Andrzej M., prezes firmy zajmującej się deweloperką jest oskarżony o to, że doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Prokuratura twierdzi, że 7 mln złotych wyprowadził ze swojej firmy, a kolejne 10 mln wyciągnął od klientów firmy, banku i jednego z kontrahentów. Właśnie do sądu trafił akt oskarżenia w tej sprawie. Mężczyzna ukrywał się we Francji.
Oskarżony był zarówno udziałowcem, jak i prezesem zarządu spółki. Firma zajmowała się szerokorozumianą działalnością deweloperską. Jednym z projektów była budowa osiedla mieszkaniowego w Krzeszowicach. Inwestycja rozpoczęła się w 2017 roku, jednak po kilku miesiącach pojawiły się problemy.
– Mimo to nadal zawierano przedwstępne umowy sprzedaży mieszkań i pobierano na ten cel wpłaty, zapewniając nabywców lokali o dobrej kondycji spółki i nie informując ich o jej rzeczywistym stanie finansowym – mówi rzecznik krakowskiej prokuratury, Janusz Hnatko.
Jak łatwo się domyślić, budowa nie została ukończona, a osoby, które już zapłaciły za swoje mieszkania, nie dostały zwrotu gotówki. Do tego egzekucje komornicze wobec spółki okazały się nieskuteczne.
Kredyt na kredyt
Andrzej M. wymyślił sposób, aby zapewnić zastrzyk pieniędzy w firmie. Wszedł on w porozumienie z m.in. własną rodziną, przyjaciółmi i znajomymi, którzy mieli problemy finansowe. Obiecywał im zaliczki w wysokości do 3 tys. złotych, a później zapłatę nawet 20 tys. złotych.
– Celem porozumienia było znalezienie fikcyjnych klientów, czyli osób, które miały, przedstawiając nieprawdziwą dokumentację, brać w bankach kredyty na zakup mieszkań w realizowanej przez niego inwestycji, a którzy następnie po uzyskaniu kredytu otrzymane pieniądze mieli przekazywać deweloperowi i za to otrzymywać od niego umówione wynagrodzenie – tłumaczy Hnatko.
Plan nie wypalił
Nie udałoby się to bez pośrednika kredytowego, który postanowił wejść w przestępczy proceder. To właśnie on załatwiał odpowiednie dokumenty, które pozwoliły wziąć kredyty na fikcyjne kupno mieszkania osobom wcześniej wymienionym. Po udanej transakcji i znalezieniu prawdziwego klienta, prezes miał wynagradzać podstawionego kupca nawet 20 tys. złotych.
W 2009 roku cały biznes się zawalił. Główny wykonawca zszedł z placu budowy. Całkowicie roboty ustały w drugiej połowie 2010 roku.
Pod francuskim niebem
Śledczy długo nie byli w stanie namierzyć dewelopera i postawić go w stan oskarżenia. Pomógł europejski nakaz aresztowania związany z innymi przestępstwami, Polacy musieli uzyskać zgodę francuskich kolegów na zatrzymanie Andrzeja M. na trenie ich kraju. W listopadzie 2017 roku mężczyzna usłyszał zarzuty i trafił do aresztu, w którym w dalszym ciągu przebywa.
– Podejrzany nie przyznał się do popełnienia zarzuconych mu czynów i odmówił złożenia wyjaśnień – mówi Janusz Hnatko.
Wraz z Andrzejem M. oskarżony został główny księgowy spółki. Śledczy postawili mu zarzuty współudziału w ponad dwudziestu oszustwach. – Jego rola sprowadzała się do sporządzania szeregu nieprawdziwych dokumentów, które były niezbędne do wyłudzeń kredytów w bankach. Wobec byłego księgowego aktualnie nie są stosowane środki zapobiegawcze. Nie przyznał się do stawianych mu zarzutów – stwierdza przedstawiciel prokuratury.
Andrzejowi M. grozi kara do piętnastu lat pozbawienia wolności. Księgowy zaś może spędzić za kratkami nawet do 10 lat.