w dziedzinie wymiany pieców znacząco wyprzedził inne samorządy? Rozmawiamy z Anną Dworakowską z Krakowskiego Alarmu Smogowego.

Jakub Drath, LoveKraków.pl: Województwo przygotowuje nowy Program Ochrony Powietrza. Czym te regulacje będą się różnić od tego, co już mamy?

Anna Dworakowska, Krakowski Alarm Smogowy: Jeśli chodzi o samą wymianę palenisk, to w Krakowie niczego istotnego to nie zmienia. Mamy obowiązującą uchwałę antysmogową, więc Kraków musi po prostu dokończyć wymianę pieców i prowadzić kontrole przestrzegania zakazu używania paliw stałych. Więc przepisy proponowane w ramach Programu Ochrony Powietrza Kraków spełnia z nadwyżką.

Rewolucją w Krakowie mają być ograniczenia wjazdu samochodów.

No właśnie, to najważniejsza zmiana. Bardzo się cieszymy, że zostały zaprezentowane różne warianty ograniczenia wjazdu do miasta tych pojazdów, które emitują najwięcej zanieczyszczeń – pyłów i tlenków azotu. Są one mniej lub bardziej restrykcyjne, różnią się też zakresem powierzchniowym. A do analizy tych wariantów zostaną wykorzystane dane pozyskane niedawno przez Zarząd Transportu Publicznego w ramach których na podstawie 100 tysięcy pojazdów badano rzeczywiste emisje zanieczyszczeń. Zobaczymy, w jaki sposób każda z tych proponowanych wersji przełoży się na poprawę jakości powietrza w Krakowie. Idziemy tu w stronę czegoś, co funkcjonuje już w kilkuset miastach na Zachodzie Europy, czyli wprowadzenia strefy, która byłaby dość szeroka i obejmowała większą część Krakowa, a do której nie mogłyby wjeżdżać samochody niespełniające określonych norm Euro.

Doprecyzujmy. Dyskusji podlega m.in. to, czy powinna zostać utworzona strefa czystego transportu w centrum miasta, czy też ograniczenia powinny być łagodniejsze, a obejmować obszar do III lub IV obwodnicy. Oraz to, czy mają dotyczyć tylko samochodów dostawczych, ciężarowych i autobusów, czy również samochodów prywatnych. Jak Pani myśli, na czym się ostatecznie skończy?

Jestem przede wszystkim bardzo ciekawa wyników modelowania pod kątem tego, która z opcji będzie najbardziej skuteczna. Patrząc na doświadczenia miast, które już to wprowadzały, choćby w Niemczech czy Szwecji, dobrze byłoby, żeby ta strefa obejmowała jak największą część miasta, ale kosztem tego, że jest mniej restrykcyjna. Te strefy czystego transportu, które mamy już w polskim prawie, są bardzo restrykcyjne, ale w związku z tym nie mogą objąć większego obszaru. Lepiej objąć większą część miasta i oprzeć regulacje o normy Euro. Docelowo Euro6 dla diesli i Euro4 dla benzyny.

Czy obecne przepisy pozwalają na takie rozwiązanie?

Niestety, apelowaliśmy kilkukrotnie do rządu, żeby zmienić ustawę o elektromobilności i móc w oparciu o tę ustawę tworzyć strefy w oparciu o normy Euro. I nic się w tej sprawie nie posunęło do przodu. Ważne jest, żeby te przepisy dotyczyły także mieszkańców, bo badania pokazują, że 60 procent ruchu samochodowego w Krakowie to ruch mieszkańców. Oczywiście, tak jak w przypadku wymiany pieców, musi się pojawić jakiś sensowny okres przejściowy, żeby mieszkańcy mogli wymienić najbardziej trujące auta.

Zapytam teraz o „obwarzanek”. Tu też województwo ma długą listę propozycji, od obowiązku wyznaczenia strażników do kontroli palenisk przez podnoszenie dopuszczalnych klas paliw i pieców po zakaz palenia węglem. Co jest najistotniejsze z punktu widzenia Krakowa?

W obwarzanku po prostu musi przestać dymić tych kilkadziesiąt tysięcy palenisk, które obecnie są użytkowane. Tempo wymiany jest bardzo, bardzo powolne, o czym mówimy już od kilku lat. I widzimy, że wpływ gmin ościennych na jakość powietrza w Krakowie jest znaczący. Tak naprawdę musi zostać wdrożona uchwała antysmogowa, która już jest w Małopolsce przyjęta: wszystkie kopciuchy muszą zniknąć do końca 2022 roku. Zaproponowano też szereg innych rozwiązań. Naszym zdaniem bardzo ciekawy jest obowiązek powołania straży gminnej lub międzygminnej we wszystkich gminach w Małopolsce. Niestety, realia są takie, że w gminach, w których nie ma straży, mieszkańcy są bezbronni – nawet jeśli widzą, że ktoś spala odpady czy nieodpowiedniej jakości węgiel – nie mają gdzie tego skutecznie zgłosić. Jeśli zgłoszą do urzędu, to kontrola odbędzie się np. trzy tygodnie po zgłoszeniu. Taka kontrola nie ma sensu, co potwierdzają statystyki: np. w gminie Zabierzów na ok. 200 kontroli wykonanych w 2018 roku wykryto jeden przypadek palenia niedozwolonym paliwem. Kontrole są robione w ciemno, a nie w odpowiedzi na zgłoszenia.

Na konsultacjach widać spory opór wobec takiego kierunku działania. Czy czekają nas teraz równie długie dyskusje, co przy wprowadzaniu uchwały antysmogowej dla Krakowa?

Na pewno nie tak długie, bo w czerwcu musimy przyjąć nowy Program Ochrony Powietrza. On musi być skuteczniejszy niż dotychczasowy. Opór przed przyjęciem nowych obowiązków przez gminy nie jest zaskoczeniem, ale pojawiały się też pozytywne głosy ze strony gmin, które mówiły, że są gotowe. Oczywiście nikt nie lubi, kiedy nakłada się na niego nowe obowiązki, ale pamiętajmy, że to właśnie gminy odpowiadają za realizację działań antysmogowych na swoim obszarze. Chodzi tutaj o dobrą współpracę między samorządem lokalnym, regionalnym a władzami centralnymi. Tak jak w przypadku programu Czyste Powietrze: jest centralny program dopłat do wymiany kopciuchów, ale to gminy powinny informować mieszkańców że funkcjonuje i pomagać w składaniu wniosków. Bez tej współpracy na pewno będzie o wiele trudniej.

A jeśli skończy się na zapowiedziach?

Widzimy, że w skali województwa dzieje się o wiele mniej niż w Krakowie. I to musi ulec zmianie, bo nie dostosowujemy się do standardów jakości powietrza jakie mamy zapisane w polskim prawie i w prawie unijnym. Jak wiemy, Polska przegrała już proces przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości właśnie w związku ze stężeniami pyłów. Jeżeli nie pokażemy, że nowe Programy Ochrony Powietrza są dużo lepsze i rzeczywiście mają szansę zmienić tę sytuację, to będziemy płacić kary. I jakoś nie chce mi się wierzyć, że rząd będzie te kary pokrywał z budżetu centralnego. Więc gminy powinny pomyśleć również o tym, że prędzej czy później ktoś może je zmusić, by zacząć działać skutecznie.