Warto zamknąć Błonia na rok [Rozmowa]

Mariusz Waszkiewicz fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Dawid Kuciński: Konsultacje społeczne w sprawie katalogu imprez na Błoniach kończą się w piątek. Czy mogą być one w jakikolwiek sposób miarodajne?

Mariusz Waszkiewicz, ekolog, prezes Towarzystwa na Rzecz Ochrony Przyrody oraz przewodniczący Komisji Dialogu Obywatelskiego ds. Środowiska: Nie jestem do tego przekonany. Uważam, że elektroniczne konsultacje mogą być pomocne, ale  nie są  całkowicie  miarodajne, ponieważ ludzie starsi jednak nie korzystają z Internetu w takim  zakresie  jak  młodzi. Oczywiście nie neguję takiej formy. Konsultacje trzeba robić, ale nie można wyciągać na ich podstawie wniosków, że wszyscy ludzie mają takie samo zdanie na dany temat.

Pan swoje uwagi już wysłał?

Swoje uwagi zgłosiliśmy i namawialiśmy inne osoby, aby z tych konsultacji skorzystały. Nie chcemy, aby głosy grupy „imprezowiczów” doprowadziły do manipulacji takim sondażem, bo może się okazać, że na Błoniach mają być same imprezy.

Co się w nich znalazło?

Z grubsza przyjmujemy taką zasadę, że imprezy na Błoniach powinno się ograniczyć. Tam muszą być organizowane wydarzenia o najwyższym prestiżu oraz  takie, których nie można przygotować  w innych miejscach. Teraz jest tak, że trawa nie może się odrodzić, bo jedno wydarzenie goni drugie. Mamy w Krakowie mnóstwo stadionów (i nie mówię tylko o tych trzech największych). Ich właściciele, różne amatorskie kluby, mogłyby również podreperować w ten sposób swoje budżety.

W kwestionariuszu mamy ponad 10 imprez. To za dużo? Należałoby je dalej ograniczać?

Tak. A to nie są jakieś imprezy prestiżowe. One w większości mogą odbyć się wszędzie. Jeżeli to święta łąka Krakowa, wpisana do rejestru zabytków, traktujmy ją poważnie. Twierdzę też, że niektóre wydarzenia były organizowane bezprawnie, ponieważ towarzyszące im instalacje powinny mieć zgodę na budowę. A nie dostały. Podobnie jest z samochodami, które wjeżdżają tam i rozjeżdżają trawę. Każdy może zobaczyć, jak później trudno przywrócić ją do stanu sprzed wydarzenia.

Parę lat temu mieliśmy tam owieczki i barany. Chyba najbardziej kuriozalna sprawa.

Dla mniej najbardziej kuriozalny był rok 2012, kiedy na Błoniach powstało miasteczko kibica. Z jednej strony koncert, obok kibice właśnie i reklama piwa oraz parking samochodów. To mnie bardziej zbulwersowało niż te nieszczęsne barany. Również z lodowiskiem mam problem. To piękna rzecz, ale dlaczego nie można tego zorganizować w sadzawce w parku Jordana, bez żadnej szkody dla Błoń?

Chciałbym jeszcze zapytać o trawę. Co by było, gdyby zmienić gatunek na bardziej wytrzymały. Wtedy imprezy nie niszczyłoby jej tak bardzo?

Myślę, że to nie kwestia doboru gatunkowego, choć może w jakimś stopniu tak. Moim zdaniem imprez jest za dużo i przy takim nasileniu cudów nie będzie. Problemem jest też sposób koszenia. Moim zdaniem warto byłoby zamknąć na rok całe Błonia dla imprez, aby odżyły. Później ograniczone i późniejsze koszenie, a następnie regulacja katalogu imprez. Wtedy Błonia będą piękne.

Zmieńmy temat. 1 czerwca pracę rozpoczął Piotr Kempf. Co pan sądzi o dyrektorze Zarządu Zieleni Miejskiej?

Jesteśmy umówieni jako Komisja  Dialogu Obywatelskiego ds. Środowiska z dyrektorem na rozmowę  17 czerwca. Wtedy będziemy trochę mądrzejsi. Z tego, co dyrektor mówił, są rzeczy budzące wątpliwości. Pewne sprawy trzeba jednak wyjaśnić, bo może coś jest skrótem myślowym.

A jak pan ocenia zamysł, aby stworzyć w lasach miejskich miejsce do rekreacji?

Niepokoi mnie to. Zwłaszcza, że padła tutaj nazwa lasu mogilskiego. Nie bardzo wiem, na czym miałoby polegać jego dalsze udostępnianie, skoro jest tam kilka szerokich asfaltowych alejek. Co tam jeszcze można zrobić? Tego nie rozumiem i boję się. Ale być może to właśnie wspomniany skrót myślowy.

Muszę też przyznać, że nie zgadzam się z pomysłem, by sadzić rabatki i kwiatki w mieście. Powinniśmy iść w innym kierunku – utrzymywanie półnaturalnych łąk kwietnych z rzadszym koszeniem. Będzie to równie ładnie, a tańsze. Bo można wymyślać cuda-wianki, ale kto to będzie utrzymywał i za co? Choć oczywiście są miejsca, gdzie klomby muszą być – dla przykładu aleja Róż. Ale bezzasadne jest tworzenie kwietników na Plantach.

A propos Plant. Sporo emocji budzi pomysł z pozbyciem się barierek i udostępnieniem przestrzeni mieszkańcom.

Z Plantami jest większy problem. Barierki osobiście mi nie przeszkadzają. Dobór trawy również nie jest najlepszy, natomiast trzeba zwrócić uwagę na inną rzecz. Kilka lat temu powstał system nawadniania, który jest niewykorzystywany. Dodatkowo kiedyś kilku pracowników zatrudnianych przez miasto opiekowało się Plantami. Cokolwiek się działo, było naprawiane, ponieważ codziennie odwiedzali to miejsce. Teraz stałej opieki nie ma, a pieniądze „idą” na zewnętrzną firmę. Obecny system nie jest dobry. Taniej byłoby, gdyby miasto zatrudniło swoich pracowników, odpowiedzialnych za swój rewir.

Wiceprezydent Koterba i dyrektor Kempf zapowiadają, że będą walczyć o jak najwięcej środków na zieleń miejską oraz wykupy terenów zielonych. Padają kwoty, o które pan postulował – 30 mln zł na wykupy i ponad 30 mln na utrzymanie.

Wszystko zależy do prezydenta i radnych. Wbrew temu, co mówi wiceprezydent Koterba, miasto jest bogate, skoro stać nas na przykład na polewanie szyn tramwajowych wodą kilka razy dziennie. Marnujemy więc ogromne pieniądze każdego dnia. Tak samo jest ze stadionami. Wystarczy wspomnieć Hutnika, gdzie po wpompowaniu pieniędzy, trawa jest jak na pastwisku. Praktycznie do każdej inwestycji dokładamy. Pieniądze marnotrawi się na lewo i prawo, a zarządzanie jest tragiczne. Osoby przygotowujące umowy z  wykonawcami nie potrafią sformułować dobrego kontraktu i pilnować jego  wykonania.