Szymon J. Wróbel, dziennikarz, pisarz, autor książki „Humorem i (u)Śmiechem”: Gdyby nie moje poczucie humoru, to ta książka by nie powstała. Śmieję się, że to moja najbardziej osobista publikacja, bo gdyby nie poczucie humoru i umiejętność przepracowania moich kompleksów i problemów, które kiedyś mnie spotykały, to sporo rzeczy w moim życiu potoczyłoby się kompletnie inaczej. Nauczyłem się posługiwać humorem, często również czarnym czy góralskim, który również jest specyficzny i z dystansem do siebie, dzięki czemu jest mi w życiu lżej. Ten temat jest ważny zwłaszcza teraz, gdy mamy problemy z galopującą depresją oraz innymi chorobami natury psychicznej. W tym temacie powinniśmy głośno bić na alarm, bo te problemy są jak nowotwory dla wielu rodzin. Polska jest ciągle w ścisłej czołówce w Europie pod względem samobójstw nieletnich. Brakuje specjalistów i miejsc w szpitalach psychiatrycznych. Nie mówię już o braku wykwalifikowanej w tych tematach kadry pedagogów w szkołach. Dzieci, młodzież, dorośli mają ogrom kompleksów, problemów, z którymi sobie zupełnie nie radzą, często szukają pomocy w miejscach, które tylko te stany pogłębiają, np. w używkach, bo specjalista jest za drogi albo na wizytę można się umówić za pół roku. Dla mnie od dziecka poczucie humoru stanowiło narzędzie do oswajania różnego rodzaju lęków, wad i kompleksów, to przestrzeń, która doskonale potrafi nam zastąpić wiele środków farmakologicznych.
Kiedy zakiełkowała myśl o tym, żeby na warsztat wziąć właśnie to poczucie humoru?
Ten temat od zawsze siedział mi gdzieś z tyłu głowy. „Humorem i (u)Śmiechem” dedykuję mojej babci. Pomimo tego, że była nieuleczalnie chora, emanowała uśmiechem i humorem. Jako dziecko nie zdawałem sobie do końca sprawy z tego, co jej jest. Pomimo poważnej choroby, nie traciła pogody ducha. Z perspektywy czasu wydaje mi się to niezwykłe – uśmiechnięta, chcąca pomagać innym… Dla mnie jest to coś niezwykłego. Pomysł ostatecznie zakiełkował w 2019 roku, kiedy mieliśmy kontynuować trasę z biskupem Pieronkiem poświęconą książce „Ojciec, czyli o Pieronku”. Niestety, przerwała ją śmierć biskupa. Później szefowa wydawnictwa zaproponowała, aby przygotować jakąś bardziej wesołą publikację. Ja nigdy nie szukam prostych rozwiązań, dlatego na bazie osobistych doświadczeń uznałem, że warto pokazać, jak poczucie humoru pomaga w rozwiązaniu wielu naszych problemów. Moi bohaterowie pokazują, że nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach, jeśli tylko potrafimy się uśmiechnąć do drugiej osoby, zażartować z samych siebie, to tak naprawdę nasze życie może się zupełnie inaczej ułożyć.
To ponoć najpoważniejsza książka o poczuciu humoru, jaka powstała w ostatnim czasie.
Z jednej strony można po nią sięgnąć i traktować jako zwykłą rozrywkę, ponieważ anegdot jest w niej cała masa. Z drugiej – można ją uznać za nienaukową, ale popkulturową książkę dotyczącą tego, jak na co dzień dystans do siebie, uśmiech i śmiech, kolejne endorfiny, które sobie fundujemy mogą nam pomagać. Mówimy o humorze pomagającym na wysokości 8 tys. m n.p.m., o czym opowiada Krzysztof Wielicki, poczuciu humoru pomagającym w pracy w szpitalu w opowieściach Fundacji Dr Clown. Wątek poczucia humoru pojawia się również w pracy… negocjatora policyjnego, który rozmawia m.in. z samobójcami i działa w innych, równie ekstremalnych sytuacjach. Pojawia się również wątek poczucia humoru w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Dla mnie to była chyba najtrudniejsza rozmowa w życiu. Bardzo długo nad nią pracowaliśmy. Jeżeli ktoś uważa, że przesadzam mówiąc o roli humoru, uśmiechu i jego wpływie na nas, że są w życiu chwile tak trudne, że nic nam nie może pomóc zwłaszcza humor, to ta rozmowa pokazuje, że ten ktoś jest w błędzie.
Jak na ten temat rozmawiać w obliczu straszliwej tragedii, jaka miała tam miejsce?
Zacznę od tego, że była to jedna z największych tragedii, czego nie można deprecjonować. Wiele razy to podkreślamy w tej rozmowie. Natomiast po wojnie były prowadzone badania wśród byłych więźniów, które dotykały kilku problemów, m.in. jak poczucie humoru pomagało ludziom przetrwać codzienność w Auschwitz. Nie można wyobrazić sobie bardziej skrajnego miejsca i bardziej skrajnej sytuacji życiowej. Ten wywiad udowadnia, że nawet w takiej sytuacji dystans i humor potrafi nam pomóc. Nawet jeśli ktoś powie, że moja sytuacja jest tak tragiczna i że bujdą jest to, że poczucie humoru pomaga, to ten wywiad udowadnia, że wcale tak nie jest. To długa rozmowa, cały czas odwołująca się do niezwykłych materiałów źródłowych, które są wręcz porażające.
Która jeszcze z przeprowadzonych rozmów jest ci najbliższa? Która zapadła w pamięć?
Do książki zrobiłem 26 rozmów, ale w książce ostatecznie ukazało się 16. Dla mnie każda z nich była ważna, bo do każdej bardzo długo się przygotowywałem. Cenna jest dla mnie rozmowa z Lodowym Wojownikiem, czyli Krzysztofem Wielickim, w której mówi m.in. „(…)Często były to zabawne sytuacje na granicy tragedii. A humor był tym elementem, który pozwalał sobie właściwie radzić, zamiast tragizować. Był jak oddech świeżego powietrza w sytuacji, w której ktoś ze stresu łapie zadyszkę.”, Wielicki dodaje również „Myślę, że kiedyś przyjdzie taki czas, że będziemy się śmiać tyle co na zachodzie, będziemy bardziej radośnie podchodzić do wszystkiego. Póki co, często z klapkami na oczach pędzimy za pieniądzem, tratując przy tym bliskich, nasze relacje ze znajomymi, a tak na dłuższą metę się nie da”. Mógłbym wymienić również rozmowę z Aberaldem Gizą, który opowiada o mocnym dystansie i umiejętności śmiania się z siebie. Mówi w książce m.in. „(…) śmiech ma moim zdaniem moc oczyszczającą, która pozwala się pozbyć złych emocji, strachu, lęku, jakiegoś wewnętrznego kwasu, który nas niszczy. Śmiech pozwala nam również przekuć balon niezdrowego powietrza, które unosi się wokół nas.”. Warto zaznaczyć, że w USA stand-up jest wykorzystywany w terapii z byłymi kombatantami wojennymi do przepracowania traum doświadczonych w wyniku konfliktów zbrojnych. Mam nadzieję, że w Polsce kiedyś też upowszechni się taka forma terapii. Rozmowa z Aberaldem jest taką lekcją cennego dystansu. Muszę również wyróżnić rozmowę z Leszkiem Benke, komendantem ze „Spotkania z Balladą”, czyli Kopydłowa. To ostatnia autoryzowana rozmowa z Leszekiem, które ukazała się po jego śmierci i jest pełna fantastycznych wspomnień. Leszek pochowany jest w Zabierzowie koło Krakowa. Przeprowadzaliśmy ją w 2019 roku. W lipcu 2021 roku pojawiła się smutna wiadomość, że zmarł. Nie doczekał premiery książki. Teraz każde spotkanie dotyczące książki zaczynam wspomnieniem o Leszku, bo to jednak zawsze smutno, gdy odchodzą bohaterowie twoich projektów. W moim telefonie niestety jest już kilka numerów telefonów osób z którymi pracowałem, a dziś po drugiej stronie jest głucha cisza bez sygnału i komunikat „Abonent chwilowo niedostępny”.
Nie brakuje też rozmów z osobami związanymi z Krakowem.
Rozmawiam m.in. z Anną Dymną, Andrzejem Mleczką, ale też o Krakowie z Arturem Andrusem. W tych rozmowach przemycam krakowskie ciekawostki. W rozmowie z Panem Andrzejem Mleczką padają piękne zdania „Moja teoria jest taka: są dwa rodzaje radzenia sobie z absurdem istnienia. Ludzie o skłonnościach do metafizyki próbują sobie z tym radzić za pomocą różnego rodzaju religii i przesądów. Natomiast ci o poglądach bardziej racjonalnych i zdystansowani do siebie i świata ratują się za pomocą poczucia humoru.” W rozmowie z Arturem Andrusem ciekawostką jest fragment pożegnalnego felietonu Brunona Miecugowa (ojca Grzegorza) związanego z Krakowem, w którym to opowiadał, jak ma wyglądać jego pogrzeb. To fantastyczny tekst, który pokuje, że nawet na pogrzebie może być wesoło i kolorowo. Chciałem pokazać, że i w taki wesoły sposób można podejść do takiego dramatycznego tematu. Natomiast w rozmowie z Anną Dymną nie mogło zabraknąć wątku Piwnicy pod Baranami i Piotra Skrzyneckiego. Nie wyobrażam sobie tego kolorowego świata Piwnicy bez niego! Na temat Krakowa można by było rozmawiać i pisać wiele. To miasto na każdy rogu potrafi inspirować, trzeba tylko umieć chodzić z otwartymi oczami. Nieodżałowanej pamięci reżyser m.in. filmu „Chrzest” Marcin Wrona mówił kiedyś „Mieszkanie w tym mieście jest inspirujące. Idziesz na Rynek i zawsze kogoś spotkasz. Kawa, piwo i jest miło. Wszedłem w środowisko artystów, ludzi, którzy stworzyli potem Ha!Art. To był okres techno i subkultury cyberpunkowej. Oszalałem na punkcie postmodernizmu." Osobiście bardzo się cieszę, że miałem okazję jakąś część życia spędzić w tym mieście, poznać wielu fantastycznych, inspirujących i pobudzających do działania w fajnych, m.in. artystycznych projektach ludzi. Wszystkie te osoby mam głęboko w pamięci, wspomnę tutaj trzy z samego początku – Pani Annę Cieślak, prof. dr hab. Katarzyną Pokorną-Ignatowicz i Rafała Stanowskiego. Kraków szeroko pojęty w jakimś stopniu mnie ukształtował. W tej książce każde zdanie jest ważne i być może nakieruje kogoś w życiu na właściwe tory. Wiele razy jakaś myśl czy cytat sprawiały, że moje myślenie przerzucało się na inny tor. Różnymi cytatami mógłbym długo żonglować, ale przypomnę zapomnianego już rapera Tupaca Shakura, który prosto stwierdził kiedyś: „Albo się rozwijasz, albo giniesz”. Uważam, że chociaż są proste, to coś w nich jest. Wszystkie moje projekty staram się robić w myśl zasady Kieślowskiego „Nieważne, gdzie stawiasz kamerę, ważne po co!”. W każdym z projektów mam przekonanie, że on jest po coś, że on może pomóc drugiej osobie, coś zmienić.
Poczucie humoru może być punktem zwrotnym, zmienić podejście do pewnych spraw. Czy Twoim zdaniem my w Polsce umiemy się z siebie śmiać?
„Komedia to tragedia plus czas. Tragedia plus czas. Tej nocy kiedy został zastrzelony Lincoln, nie mogliśmy z tego żartować. Teraz minęło trochę czasu i możemy to robić. Rozumiecie, o co chodzi? Tragedia plus czas”. Tak mówił Lester, bohater filmu „Zbrodnie i wykroczenia” Woodyego Allena. Na początku chciałbym zaznaczyć, że w Polsce mamy jakiś ogrom nieprzepracowanych kompleksów historycznych. Próbujemy wybielać lub wypierać z przestrzeni i pamięci wszelkie nasze potknięcia czy czarne karty. Jakbyśmy byli Chrystusem Europy. A żaden naród czy żaden człowiek nie jest doskonały i kryształowy. Składamy się z zalet, wad, problemów, sukcesów, słabości, radości i gorszych dni. Dobrze jest się umieć do tego przyznać, często przepracować to i z uśmiechem iść dalej, bo inaczej może to być bardzo destrukcyjne. Czesi moim zdaniem doskonale przez humor i dystans potrafili przepracować swoją historię.
Zmieniają się też relacje między nami…
Bezpośrednie relacje w jakimś stopniu zanikają. Za czasów moich dziadków wpadało się z wizytą bez pytania. Teraz jest zupełnie inaczej, bo trzeba się umawiać, ustalać terminy... Pandemia pewne procesy pogłębia, korzystamy z mediów społecznościowych i ta komunikacja jest teraz specyficzna. Musimy uczyć się na nowo poczucia humoru. Upatruję tu nadzieję w memach, które powstają. Kiedy jakiś czas temu robiłem rozmowę dla miesięcznika „Znak” z panią Ewą Woydyłło-Osiatyńską i gdy zapytałem o kwestię, czy „byliśmy najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym?”, bo tak się kiedyś o nas mówiło, stwierdziła, że nie byliśmy najweselsi, tylko potrafiliśmy opowiadać dowcipy. W mojej książce też przypominam dowcipy, różne ich serie. Oczywiście jest seria „O bacy”. Kultura ich opowiadania też niestety zanika. Teraz, gdy spotykamy się w gronie znajomych, już raczej nikt ich nie opowiada. To już nie te czasy, gdy jeden dowcip odpalał kolejne.
Pandemia i wprowadzane lockdowny sprawiły, że trochę jednak zatęskniliśmy za spotkaniami twarzą w twarz.
Sporo osób tak ma. Ale w mniejszych społecznościach te kontakty się zakurzyły i każdy ułożył sobie życie i relacje po swojemu, zwłaszcza w „trybie pracy zdalnej”. Liczba rozwodów, problemy wynikające z tego zamknięcia pokazują, że pandemia pogłębiła pewne problemy. Zdecydowanie mniej widać też osób na wydarzeniach kulturalnych. Mam nadzieję, że mimo wszystko w perspektywie te tendencje będą się odwracać.
A jak doświadczenie pandemii wpłynęło na ciebie i twoją pracę nad książką?
Temat, który w niej poruszyłem wydaje mi się teraz bardziej aktualny niż przed pandemią. Rozmawiamy jesienią, momentami dość przygnębiającą porą. Ta książka jest jak lekarstwo, które trzeba aplikować. To dobry czas na tę książkę oraz na to, żebyśmy sięgali do stand-upów, kabaretów i dostrzegali drobiazgi, z których możemy się śmiać. Dzieci, zwierzaki są świetnym stymulatorem śmiechu. Każdy uśmiech, nawet wywołany mechanicznie sprawia, że te endorfiny bezpłatnie (co ważne w czasie galopującej inflacji) się u nas uruchamiają i realnie wpływają na nasz organizm.
Czyli twoja recepta jest następująca: przez życie warto iść z humorem i uśmiechem, jak i dystansem do siebie.
Na pewno będzie nam i naszym bliskim lżej. Konflikty często wynikają z tego, że nie potrafimy nabrać dystansu do jakiejś sprawy, a wtedy rzeczy urastają do niewyobrażalnej rangi. Humor i śmiech odpowiednio użyte są wentylami bezpieczeństwa w trudnych sytuacjach. Żyjemy w specyficznych czasach, które są sprawdzianem dla relacji międzyludzkich. Ważne, abyśmy pamiętali nie tylko o kolejnych suplementach, dietach cud czy terapiach, ale i o tym, co mamy na wyciągnięcie ręki. A tym lekarstwem jest na pewno poczucie humoru. Krzysztof Skiba mówi w tej książce: „Wszyscy umrzemy, więc może lepiej to życie starać się przeżyć na wesoło, z humorem. Humor, uśmiech ułatwiają życie i nigdy nie zaszkodzą. Osoby, które to rozumieją, nigdy nie dadzą zainfekować się jadem nienawiści”. Mam wrażenie, że w Polsce, w lokalnych społecznościach, w pracy, ale i często w rodzinach, na różnych płaszczyznach jesteśmy tak podzielni, dodatkowo niektórzy decydenci opanowali do perfekcji „zarządzanie strachem”, że tylko poczucie humoru, dystans do siebie i otaczającej rzeczywistości może nas uratować. To moim zdaniem jedyna nadzieja dla Polski, nadzieja dla nas.